Ustąpienie wiekowego przywódcy wywoływało jednak myśli skupione na czymś zupełnie innym u większości Owocniaków – głosowaniu. W końcu nawet dla najstarszych członków społeczności była to sytuacja zupełnie nowa. Poprzednio zastępcy dogadali się między sobą, przez co potrzeba głosowania nie zaistniała w pierwszej kolejności. A jeszcze wcześniej… dowiedziała się od taty, że Owocowy Las miał tylko jednego zastępcę. Dwójka niegdyś nie stanowiła reguły. Zaskoczyło ją to, bo od czasu jej kocięctwa zasady w społeczności się nie zmieniły, przez co nie zdała sobie sprawy, że kiedyś tak właśnie mogło być. Właściwie to, z jakiego powodu zapadła decyzja o zwiększeniu ilości zastępców? Czy coś się stało? W jakim stopniu Owocowy Las był kiedyś podobny do reszty klanów? Jak wiele się zmieniło od jego powstania? Postanowiła, że koniecznie musi wypytać swojego ojca o szczegóły, bo ta sprawa naprawdę ją zainteresowała.
Aktualnie należało się jednak skupić na innym dylemacie. Na kogo głosować? Żadnego z zastępców w końcu nie znała za dobrze. Mogła jedynie opierać się na swoich obserwacjach… lub także podpytać się o zdanie innych w tym temacie i na podstawie tego wszystkiego dokonać wyboru.
Pogawędziła więc z kotami popierającymi zarówno Daglezjową Igłę, jak i Lśniącą Tęczę. Osoby wymieniające kocura zazwyczaj twierdziły, iż jest on bardziej rozsądny i potrafiący zadbać o bezpieczeństwo. Sama zresztą pamiętała, jak przez większość czasu to właśnie on był strażnikiem żłobka i nie pozwalał jej oraz rodzeństwu wychodzić samemu z legowiska. Musiał dobrze sprawdzać się w tej roli, bo tata go często wyznaczał. Zawsze pozostawał niewzruszony na nawet najbardziej błagające oczęta Malinki i Mirabelki.
Mimo to, od początku osobiście bardziej się skłaniała w stronę Daglezji. Miała po prostu znacznie większy kontakt ze społecznością. Oczywiście najwięcej spędzała czasu z osobami sobie najbliższymi, ale nierzadko po prostu przysiadała się do kogoś zupełnie innego i prowadziła swobodną konwersację. A według szylkretki to stanowiło ogromną zaletę w przypadku lidera, ponieważ znajomość swoich podwładnych i ich zróżnicowanych potrzeb, oraz umiejętność dogadania się z każdym były kluczowe w zarządzaniu społecznością. Odnośnie Lśniącej Tęczy też raz jej się obiło uszy, że ma nieufny stosunek do kotów z zewnątrz, co już samo w sobie stawiało go w gorszym świetle dla niej, nawet jeśli to nie była prawda.
Po utwierdzeniu się w swoim wyborze następnego podniosła łapę za pointką. Miała nadzieję, że dobrze robi. Samo branie udziału w głosowaniu natomiast? Było dla niej w tym coś bardzo ekscytującego. Wybór wahał się między kotami wybranymi przez Agresta, ale mimo ograniczenia, wciąż był w tym jakiś element wolności, z jakim wcześniej nie mieli do czynienia. Każdy mianowany Owocniak miał wpływ na wynik i Mirabelka widziała coś w tym niezwykłego.
Z jej rodziny jedynie Malinka głosował na Lśniącą Tęczę. Nie miał natomiast nic przeciwko kontrkandydatce, ogólnie calico bardzo rzadko żywił do kogoś negatywne emocje, według tortie niekiedy nawet na swoją szkodę. Wiedziała jednak, że jako uczeń czarnego miał z nim bliższą relację i chciał go wesprzeć także i w tym aspekcie.
Ku zadowoleniu większości, Daglezjowa Igła wygrała i została oficjalną przywódczynią Owocowego Lasu. Mirabelkę rozczarował jednak wybór zastępcy. Niby widziała, jak kotki trzymają się razem, ale jakoś nie pomyślała o tym w tym kontekście. Sadzawka należała do kotów, z jakimi nawet nie trzeba było wiele rozmawiać, by już ich nie lubić. Oziębła z zawsze zadartym nosem, a do tego strasznie wścibska i nierzadko rozpowiadająca nieetyczne informacje z wątpliwych źródeł. Szylkretka nie była zadowolona, że osoba tego pokroju aktualnie będzie miała władzę. To się mogło źle skończyć.
Wdrapała się do legowiska zwiadowców i zwinęła w kłębek, częściowo usatysfakcjonowana, częściowo niezadowolona. Zamknęła oczy, powoli wypuszczając powietrze.
Teraz i tak nie dało się już niczego cofnąć. Jedynie czas mógł pokazać, czy obywatele Owocowego Lasu dokonali odpowiedniego wyboru.
***
— Smutno mi, że Lśniąca Tęcza nie wygrał — wybełkotał Malinka. — Nawet nie chodzi o to, kogo ja bardziej wolę. Po prostu… widzę, jak bardzo jest przygnębiony po tym głosowaniu. Szkoda mi go.
— To on kiedykolwiek nie jest w złym nastroju? — zapytała pół żartem Mirabelka, mimo wszystko zaczynając dokładnie się przyglądać szylkretowi.
— No właśnie w tym problem! — Machnął ogonem. — Miałem nadzieję, że jak wygra, to się nareszcie uśmiechnie. — Spojrzał na nią wielkimi, budzącymi litość, oczami. — Ale nie poszło mu i teraz jest jeszcze bardziej nieszczęśliwy! A ja nie wiem, co innego mogłoby poprawić mu humor.
Bura wyciągnęła łapę z zamiarem położenia jej na barku calico, jednak nim zdążyła go dosięgnąć, niespodziewanie Sadzawka stanęła centralnie przed nią. Zaskoczona cofnęła ramię, unosząc brwi na kotkę.
— Mirabelko, nie jesteś zajęta, prawda? — Mimo wypowiedzianych przez nią słów, wcale nie brzmiała, jakby właśnie zadawała pytanie. — Chciałabym na chwilę z tobą porozmawiać.
Szylkretka zawahała się przez moment, nie chcąc tak po prostu zostawiać Malinki. Z drugiej strony zastępczyni nie wyglądała, jakby w ogóle brała pod uwagę możliwość odmowy, a tortie także preferowała nie oczekiwać w napięciu i zastanawiać się, co ona takiego może od niej chcieć.
— Jasne — odpowiedziała więc, w miarę swobodnie, chociaż jednocześnie końcówka ogona jej zadrgała.
Zwiadowczyni posłała rodzeństwu przepraszające spojrzenie, nim podążyła za burą w bardziej ustronne miejsce.
— Nie będę się cackać i powiem wprost: sytuacja z mojej perspektywy wygląda dziwnie. Pewnego dnia znikasz z klanu bez ostrzeżenia, nie dajesz żadnego znaku życia, a potem powracasz z ojcem, jakby nic się nie stało. — Zmarszczyła brwi. — Mam nadzieję, że nie zmuszono cię do powrotu?
O nie, o nie. Tak bardzo nie chciała poruszać tego tematu. Wszystko byle nie to.
— Nie — zaśmiała się, mając ochotę głęboko zapaść się pod ziemię — nic takiego nie miało miejsca.
— Jaki powód odejścia był zatem w pierwszej kolejności? — drążyła dalej, wywołując gęsią skórkę u swojej rozmówczyni. — Takie przypadki mają miejsce jednak nieczęsto, nieprawdaż?
— A czemu to jest takie istotne? — Napuszyła futro, czując się okropnie niekomfortowo w towarzystwie drugiej. — Teraz jestem z powrotem i nie zamierzam nigdy więcej się stąd oddalać. Mogę ci to zagwarantować.
— Naprawdę muszę ci jeszcze wyjaśniać, dlaczego po nagłej ucieczce z klanu, wypadałoby później przynajmniej się z niej wytłumaczyć? — parsknęła, mierząc ją pogardliwym spojrzeniem. — To faktycznie cudownie, iż teraz jesteś taka szybka w obietnicach lojalności, lecz to automatycznie nie wymazuje tego, co zrobiłaś. Działań na szkodę klanu nie należy ignorować.
No oczywiście, że nie. Zastępczyni obecnie była tym taka przejęta, ale gdy to ona sama celowo uprzykrza życie niektórym, jakoś nigdy nie brakowało jej na to usprawiedliwienia. Zwiadowczyni miała ochotę zwymiotować, słysząc w jej tonie tę fałszywą troskę.
— Gdyby tak naprawdę było, to już dawno otrzymałabyś reprymendę za obgadywanie innych i ciągłe wpychanie nosa w nie swoje sprawy — syknęła, nim zdążyła się powstrzymać.
Sadzawka po tych słowach uśmiechnęła się szerzej, jakby chciała zamordować rozmówczynię poziomem nienawiści bijącym z wyrazu jej twarzy. Oho, czyżby trafiła w czuły punkt? Mirabelka mimo chęci splunięcia, na ten jej wygięty od sztuczności pysk, zareagowała nieznacznym skuleniem się, bo wytrzeszczone oczy starszej zaczęły wydawać się szylkretce coraz bardziej przerażające.
— Interesowanie się sprawami współklanowiczów uznałabym raczej za zaletę. — Uniosła wysoko głowę, nie tracąc ani odrobiny rezonu. — Czyni to ze mnie dobrą zastępczynię, znającą doskonale każdego członka naszej społeczności, która poprzez twoją ucieczkę niemało musiała wycierpieć — westchnęła teatralnie. — I chcąc o nią przyzwoicie zadbać, zadałam ci jedno, proste pytanie. Odpowiedź na nie naprawdę nie jest czymś wymagającym.
Tortie stęknęła cicho, wiedząc, że już nie znajdzie sposobu, aby się od tego wymigać.
— To był… po prostu trudny okres dla mnie pod względem emocjonalnym. — Zwiesiła nisko łeb, nie chcąc, żeby bura dostrzegła piekący ją wstyd. — W pewnym momencie miałam dość i pod wpływem impulsu odeszłam na dystans. Później oczywiście chciałam wrócić, ale podczas tych prób niestety się zgubiłam. — Zaszurała łapą w ziemi. — Wszystko było pokryte śniegiem. Chciałam ponownie próbować, jak się ociepli, ale wtedy na szczęście mnie odnaleziono.
— Dobrze — skwitowała sucho Sadzawka. — Natomiast po następnej nieplanowanej wycieczce radziłabym unikać zasłaniania się kolejnymi ckliwymi historiami. Twój tatuś nie jest już dłużej liderem i jego ochrona nad tobą się skończyła. Z nas nikt nie będzie cię klepać po główce i się przejmować, czy twoje decyzje zostały podjęte w dobrej wierze, czy nie. — Protekcjonalnie machnęła na nią ogonem. — Czas dorosnąć.
Szylkretka stała nieruchomo, w osłupieniu patrząc się na zastępczynię. Co ona właśnie powiedziała? Zacisnęła kły ze złości.
Nim jednak zdążyła się odgryźć, kocica już skierowała się w swoją stronę. Mirabelka prychnęła pod nosem, zaraz rozglądając się za Malinką. Musiała jak najszybciej donieść mu o tym wszystkim.
Co za wredne babsko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz