Czyjś głos rozniósł się po jaskini, docierając we wszelkie jej zakątki, w tym kociarnie. Siewka zdezorientowana oderwała się od mchu i rozejrzała się wokół. Widząc reakcje siostry, odkryła, że tym razem nie tylko ona go usłyszała.
— Lider przemawia. — zawołała zaciekawiona, lekko kręcąc ogonem. — No chodź, zobacz.
Siewka niechętnie dogramoliła się do kremowej. Niski szary kot mówił coś, a pozostałe koty go słuchały. Tym razem nie tak donośnie, więc wszelakie wypowiadane treści nie docierały do uszek ciekawskich kociąt.
— Chciałabym już być uczniem. Zwiedzałabym świat i codziennie odkrywała coś nowego. — westchnęła Jaskółka. — Kiedy nas mianuje na uczniów?
Gasnąca zerknęła na przebrane córki i odparła po chwili namysłu.
— Kiedy Srokoszowa Gwiazda uzna, że jesteście gotowe. — te słowa zabrzmiały w głowie Siewki jak wyrok.
Lider ją oceniał? Poczuła nieprzyjemny ścisk w brzuchu. Wszystkie upokarzające i wstydliwe wspomnienia uderzyły w nią. Wątpiła, że jego opinia na jej temat była jakkolwiek pozytywna. Na pewno był nią zawiedziony. Przecież Siewka była nikim. Beznadziejna. Bojąca się wszystkiego. Mocząca się w nocy. Zdecydowanie nie spełniała żadnych warunków na mianowanie na ucznia. Zerknęła niepewnie na Jaskółke. Bała się rozłąki z siostrą, ale myśl o opuszczeniu kociarni i wycieczce w nieznane także ją przerażała.
Poczuła, jak mimowolnie się kuli, przytoczone własnymi lękami. Ogon zaczął nerwowo uderzać o ziemie.
— Spokojnie, Siewko, wszystko będzie dobrze. — miauknęła w jej stronę opiekunka, widząc trzęsące się kocie.
Słyszała, jak podchodzi bliżej niej. Gdzieś w tle rozległ się głos Jaskółki, lecz nie była w stanie zrozumieć słów.
— Wzięłaś leki?
Zamarła na uderzenie serca. Nie wzięła. Bała się nieznanej i dziwnie pachnącej rośliny. Nie wiedziała co to. Nie znała obcej kotki ani jej zamiarów. Zdawała się chłodna. Gardząca. Zirytowana jej istnieniem. Na pewno jej nie chciała w klanie. Na pewno chciała się pozbyć problemu. Odciążyć jej opiekunkę.
Siewka wpatrywała się w oczy Gasnącej, łapiąc ciężko oddech. Trzęsąc się, próbowała wydobyć z siebie słowo. Kłamstwo. Małe, drobne, zupełnie niewinne. Lecz jej całe ciało przemawiało za nią, zdradzając niewygodną prawdę.
— Siewko. — zaczęła, sprawiając, że kotka tylko bardziej się napięła. — To dla twojego dobra. To nic strasznego. Spójrz. — chwyciła jeden z listków i zaczęła żuć.
Pomarańczowe ślepia obserwowały to, obawiając się najgorszego.
— Widzisz. Nawet nie są złe w smaku. I działają wyciszająco. Nie zrobią ci nic złego. Sprawią tylko, że to wszystko, co dzieje się tu. — wskazała łapą na jej łebek. — Uspokoi się. Nie będziesz się tak stresować. Spróbuj, proszę. Chociaż listek.
Szylkretka podeszła nie mając innego wyjścia i skubnęła kawałek, wciąż uważnie obserwując opiekunkę.
— Lider przemawia. — zawołała zaciekawiona, lekko kręcąc ogonem. — No chodź, zobacz.
Siewka niechętnie dogramoliła się do kremowej. Niski szary kot mówił coś, a pozostałe koty go słuchały. Tym razem nie tak donośnie, więc wszelakie wypowiadane treści nie docierały do uszek ciekawskich kociąt.
— Chciałabym już być uczniem. Zwiedzałabym świat i codziennie odkrywała coś nowego. — westchnęła Jaskółka. — Kiedy nas mianuje na uczniów?
Gasnąca zerknęła na przebrane córki i odparła po chwili namysłu.
— Kiedy Srokoszowa Gwiazda uzna, że jesteście gotowe. — te słowa zabrzmiały w głowie Siewki jak wyrok.
Lider ją oceniał? Poczuła nieprzyjemny ścisk w brzuchu. Wszystkie upokarzające i wstydliwe wspomnienia uderzyły w nią. Wątpiła, że jego opinia na jej temat była jakkolwiek pozytywna. Na pewno był nią zawiedziony. Przecież Siewka była nikim. Beznadziejna. Bojąca się wszystkiego. Mocząca się w nocy. Zdecydowanie nie spełniała żadnych warunków na mianowanie na ucznia. Zerknęła niepewnie na Jaskółke. Bała się rozłąki z siostrą, ale myśl o opuszczeniu kociarni i wycieczce w nieznane także ją przerażała.
Poczuła, jak mimowolnie się kuli, przytoczone własnymi lękami. Ogon zaczął nerwowo uderzać o ziemie.
— Spokojnie, Siewko, wszystko będzie dobrze. — miauknęła w jej stronę opiekunka, widząc trzęsące się kocie.
Słyszała, jak podchodzi bliżej niej. Gdzieś w tle rozległ się głos Jaskółki, lecz nie była w stanie zrozumieć słów.
— Wzięłaś leki?
Zamarła na uderzenie serca. Nie wzięła. Bała się nieznanej i dziwnie pachnącej rośliny. Nie wiedziała co to. Nie znała obcej kotki ani jej zamiarów. Zdawała się chłodna. Gardząca. Zirytowana jej istnieniem. Na pewno jej nie chciała w klanie. Na pewno chciała się pozbyć problemu. Odciążyć jej opiekunkę.
Siewka wpatrywała się w oczy Gasnącej, łapiąc ciężko oddech. Trzęsąc się, próbowała wydobyć z siebie słowo. Kłamstwo. Małe, drobne, zupełnie niewinne. Lecz jej całe ciało przemawiało za nią, zdradzając niewygodną prawdę.
— Siewko. — zaczęła, sprawiając, że kotka tylko bardziej się napięła. — To dla twojego dobra. To nic strasznego. Spójrz. — chwyciła jeden z listków i zaczęła żuć.
Pomarańczowe ślepia obserwowały to, obawiając się najgorszego.
— Widzisz. Nawet nie są złe w smaku. I działają wyciszająco. Nie zrobią ci nic złego. Sprawią tylko, że to wszystko, co dzieje się tu. — wskazała łapą na jej łebek. — Uspokoi się. Nie będziesz się tak stresować. Spróbuj, proszę. Chociaż listek.
Szylkretka podeszła nie mając innego wyjścia i skubnęła kawałek, wciąż uważnie obserwując opiekunkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz