Musiał przyznać, że te parę księżyców na łonie natury, poza klanowym zgiełkiem zrobiło mu na dobre. Rozluźnił się, a jego myśli nie krążyły już wokół Tropiącego Szlaku. Powoli zapominał o nękających go troskach w ramionach ukochanego, którego miał na co dzień dla siebie. To życie było piękne. Spokój i cisza, ciepło drugiego futra... Żadnych oceniających spojrzeń, żadnych komentarzy na ich temat. Byli tu... wolni.
Musieli jednak wrócić i złożyć raport liderce ze swych poczynań. Odkąd pilnowali granic, nie zauważyli żadnych wtargnięć. Świat wtenczas wydawał się pięknym miejscem, które było pozbawione zła. Prawda jednak była taka, że nigdy nie wiadomo co działo się poza granicami. Zawsze jakiś świr mógł znów ich zaatakować.
— Różana Przełęcz nie jest aż taka stara. Pewnie ma się dobrze — uspokoił partnera, ocierając się o jego bok. — Bardziej martwiłbym się tym, że porwą mnie dwie rude kreatury i zamęczą na śmierć pytaniami, kiedy mam zamiar wrócić do obozu. — Skrzywił się, bowiem na spotkanie ze swoją matką jak i siostrą, nie zamierzał się śpieszyć. To napięcie, gdy powracał pod Skruszone Drzewo towarzyszyło mu aż do momentu opuszczenia obozu, gdzie na powrót mógł przestać udawać kogoś kim nie był.
— A masz taki zamiar? — zapytał partner.
— Cóż... Tak. Tylko... Co wtedy będzie z nami? Przyzwyczaiłem się do tego, że mogę spać w twoich objęciach — wyznał nieco smutno. Wątpił, aby dał radę dalej ukrywać ten związek przed rodziną. Jego miłość do Srebrzystego Nowiu była tak silna, że noc pozbawiona jego ciepła, złamałaby mu serce.
— Jak to co? Olej swoją matkę i tą świrniętą siostrę. Co cię obchodzi co o tobie myślą? Tylko cię krzywdzą. Nie zasługują na twoją dobroć. A zresztą... jeśli zaczną sapać to ja się nimi zajmę.
— Srebrny! — Trącił go barkiem, kręcąc głową, ale uśmiech nie schodził mu z pyska. — Wiesz, że to dla mnie trudne, no i... Nie rób nic głupiego. Lepiej już chodźmy i miejmy to z głowy.
I tak udali się z powrotem do obozu burzaków.
***
Ból po stracie sióstr był tak ogromny, że przez pierwsze dni po pogrzebie nie był w stanie się otrząsnąć. Może i Lew była wredną żmiją, ale była jego rodziną. Gdy był mały to w niej miał oparcie, to ona wyznaczała mu kierunek, w którym powinien zmierzać. Troszczyła się o niego na swój pokręcony sposób, a on był w stanie dla niej zabić, byle tylko ochronić ją i resztę rodziny przed kolejnym nieszczęściem. Niestety... Zawiódł. I jeszcze dodatkowo śmierć zabrała ze sobą Iskierkę. To tak bolało! Gdyby tylko zareagował szybciej, gdyby osłonił je swoim ciałem, Widmo by ich nie zabił. Kolejny ukrywający się morderca w Klanie Burzy, którego nie wykrył, który ponownie odebrał mu członków rodziny. Jeśli wcześniej nie ześwirował, tak teraz czuł jak jego psychika rozlatuje się na małe kawałeczki. Lew była ideałem. Nową ulubienicą matki. A teraz... Teraz odeszła. Czuł się winny. Nie powinien, ale i tak w głowie słyszał jej szyderczy głos, który mówił mu, że to nie stałoby się, gdyby był dobrym bratem, gdyby nie uciekł od swojej odpowiedzialności i przy nich był.
Wiedział, że Srebrnemu też było ciężko. W końcu nie tak dawno zmarła też i jego mama. Wtedy siedział przy nim i go wspierał, a teraz role się odwróciły. Dzielili ze sobą ból straty osób, które na swój sposób kochali.
A żeby tego jeszcze było mało został zastępcą.
Bał się tego co planowało dla niego życie. Nie spodziewał się po Obserwującej Gwieździe takiej decyzji. No bo... On? Kot mający wygląd jak i imię po dawnej tyrance, który miał w krwi szerzenie zła. Ale według liderki nie było lepszych kandydatów. Dlatego też nie mógł odmówić, przyjął tą role w zastępstwie, by oddać pałeczkę komu innemu, gdy okaże się w oczach Żmii godnym tego miana. I chociaż był świadom, że być może nie czeka go życie lidera, tak jego matka miała na ten temat odmienne zdanie. Ziębi Trel oszalała ze szczęścia. Pomimo tego, że straciła swoje córki, jej marzenia, które wmawiała mu, gdy był małym kocięciem, nagle się urzeczywistniały. Jej negatywna opinia na jego temat od razu zniknęła, a jej obecność była wyczuwalna praktycznie na każdym kroku, kiedy to szedł nawet po posiłek. Widział jej dumę. I gdzieś w głębi siebie... cieszył się z tego, że w jakimś stopniu spełnił jej oczekiwania i nie okazał się prawdziwą pomyłką. Co innego jednak go martwiło... Czy jeśli jego związek ze Srebrnym wyjdzie na jaw... to czy ona to przeżyje...?
Dlatego też wymknięcie się spod matczynego oka, było zdecydowanie cięższe niż przypuszczał. Kocicy włączył się instynkt macierzyński, który kazał jej chronić swoje ostatnie młode, które jako jedyne sięgnęło po namiastkę władzy. Rozumiał, że obawiała się, że i go może stracić, ale bez przesady... W klanie nie grasował kolejny morderca... Chociaż nie mógł być co do tego taki pewien.
W końcu jednak jakimś cudem jego matka została zaczepiona przez samą liderkę, dzięki czemu mógł w końcu wydostać się na wolność. Od razu skierował swoje kroki do Srebrzystego Nowiu, siadając obok niego i głośno wzdychając.
— Chyba... będziemy musieli im powiedzieć Srebrny... Jako zastępca mam przychylność Obserwującej Gwiazdy. Twój brat dawno się domyślił co nas łączy, ale moja matka... Musi poznać w końcu prawdę. Nie chcę jej ranić, ale nie widzę innego wyjścia. Nie porzucę cię. Nigdy. I ona będzie musiała uszanować moją wolę. Jeśli tego nie zaakceptuje... Trudno. Ty jesteś dla mnie najważniejszy. — Owinął swój ogon wokół jego ogona.
<Srebrny?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz