Minęło kilka dni od mianowania Zalotki na uczennicę, teraz dumnie nosiła już imię Zalotna Łapa. Choć, czy ja wiem, czy nosiła je tak dumnie? Kotka zdawała się cały czas być przytłoczona, czujna i przestraszona. Wyglądała na zagubioną, jakby usilnie próbowała odnaleźć coś, czego w rzeczywistości nie ma lub jest po prostu przez nią nieosiągalne. To uczucie wcale nie było dla Zalotki obce ani nowe, chyba jako jedyna wiedziała, co się z nią dzieje. Brakowało jej, mianowicie jej bliskich, przez kilka dni musiała żyć bez innych kotów, które towarzyszyłyby jej przy jej boku. Nie rozmawiała codziennie z matką i rodzeństwem, czuła się pusto i samotnie, choć w jej głowie cały czas przeklinała siebie za uzależnienie od innych.
Teraz siedziała przed legowiskiem uczniów, z utęsknieniem wpatrując się w miejsce, w którym się wychowywała. Sześć księżyców spędzonych w legowisku medyka wśród uspokajającego zapachu ziół, a przede wszystkim przy jej matce – Zarannej Zjawie. Zalotka biła się z myślami, z jednej strony chciała po prostu ponownie wtulić się w futro burej kotki, z drugiej strony czuła się zażenowana faktem, że tak krótko wytrzymała bez interakcji ze swoją rodzicielką. Uczniowie powinni być ambitni i dumni, powinni zminimalizować swoje spotkania z rodziną i nauczyć się samodzielności. Nie mogli cały czas polegać na bliskich. Tak, szylkretka doskonale o tym wiedziała, z tego powodu czuła okropny wstyd na myśl, że jedyne, na co ma ochotę to na wypłakanie się w mięciutkie futro Zarannej Zjawy. „Ten jeden jedyny raz, ostatni” pomyślała i szybko podniosła się na cztery, patykowate łapy w białym jak śnieg kolorze.
No właśnie, śnieg. Nadeszła już Pora Nagich Drzew. Dookoła panował chłód, mróz i szaruga. W tym momencie na całe szczęście akurat nie padało. Zalotka ruszyła do przodu, starając się nie wywrócić na śliskiej powierzchni pokrytej cienką warstwą śniegu. Nie ułatwiały jej w tym, jednak jej długie nogi, które wiecznie jej się plątały, co często skutkowało bolesnym spotkaniem z ziemią. „Proszę tylko o to, aby nie upokorzyć się przed tymi wszystkimi kotami!” powiedziała do siebie w myślach, będąc w pełni skoncentrowana na swoim celu – legowisku medyka.
W tym momencie uczennica poczuła, jak coś bardzo mocno uderza w jej bok. Kotka straciła równowagę i z impetem wywróciła się na śliską, twardą powierzchnię. Przez chwilę zabrakło jej tlenu w płucach, nie potrafiła nabrać oddechu. Obejrzała się jedynie za siebie i dostrzegła leżącego na ziemi kocura. Miał on całe białe futro, wyglądał na oszołomionego. Po chwili kotka zaczęła rozglądać się po zgromadzonych dookoła kotach. Czuła ich wzrok na sobie, miała wrażenie, że wszyscy oceniają ją i śmieją się z jej upadku.
„Z całą pewnością musiałam wyglądać głupio!” pomyślała i natychmiast jej brązowe oczęta zaszkliły się. Uczennica wstała niezgrabnie i uśmiechnęła się tylko z przymusu.
— Najmocniej przepraszam, to był tylko taki wypadek. No wiecie, jest bardzo ślisko! — zaśmiała się nerwowo i spojrzała na białego kocura, który właśnie dochodził do siebie po ciężkim upadku.
— Musiałam stracić równowagę po tym, jak dobił do mnie inny kot... — dodała. Natychmiast poczuła się jeszcze bardziej zażenowana. Uwielbiała być w centrum uwagi... ale nie takim! Chciała, aby każdy kot ją podziwiał, nie uważał za niezdarną łamagę!
Zalotna Łapa natychmiast przedarła się przez zgromadzone obok zaciekawione koty i czmychnęła w stronę legowiska medyka, w którym przebywała jej matka. Wparowała tam z poślizgiem i zatrzymała się tuż przed burym futrem Zarannej Zjawy. Kotka natychmiast zrobiła kilka kroków w tył i usiadła na chłodnej ziemi. Wypuściła ciężko powietrze i jej mina natychmiast posmutniała.
— Cześć mamo… — mruknęła cicho. Chwilę spędziła w milczeniu, po czym ponownie wstała i podeszła do burej kotki, wtulając się w jej futerko.
— Wiesz… ja chyba nie chcę być już dłużej uczniem! — zaczęła i łza powoli spłynęła z jej policzka. — To jest zbyt ciężkie! Tęsknię za tym kojącym zapachem różnych mieszanek ziół, Tęsknię za ciepłem… i przede wszystkim tęsknię za tobą! — dodała, w tym momencie brzmiała jak rozhisteryzowana panna. Wtuliła się jeszcze mocniej w futro swojej rodzicielki, po czym cofnęła się, patrząc teraz prosto na Zaranną Zjawę.
— To źle, prawda? Powinnam skupić się na treningach… Jestem strasznie uzależniona od innych kotów, prawda? Czy jest na to jakieś zioło? Mamo, proszę… Ja nie chcę taka być! — szepnęła drżącym z emocji głosem.
— Chciałabym być tak beztroska jak reszta uczniów, chciałabym cieszyć się nową pozycją w klanie i treningami, które uczynią ze mnie przyszłą wojowniczkę Klanu Wilka… Ale ja nie potrafię… ciągle czuję się taka samotna! — miauknęła jeszcze i spuściła głowę, spoglądając teraz na swoje trzęsące się, galaretowate łapy.
Teraz siedziała przed legowiskiem uczniów, z utęsknieniem wpatrując się w miejsce, w którym się wychowywała. Sześć księżyców spędzonych w legowisku medyka wśród uspokajającego zapachu ziół, a przede wszystkim przy jej matce – Zarannej Zjawie. Zalotka biła się z myślami, z jednej strony chciała po prostu ponownie wtulić się w futro burej kotki, z drugiej strony czuła się zażenowana faktem, że tak krótko wytrzymała bez interakcji ze swoją rodzicielką. Uczniowie powinni być ambitni i dumni, powinni zminimalizować swoje spotkania z rodziną i nauczyć się samodzielności. Nie mogli cały czas polegać na bliskich. Tak, szylkretka doskonale o tym wiedziała, z tego powodu czuła okropny wstyd na myśl, że jedyne, na co ma ochotę to na wypłakanie się w mięciutkie futro Zarannej Zjawy. „Ten jeden jedyny raz, ostatni” pomyślała i szybko podniosła się na cztery, patykowate łapy w białym jak śnieg kolorze.
No właśnie, śnieg. Nadeszła już Pora Nagich Drzew. Dookoła panował chłód, mróz i szaruga. W tym momencie na całe szczęście akurat nie padało. Zalotka ruszyła do przodu, starając się nie wywrócić na śliskiej powierzchni pokrytej cienką warstwą śniegu. Nie ułatwiały jej w tym, jednak jej długie nogi, które wiecznie jej się plątały, co często skutkowało bolesnym spotkaniem z ziemią. „Proszę tylko o to, aby nie upokorzyć się przed tymi wszystkimi kotami!” powiedziała do siebie w myślach, będąc w pełni skoncentrowana na swoim celu – legowisku medyka.
W tym momencie uczennica poczuła, jak coś bardzo mocno uderza w jej bok. Kotka straciła równowagę i z impetem wywróciła się na śliską, twardą powierzchnię. Przez chwilę zabrakło jej tlenu w płucach, nie potrafiła nabrać oddechu. Obejrzała się jedynie za siebie i dostrzegła leżącego na ziemi kocura. Miał on całe białe futro, wyglądał na oszołomionego. Po chwili kotka zaczęła rozglądać się po zgromadzonych dookoła kotach. Czuła ich wzrok na sobie, miała wrażenie, że wszyscy oceniają ją i śmieją się z jej upadku.
„Z całą pewnością musiałam wyglądać głupio!” pomyślała i natychmiast jej brązowe oczęta zaszkliły się. Uczennica wstała niezgrabnie i uśmiechnęła się tylko z przymusu.
— Najmocniej przepraszam, to był tylko taki wypadek. No wiecie, jest bardzo ślisko! — zaśmiała się nerwowo i spojrzała na białego kocura, który właśnie dochodził do siebie po ciężkim upadku.
— Musiałam stracić równowagę po tym, jak dobił do mnie inny kot... — dodała. Natychmiast poczuła się jeszcze bardziej zażenowana. Uwielbiała być w centrum uwagi... ale nie takim! Chciała, aby każdy kot ją podziwiał, nie uważał za niezdarną łamagę!
Zalotna Łapa natychmiast przedarła się przez zgromadzone obok zaciekawione koty i czmychnęła w stronę legowiska medyka, w którym przebywała jej matka. Wparowała tam z poślizgiem i zatrzymała się tuż przed burym futrem Zarannej Zjawy. Kotka natychmiast zrobiła kilka kroków w tył i usiadła na chłodnej ziemi. Wypuściła ciężko powietrze i jej mina natychmiast posmutniała.
— Cześć mamo… — mruknęła cicho. Chwilę spędziła w milczeniu, po czym ponownie wstała i podeszła do burej kotki, wtulając się w jej futerko.
— Wiesz… ja chyba nie chcę być już dłużej uczniem! — zaczęła i łza powoli spłynęła z jej policzka. — To jest zbyt ciężkie! Tęsknię za tym kojącym zapachem różnych mieszanek ziół, Tęsknię za ciepłem… i przede wszystkim tęsknię za tobą! — dodała, w tym momencie brzmiała jak rozhisteryzowana panna. Wtuliła się jeszcze mocniej w futro swojej rodzicielki, po czym cofnęła się, patrząc teraz prosto na Zaranną Zjawę.
— To źle, prawda? Powinnam skupić się na treningach… Jestem strasznie uzależniona od innych kotów, prawda? Czy jest na to jakieś zioło? Mamo, proszę… Ja nie chcę taka być! — szepnęła drżącym z emocji głosem.
— Chciałabym być tak beztroska jak reszta uczniów, chciałabym cieszyć się nową pozycją w klanie i treningami, które uczynią ze mnie przyszłą wojowniczkę Klanu Wilka… Ale ja nie potrafię… ciągle czuję się taka samotna! — miauknęła jeszcze i spuściła głowę, spoglądając teraz na swoje trzęsące się, galaretowate łapy.
<Mamo?>
[766 słów]
[766 słów]
[przyznano 15%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz