To miał być wielki dzień! – tak Kazarce mówiła od rana Nenufarowy Kielich, nie mogąc się doczekać popołudnia. Dlaczego? Cóż, miało dojść do pierwszej w takim rodzaju ceremonii w Klanie Nocy, do ślubu! Kazarkowa Śpiewka, chociaż nie była przez parę zaproszona, po zadręczaniu koleżanki setkami słów „proszę”, przekonała ją do zabrania kotki ze sobą. Kazarka nie mogła przestać się ekscytować, z resztą, podobnie jak sama bura.
Przygotowywania trwały od samego rana, choć czekoladowa nie brała w nich udziału. Było to zadanie dla starszych, jakich mieli sporo, a którzy chętnie zabrali się do pracy. Nie obyło się jednak bez podsłuchanych przez Kazarkę narzekań na wybraną porę roku – czy Czapla i Wodnik nie mogli poczekać jeszcze księżyca, aż zrobi się cieplej? Wtedy byłby większy wybór dekoracji, mówili, lecz i tak zdołali znaleźć mnóstwo kolorowych ozdób. Widziała, jak starszyzna wynosi parę świecidełek z obozu. Nie mogła się już doczekać, aż zobaczy, jak pięknie przyozdobiona zostanie Świetlikowa Wyspa.
Nenufara wyglądała na nieco poddenerwowaną, o co jak najszybciej zapytała ją Kazarka, w końcu, dlaczego kotka miałaby się denerwować przed tak pięknym wydarzeniem? Odpowiedź jednak była prosta, tak, że nawet szylkretka puknęła się w głowę, jak mogła na to nie wpaść. Zapomniały o prezencie! Na szczęście do ceremonii było jeszcze dużo czasu. Kotki wyszły z obozu, mając nadzieję, że wpadną na jakieś godne podarowania cacko.
— Myślisz, że znajdziemy coś ładnego w porę? — zapytała nieco zaniepokojona Nenufarowy Kielich, bacznie się rozglądając po okolicy. Kazarka była tego pewna! Zresztą, miała ukrytego asa w rękawie...
— Oczywiście, a jak! — otarła się o jej bok, chcąc podnieść kotkę na duchu. — Znam takie jedno miejsce, które idealnie nada się do naszych poszukiwań!
— Jakie?
— Zobaczysz — miauknęła, mrugając do burej psotnie.
Wojowniczki zawędrowały do lasku, jaki rósł niedaleko Kolorowej Łąki. Czekoladowa tylko pruła przed siebie, odtwarzając sobie w głowie mapę, kiedy jej towarzyszka z zaufaniem goniła za nią. Kiedyś prowadził ją w to miejsce brat i chociaż nie lubiła go wspominać, zostawił po sobie kilka przydatnych rzeczy. W końcu, po paru wpadnięciach na nie to drzewo, jakiego szukała, stanęła przy wysokiej olszy. Bingo!
— Gdzie ta miejscówka? — zapytała Nenufara, patrząc po bokach, nieco zagubiona. Kazarkowa Śpiewka, zanim jej odpowiedziała, wskoczyła na pień drzewa, zaczynając wspinać się (z niemałym trudem) na jego górę.
— Oooo... tam! — krzyknęła do niej, kiedy złapała się łapami grubego konaru, a następnie, sapiąc, wciągnęła na niego swoje masywne ciało. Wskazała jej palcem wielką, złożoną z patyków kulę, leżącą jeszcze nieco wyżej.
— Kazarko, jesteś pewna, że to bezpieczne? — zaniepokoiła się Nenufara, lecz szylkretka tylko pobłażliwe strzepnęła ogonem, zabierając się za kolejną gałąź.
— Luzik, wdrapywałam się tu już jako dzieciak! — mruknęła, choć to był jej pierwszy raz. Wcześniej tylko Krakwie Skrzydło pokazywał jej to miejsce, mówiąc, że w okolicy znajduje się kilka czaplich gniazd, a tam, gdzie wybierała się Kazarka – największe. Teraz kiedy było ono nieużywane, nie musiała się martwić o aktywność ptaków, jakie mogłyby zdzielić ją po mordce za wtargnięcie do ich legowiska. Kotka była pewna, że znajdzie między gałązkami kilka ładnych piór.
Trzymając się mocno pazurami kory, powoli zbliżała się do splotu, nieraz spoglądając na stojącą pod drzewem Nenufarowy Kielich. Wojowniczka sunęła jednak po gałęzi z równowagą, aż w końcu wskoczyła do gniazda jednym, porządnym susem.
— Masz coś? — krzyknęła do niej z dołu czarna, przez długi czas nie widząc kocicy, która zanurkowała w głąb gniazda. Wystawała ponad nie jedynie puszysta, ciemna, wtapiająca się w tło końcówka ogona. Po paru dłuższych chwilach i ona zniknęła, lecz prędko za nią wyłoniła się głowa Kazarkowej Śpiewki z szerokim uśmiechem na pyszczku. Trzymała w zębach kilka ładnych, czaplich piór.
— Jusz lecę! — wymamlała niewyraźnie, pędząc na dół do wojowniczki.
Postawiła delikatnie przed burą kotką swoje zdobycze, wypinając dumnie swoją pierś, kiedy kotka oglądała je z zachwytem.
— Na Klan Gwiazdy, są świetne! Nadają się znakomicie! Zwłaszcza te — wskazała najdłuższe i najlepiej zachowane, siwa pióra. — Skąd o tym wiedziałaś?
— Cóż...
Zadrżały jej lekko łapy. Nie chciała rozmawiać o swojej rodzinie. Jej brat umarł już sezony temu, a ona nadal sobie z tym całkowicie nie poradziła. Nenufara zauważyła, że szylkretka zamilkła i czym prędzej zmieniła temat, przeczuwając, że było to coś wrażliwego.
— Aj, nieważne. Weźmiemy sobie te — złapała w pysk uprzednio wybrane zdobycze. — Oo, wiem! Możemy do tego poszukać jeszcze piór wodnika! Kiedy Czapli Taniec i Wodnikowe Wzgórze to zobaczą, będą w siódmym niebie!
Kazarka zaraz się rozchmurzyła i przytaknęła gorliwie głową.
— Tak, to świetny pomysł! — już chciała popędzić przed siebie, zanim na moment zatrzymała ją jeszcze Nenufara, lekko dezorientując szylkretkę, kiedy została pociągnięta za długą sierść na miejsce.
— Wiesz, że jakbyś chciała o czymś porozmawiać, to zawsze możesz do mnie przyjść, prawda? — zapytała, wyglądając na lekko zmartwioną. Kazarka jednak w ogóle tego nie podzielała.
— Porozmawiać? Przecież rozmawiamy na okrągło — mruknęła, mijając się z tym, co chciała jej przekazać Nenufarowy Kielich. — Chodź, chodź, musimy znaleźć tamte następne pióra! Czas nam ucieka! — miauknęła i rzuciła się w wir poszukiwań.
***
Porą nagich drzew prędko zachodziło słońce. Chociaż nie nastał jeszcze wieczór, na niebie już pojawiały się przebijające przez chmury purpurowe, czerwone i pomarańczowe smugi. Wojowniczka, chociaż sama nie była zaproszona, zdołała jeszcze przemycić ze sobą Karasiową Ławicę – jej kuzynka wyglądała na tak znudzoną, że nie mogła pozwolić jej bezczynnie gnić w obozowisku! Wprawdzie calico na początku nie była do tego przekonana, ale dla Kazarki odpowiedź „nie” nie była odpowiedzią. Czy tego chciała, czy nie, została jej kolejną kompanką! Wraz z innymi gośćmi wojowniczki szły, a bursztynooka niosła ich wspólny prezent – sklejoną żywicą kępkę piór. Ani Kazarka, ani Nenufara nie były najlepszymi znawcami ptaków i nie były do końca pewne, czy znalezione przez nie bure, prążkowane pierze było tym wodnika, lecz się tym nie przejmowały. Ich prezent, tak czy inaczej, był olśniewający!
Kiedy przeszły na Wyspę Świetlikową, Kazarkowa Śpiewka aż wypuściła na ziemię podarunek, jaki szybko zebrała z niej Nenufarowy Kielich, będąca jednak w nie mniejszym zachwycie. Wysepka była przyozdobiona mnóstwem błyszczących w świetle słońca kamyków, łusek, niedawno zaczynających kwitnienie krokusów, a nawet paru ususzonych ziół, jakie medyczki najwyraźniej pozwoliły, by je użyć do dekoracji.
— Jakie... jakie to śliczne! — bąknęła w końcu Kazarka, przyglądając się ozdobom.
— Wygląda magicznie! — zgodziła się jej kompanka. — Szkoda tylko, że to Pora Nagich Drzew. Chyba teraz nie będzie żadnych świetlików...
— Szkoda — mruknęła Kazarka, spacerując, próbując znaleźć sobie miejsce do obserwowania ceremoniału. Prędko jednak zamiast na wybranym miejscu, wylądowała z nosem w trawie, potykając się o kocię, które uwiło się między jej łapami. Oof! Nenufara, chichocząc, pozwoliła, by ta oparła się o jej bok, aby wstać. Oczom Kazarki ukazało się tylko uciekający w kąt, kremowy kociak. Pokręciła głową, śmiejąc się pod nosem, jak wstawała.
— Co za...
— Dobra, cichosza! — została uciszona przez rozbawioną Nenę, która zwróciła głowę ku dwójce kocurów, stojącej na samym środku wyspy. Nawet nie zauważyła, kiedy się tu pojawili! Nieco za nimi stały Srocza Gwiazda, jej córka Tuptająca Gęś, a także medyczka, Strzyżykowy Promyk. Liderka stała między nimi z wysoko uniesioną brodą. Upewniając się wzrokiem, że wszyscy goście już przybyli na miejsce, a na wyspie zapadła cisza, rozpoczęła ceremonię:
— Czy wy, Czapli Tańcu i Wodnikowe Wzgórze, w obliczu wszystkich zebranych tu kotów oraz samego Klanu Gwiazdy, przysięgacie sobie dozgonną wierność, uczciwość i wspólne dzielenie łowów, nawet po śmierci? — zapytała. Kocury spojrzały po sobie z uśmiechem, zanim prawie jednogłośnie odparły:
— Tak.
— Tak!
— Tak więc mocą naszych walecznych przodków, ogłaszam was na zawsze związanych! Niech Klan Gwiazdy oświetla waszą drogę, a wasze dusze, niczym para łabędzi, nigdy nie ulegną rozłące.
Czapli Taniec spojrzał czule na swojego partnera, zanim nie wtulił się w jego sierść z impetem, jaki niemal go przewrócił. Wodnik zaśmiał się, przytulając do siebie bliżej niebieskiego, jaki wciskał nos głęboko w sierść na piersi wojownika. W końcu jednak wyciągnął ją, polizał kocura po policzku i uśmiechnął się do tłumu, który zaczął szaleć.
To było przeurocze! — pomyślała Kazarkowa Śpiewka, dołączając się do entuzjastycznych gwizdów. Czyli imprezę czas zacząć! – co nie? Chciała o to zapytać swoją koleżankę, lecz ta popędziła z ich upominkiem do świeżo upieczonych małżonków. O nie! Szylkretowa popędziła za koleżanką, ustawiając się w linii za resztą kotów, jakie chciały obdarować swoich bliskich z tej pięknej okazji. Wychylając się z kolejki, widziała różne muszelki, kamyki i piórka... Ojć, nie były zbyt oryginalne! Nie wyglądało jednak na to, że Nenufarze to przeszkadzało. Przed nimi była już tylko Bratkowe Futro, która, pomimo że zwykle była zimna i nieprzyjemna, teraz zdawało się, jakby ceremonia stopiła jej serce z lodu. Wręczyła parce ususzony pancerzyk ważki z paroma miłymi słówkami, zanim zrobiła miejsce dla pary kotek.
Nenufarowy Kielich wcisnęła w łapy Czaplego Tańca pierzaste zawiniątko, kiedy przyszła ich kolej.
— Życzę... Życzymy wam jak najwięcej szczęścia na waszej drodze. Niech Klan Gwiazdy oświetla waszą wspólną ścieżkę — wymruczała szczęśliwie.
— Dziękujemy serdecznie... Chwila, a co ty tu robisz, Kazarkowa Śpiewko? — zapytał nieco zdezorientowany Wodnikowe Wzgórze, mierząc wzrokiem kotkę. — Czaplo, czy kogoś jeszcze zapraszałeś?
Kazarka uśmiechnęła się niezręcznie. Ups! To chyba nie był najlepszy pomysł!
— Nie, nie, to ja ją zabrałam! — wtrąciła się natychmiast Nenufara. — Tak dla towarzystwa! Chyba nie macie nic przeciwko?
— Oczywiście, że nie — odparł Czapli Taniec, odwzajemniając uśmiech czekoladowej. — Każdy jest tu mile widziany. Prawda? — Kocur szturchnął psotliwie swojego współmałżonka.
— Pewnie. Jeszcze raz, dziękujemy za prezent i życzenia — odpowiedział cętkowany, a kotki zmyły się, aby zrobić miejsce dla następnych, zduszając chichot.
— Jak myślicie, kto z was złapie żabę? — zapytał gości siedzących na środku wyspy Czapli Taniec. — Kochanie, no gdzie ta żaba? Goście czekają! — zawołał swego partnera.
Wodnikowe Wzgórze wyłonił się z trzciny, kręcąc głową z rezygnacji.
— Bratkowe Futro jej szuka!
— Myślałem, że była już przygotowana?
— Cóż... Ja również.
— Czyli co? Dla nikogo miłości nie będzie? — tłum zaniósł się cichym śmiechem, prócz Kazarki, która nie nadążała za wydarzeniami.
— Pstt. Psst! — szeptała do Nenufary, która dopiero po chwili ją usłyszała i zwróciła pyszczek w jej stronę. — O co chodzi z łapaniem żaby? W końcu podadzą obiad?
— Oj, ty kupo futra — mruknęła, pstrykając ją w nos. — Rzut żabą to taka tradycja! Jeden z małżonków rzuca zdobyczą, a reszta kotów próbuje ją złapać — tłumaczyła jej podniesionym szeptem. — Ten, kto ją złapie, wkrótce znajdzie miłość!
Kazarka zamrugała.
— Ja! Ja ją złapię! — odpowiedziała prawie krzykiem kocurowi, wstając ze swojego miejsca. Musiała zrobić wszystko, byle ją chwycić! Przecież miała już tyle księżyców, a żadnego oblubieńca. Ile mogła czekać na swoją kolej?
— Nie, bo ja! — wcięła się figlarnie Nenufarowy Kielich.
— Będę to ja! — pisnęła z dołu Zmierzch, powodując u niektórych śmiech. Kocię oczekiwało miłości? Wesela w żłobku? Przezabawne!
Łapę podniosła jeszcze Pylista Burza i choć nie mogła wyrazić tego słowami, wszyscy zrozumieli, że i ona planowała dołączyć do bitwy. To będzie zażarta walka, pomyślała sobie Kazarka!
— W takim razie niech Bratek się pospieszy! Lud domaga się żaby! — mruknął jeszcze rozbawiony Czapla. — W trakcie oczekiwania, myślę, że mogę was zaprosić na wspólny posiłek — dodał, wskazując na zgromadzone ze stosu piszczki, jakie powoli wyciągał zza rogu Śnieżne Wspomnienie. Szylkretce wręcz opadła szczęka.
— Dzięki Klanowi Gwiazdy! Myślałam, że już padnę z głodu! — mruknęła Kazarkowa Śpiewka, wysuwając się na sam przód zgrai głodnych kotów. Prawie momentalnie rzuciła się na tłustą płoć, dzieląc ją wraz z Mglistym Spojrzeniem i jej synem, Nawałnicową Łapą. Ciekawy dobór towarzystwa... na który jednak wojowniczka nie zwracała uwagi. Jedyne, co ją obchodziło, to zapełnienie swojego pustego brzucha, za co zabrała się jako pierwsza z pierwszych. Ach! Niebo w gębie! — myślała. Mogłaby tak świętować codziennie!
Kiedy skończyli jeść, rozeszła się wesoła nowina – mieli żabę! Wojowniczka wygrzebała ją z mułu, jako jedną z pierwszych sztuk, jakie wychodziły na powierzchnię po chłodnej porze roku. Bratkowe Futro podała ją Wodnikowemu Wzgórzu, by ten czynił honory. Bury ścisnął w zębach płaza, zamachnął się... i wyrzucił w powietrze! Kazarka cofała się, nie spuszczając wzroku z wystrzelonego „pocisku” nawet na uderzenie serca. Musiała ją złapać! Musiała! Im bardziej płaz zbliżał się do ziemi, tym bardziej była przygotowana do skoku, wraz z innymi kotami, jakie miały chrapkę na znalezienie niebawem miłości. Brązowo-zielona żabka była już tak blisko, ledwie odległość zająca... Bum! Przeleciała nad głową Kazarkowej Śpiewki, uderzając prosto w czoło innej kotki. Kotewkowy Powiew upadła na ziemię, nieco zdezorientowana i szybko pożałowała niezerwania się na nogi wystarczająco szybko – rozgorączkowany tłum rzucił się w stronę lecącej dalej żaby, tratując na drodze czarno-białą. Kazarka wybiła się przed szereg, biegnąc tak, jak nigdy w życiu, była tak blisko, tak blisko... Jest! JEST!
W zębach zwisała jej żabka i nigdy się nie spodziewała, jaka radość potrafiła płynąć ze złapania zdobyczy. Nie wierzyła własnym oczom. To był znak, najprawdziwszy omen od samych Gwiezdnych! Wkrótce znajdzie tak upragnioną miłość swojego życia!
Tak sądziła, zanim na jej dumny pyszczek... nie rzuciło się kocię! Zanim wojowniczka zdążyła zareagować, niewielkie, czarne stworzenie już łączyło się w jedno z cieniami, uciekając w głąb wysepki, wraz z wydartym z jej pyska płazem. Kazarkowa Śpiewka chciała rzucić się w pogoń za złodziejaszkiem, lecz nawet nie wiedziała, gdzie powinna biec. Usiadła zrozpaczona na ziemi. Zabrali jej miłość! To był koniec! Do końca życia będzie samotna...
Patrząc w ciemność, jaka już zapadła po zachodzie słońca, Kazarka owinęła ogon wokół własnych łap, zdając się niewzruszona na otaczający ją gwar uroczystości i świętujących kotów, jakie tańcowały, śpiewały, czy zajmowały się różnymi grami, by umilić sobie czas i uczcić ślub. Ona jednak nie potrafiła się bawić i przestać przeżywać swojej straty. Co to wszystko mogło oznaczać? Czy znajdzie partnera, który ją porzuci? A może znajdzie, a ten zniknie, zupełnie jak jej mama, bądź umrze, jak jej brat? Oj, same czarne scenariusze, same okropne historie... Czekał ją mroczny los pełen płaczu, rozpaczy i złamanych serc... Siedziała tak w samotności, z głową pełną niewesołych myśli, siąkając raz po raz nosem.
— Hej, Kazarko! — Wojowniczka usłyszała głos swej kuzynki zza grzbietu, a kiedy odwróciła się, obok niej stała jeszcze Nenufarowy Kielich.
— Tutaj jesteś! Wszędzie cię szukałyśmy! Myślałyśmy już, że gdzieś uciekłaś! — dobiła do jej boku, a Karasiowa Ławica do drugiego. Obie kotki położyły końcówki ogona na jej plecach, by ją pocieszyć, ale Kazarka tylko zgarbiła się bardziej. — Dalej, wróć do zabawy. Nie możemy się dobrze bawić bez ciebie!
— Nie... nie rozumiecie — załkała Kazarkowa Śpiewka. — To wszystko zwiastuje nieszczęśliwą miłość! Nigdy nie znajdę swojej bratniej duszy... — Schowała swoją twarz w łapach. Wojowniczki spojrzały po sobie znacząco.
— To tylko taki przesąd, Kazarko! Nikt nie wie, czy to prawda!
— A do tego Zmierzch to jedynie kociak! Na pewno zdołasz kogoś znaleźć, zanim ona jeszcze skończy swój trening!
Tak zapewniały ją przyjaciółki, lecz ona nie była tego taka pewna. Otarła jednak łzy i wtuliła się w ich futra. Czarne kotki przytuliły ją mocno, dodając nieco otuchy. W ich objęciach poczuła się nieco pewniej i bezpieczniej. W końcu szylkretka odsunęła się od wojowniczek, biorąc głęboki oddech, nim otworzyła jeszcze nieco zaszklone oczy.
— To... która z was idzie ze mną zatańczyć? — zapytała, rozpogadzając się.
— Ja!
— Ja!
— W takim razie... która pierwsza mnie złapie! Hi hi! — miauknęła, przemykając pomiędzy dwoma kotkami, które rzuciły się za nią w pogoń. I tak do wysokiego księżyca. A potem wszyscy żyli długo i szczęśliwie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz