już po otworzeniu ślepi
Otwarcie oczu było jednym z największych osiągnięć w jej dotychczasowym życiu, nie licząc późniejszego odepchnięcia od mleka jednego brata, by chwilę potem wymemlać ogon drugiego, z pomocą zadziwiającej ilości ślinotoku. Niemniej, dość szybko przekonała się, że o ile nie przeszkadzają jej obrazy, jakie przeskakują jej przed oczami, tak strasznie irytują ją wszelkie dźwięki, wydawane przez koty w środku. Jęki, stęki, mlaskanie, wycie, popiskiwanie. Nawet jak ktoś źle chodził, kotka potrafiła to usłyszeć, a z racji, iż nie miała pojęcia jak sobie z tym radzić, kończyło się na brzydkim płaczu z jej strony, który tylko pogarszał sprawę. Nauczyła się jednak dość szybko drugiego sposobu, by radzić sobie z frustracją, gryząc źródło wydawanych dźwięków, co... najczęściej kończyło się jeszcze większym płaczem, ale tym razem nie jej, a kociaka, którego ugryzła. Dorośli na szczęście nie wydawali z siebie niczego podobnego, pewnie głównie z powodu grubszej skóry i sierści, tak więc ich mogła gryźć do woli, byle tylko zaczęli, chociażby odrobinę oddychać ciszej, kiedy pojawiały się gorsze dni. Dość szybko zrozumiała również, że o ile mama pachniała mlekiem, reszta kotów wyglądała brzydko i staro, więc jak to ciekawski kociak, wspinała się do ucha czekoladowej, lub też nagląco spoglądała, licząc na to, że ta się do niej nachyli, a Kniejka będzie mogła się spytać: ,,A dlaczego ten Pan jest taki?". Co prawda myślała, że szepcze, jednak wszyscy wiedzą, jakie umiejętności szeptania mają małe kociaki, co prowadziło do niezręcznych uśmiechów na pyskach starszyzny. Szczególnie straszny przez ten cały czas zdawał się być Leśny Pożar, ze swoją spaloną połową pyska, na którą kotka mogła się gapić przez długie minuty, aż w końcu ktoś jej nie zajął czymś innym lub nie upomniał. W pewnym momencie zaczynała być na tyle śmiała, że próbowała podchodzić do starszego i pytać, czy może dotknąć stopionej skóry, chociaż jak na razie nigdy jej się nie udawało dojść do celu, głównie z powodu rodziców lub dziadka, którzy zdołali jej pilnować na tyle, by nie wskoczyła rudzielcowi na grzbiet. Chociaż zdążyła już spytać ognistego wprost, kto mu zjadł połowę pyska i czy był taki, taki od urodzenia. Większość jednak czasu spędzała na potykaniu się o ogony starszych oraz pytaniu dziadka, czemu jest stary i czy ona kiedyś też taka będzie. Tak więc, legowisko starszyzny było na chwilę obecną całym jej światem. Czasem z zewnątrz przychodziły jakieś koty, młodsze lub starsze, przynosząc za sobą zapach czegoś mokrego i zimnego, jednak zawsze trzymała się z dala, jedynie obserwując, co robią. Nie znała ich i jakoś niezbyt rwało ją do poznawania. Nie byli częścią jej małego świata wewnątrz legowiska, byli kimś obcym i niezwykle głośnym, co powodowało w niej tylko bulwersację i chęć wgryzienia im się w ogon, jednak za każdym razem, gdy tylko próbowała, dorośli jakimś cudem odczytywali jej intencje i powstrzymywali od podbiegnięcia do swojego mało świadomego zagrożenia celu.
- Czemu te koty tu przychodzą? - spytała któregoś dnia podczas kąpieli dostarczanej przez Przepiórkę, patrząc spod byka na kolejnego, wchodzącego do legowiska starszych wojownika, który zwyczajnie nie zwracał uwagi na kłębek puchu rzucający mu mordercze spojrzenie.
Otwarcie oczu było jednym z największych osiągnięć w jej dotychczasowym życiu, nie licząc późniejszego odepchnięcia od mleka jednego brata, by chwilę potem wymemlać ogon drugiego, z pomocą zadziwiającej ilości ślinotoku. Niemniej, dość szybko przekonała się, że o ile nie przeszkadzają jej obrazy, jakie przeskakują jej przed oczami, tak strasznie irytują ją wszelkie dźwięki, wydawane przez koty w środku. Jęki, stęki, mlaskanie, wycie, popiskiwanie. Nawet jak ktoś źle chodził, kotka potrafiła to usłyszeć, a z racji, iż nie miała pojęcia jak sobie z tym radzić, kończyło się na brzydkim płaczu z jej strony, który tylko pogarszał sprawę. Nauczyła się jednak dość szybko drugiego sposobu, by radzić sobie z frustracją, gryząc źródło wydawanych dźwięków, co... najczęściej kończyło się jeszcze większym płaczem, ale tym razem nie jej, a kociaka, którego ugryzła. Dorośli na szczęście nie wydawali z siebie niczego podobnego, pewnie głównie z powodu grubszej skóry i sierści, tak więc ich mogła gryźć do woli, byle tylko zaczęli, chociażby odrobinę oddychać ciszej, kiedy pojawiały się gorsze dni. Dość szybko zrozumiała również, że o ile mama pachniała mlekiem, reszta kotów wyglądała brzydko i staro, więc jak to ciekawski kociak, wspinała się do ucha czekoladowej, lub też nagląco spoglądała, licząc na to, że ta się do niej nachyli, a Kniejka będzie mogła się spytać: ,,A dlaczego ten Pan jest taki?". Co prawda myślała, że szepcze, jednak wszyscy wiedzą, jakie umiejętności szeptania mają małe kociaki, co prowadziło do niezręcznych uśmiechów na pyskach starszyzny. Szczególnie straszny przez ten cały czas zdawał się być Leśny Pożar, ze swoją spaloną połową pyska, na którą kotka mogła się gapić przez długie minuty, aż w końcu ktoś jej nie zajął czymś innym lub nie upomniał. W pewnym momencie zaczynała być na tyle śmiała, że próbowała podchodzić do starszego i pytać, czy może dotknąć stopionej skóry, chociaż jak na razie nigdy jej się nie udawało dojść do celu, głównie z powodu rodziców lub dziadka, którzy zdołali jej pilnować na tyle, by nie wskoczyła rudzielcowi na grzbiet. Chociaż zdążyła już spytać ognistego wprost, kto mu zjadł połowę pyska i czy był taki, taki od urodzenia. Większość jednak czasu spędzała na potykaniu się o ogony starszych oraz pytaniu dziadka, czemu jest stary i czy ona kiedyś też taka będzie. Tak więc, legowisko starszyzny było na chwilę obecną całym jej światem. Czasem z zewnątrz przychodziły jakieś koty, młodsze lub starsze, przynosząc za sobą zapach czegoś mokrego i zimnego, jednak zawsze trzymała się z dala, jedynie obserwując, co robią. Nie znała ich i jakoś niezbyt rwało ją do poznawania. Nie byli częścią jej małego świata wewnątrz legowiska, byli kimś obcym i niezwykle głośnym, co powodowało w niej tylko bulwersację i chęć wgryzienia im się w ogon, jednak za każdym razem, gdy tylko próbowała, dorośli jakimś cudem odczytywali jej intencje i powstrzymywali od podbiegnięcia do swojego mało świadomego zagrożenia celu.
- Czemu te koty tu przychodzą? - spytała któregoś dnia podczas kąpieli dostarczanej przez Przepiórkę, patrząc spod byka na kolejnego, wchodzącego do legowiska starszych wojownika, który zwyczajnie nie zwracał uwagi na kłębek puchu rzucający mu mordercze spojrzenie.
<Mamo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz