wszystko przed zaginięciem Płotki i Kawki
Dzień mianowania... z podniecenia chyba dostałam gorączki. Ale nie mogę iść do medyka, o nie! Za nic w świecie nie przegapię ani chwili z tego poranka! No i gadaliby o tym do końca świata, księżniczka Alga, co nie zjawiła się na własnej ceremonii! Wstyd! Zdenerwowana dreptałam w miejscu, nasłuchując, czy to już, czy zostanę zawołana. Kogo dostanę na mentora? Zauważyłam, że miarę mojej nerwowości rosło też podirytowanie cioci, która machała powoli ogonem obok.
— Uspokoiłabyś się, Algo! Za wcześnie na ceremonię, słońce ledwo wstało, wracaj spać.
— Ale nie tylko ja nie śpię — zaprotestowałam gwałtownie. — Siostry też, o tutaj, gadałam nawet przed chwilą z Zimorodkiem... i Bursztynek i Zmierzch — dodałam nieco niepewnie, oni to chyba akurat nie spali, bo ich obudziłam...
Ciocia wypuściła powietrze nosem, najwyraźniej nadal niezbyt przekonana, ale odpuściła nam, chyba zdając sobie sprawę z tego, jak ważnej wagi jest to wydarzenia dla wszystkich kociaków. Na pewno odetchnęła z ulgą, że w końcu za chwilę będzie miała mniej roboty. Nie mam jej tego za złe, ostatnimi czasy bywało tu naprawdę tłoczno! Nie uspokoiłam się ani na chwilkę mimo chłodu nowej pory roku, wykonując nerwowe ruchy, aż do skończenia całej ceremonii jakiś czas później. W chwili zetknięcia nosów z nowo przydzielonym mentorem poczułam, jak wyparowują ze mnie stare wątpliwości, ale manifestują się też nowe. Pchli Nos był niewątpliwie dobrym wojownikiem i łowcą, a także bliskim babci, był też bardzo miły dla mnie i nie miałam powodów, żeby bać się czegokolwiek z jego strony. Miał jednak jedną małą... wadę? Czy to niegrzeczne tak mówić? Ale niedosłyszał lekko. Mam nadzieję, że to nie będzie problemem w naszym nauczaniu. Nie chciałam być nietaktowna i niemiła, rzuciłam jednak ukradkiem nerwowe spojrzenie Sroczej Gwieździe, stojącej na górze. Podchwyciła je i uśmiechnęła się lekko do mnie, prywatny, zarezerwowany tylko dla mnie uśmiech, którym jakby chciała przekazać "No już Algo, zaufaj decyzji babci, wszystko będzie dobrze, zobaczysz". Zamknęłam oczy. Tak, niech tak będzie, w końcu rodzina chce dla siebie jak najlepiej, a babcia jest taka mądra, że aż została przywódczynią. Byłabym głupia, kwestionując ten wybór. Uśmiechnęłam się do starszego białego kocura przede mną, a potem do reszty zebranego klanu. W akompaniamencie wesołych miauknięć i gratulacji z gracją oddaliłam się w miły mi tłum, dając miejsce reszcie sióstr na ich własną ceremonię. Od dzisiaj nazywam się Algowa Łapa i rozpoczynam trening na wojownika!
— Uspokoiłabyś się, Algo! Za wcześnie na ceremonię, słońce ledwo wstało, wracaj spać.
— Ale nie tylko ja nie śpię — zaprotestowałam gwałtownie. — Siostry też, o tutaj, gadałam nawet przed chwilą z Zimorodkiem... i Bursztynek i Zmierzch — dodałam nieco niepewnie, oni to chyba akurat nie spali, bo ich obudziłam...
Ciocia wypuściła powietrze nosem, najwyraźniej nadal niezbyt przekonana, ale odpuściła nam, chyba zdając sobie sprawę z tego, jak ważnej wagi jest to wydarzenia dla wszystkich kociaków. Na pewno odetchnęła z ulgą, że w końcu za chwilę będzie miała mniej roboty. Nie mam jej tego za złe, ostatnimi czasy bywało tu naprawdę tłoczno! Nie uspokoiłam się ani na chwilkę mimo chłodu nowej pory roku, wykonując nerwowe ruchy, aż do skończenia całej ceremonii jakiś czas później. W chwili zetknięcia nosów z nowo przydzielonym mentorem poczułam, jak wyparowują ze mnie stare wątpliwości, ale manifestują się też nowe. Pchli Nos był niewątpliwie dobrym wojownikiem i łowcą, a także bliskim babci, był też bardzo miły dla mnie i nie miałam powodów, żeby bać się czegokolwiek z jego strony. Miał jednak jedną małą... wadę? Czy to niegrzeczne tak mówić? Ale niedosłyszał lekko. Mam nadzieję, że to nie będzie problemem w naszym nauczaniu. Nie chciałam być nietaktowna i niemiła, rzuciłam jednak ukradkiem nerwowe spojrzenie Sroczej Gwieździe, stojącej na górze. Podchwyciła je i uśmiechnęła się lekko do mnie, prywatny, zarezerwowany tylko dla mnie uśmiech, którym jakby chciała przekazać "No już Algo, zaufaj decyzji babci, wszystko będzie dobrze, zobaczysz". Zamknęłam oczy. Tak, niech tak będzie, w końcu rodzina chce dla siebie jak najlepiej, a babcia jest taka mądra, że aż została przywódczynią. Byłabym głupia, kwestionując ten wybór. Uśmiechnęłam się do starszego białego kocura przede mną, a potem do reszty zebranego klanu. W akompaniamencie wesołych miauknięć i gratulacji z gracją oddaliłam się w miły mi tłum, dając miejsce reszcie sióstr na ich własną ceremonię. Od dzisiaj nazywam się Algowa Łapa i rozpoczynam trening na wojownika!
***
— Zrozumiałaś? To teraz idź, wypróbuj sama.
Śnieg jeszcze nie spadł, jednak czuć było już pewien chłód w powietrzu, a i noce były dłuższe i mniej przyjemne. Na szczęście w obozie było od kogo pożyczyć ciepło. Teraz jednak miałam przed sobą ważne zadanie. Z zapałem pognałam do wody, zanurzając się w niej momentalnie i wypuszczając po chwili powietrze z płuc. Mimo tego moja gęsta sierść wynosiła mnie leciutko na powierzchnię. Do tego przebierałam nogami w miejscu, co również okazało się działać. Nie topiłam się. Ah, tęsknię trochę za cieplejszą porą, wtedy zanurzanie się w wodzie było miłe, a teraz... Trochę tu było zimno. Trochę mi było zimno.
— Chcę już wracać — oznajmiłam głośno, żeby mentor mnie usłyszał.
Chyba Pora Nagich Drzew nie była dobra na naukę pływania.
— Wiem, Alguniu, wiem. Musisz mieć opanowane podstawy podstaw pływania, bo inaczej nie wyjdziemy z obozu. Co jeśli jakiś nurt cię porwie, jakaś nagła odwilż? Co ja bym wtedy babci powiedział, hę?
— Ale ja się przeziębię!
— Nie przeziębisz się — Pchli Nos podszedł do mnie, mocząc się samemu aż do brody. — Jeszcze nie nadeszły prawdziwie mroźne dni, musimy z tego skorzystać. Nie chcesz chyba parę księżyców być zamknięta w obozie?
Pokręciłam głową przecząco. Hm, obóz na wodzie ma jednak i zalety i wady. Czy nigdy go nie zalało? Muszę spytać taty potem. Albo kogoś innego, może babci. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby była powódź. Mogłaby być powódź? Zalałoby wszystkich, nawet kociaki, ah! Okropieństwo, oby nigdy nie nadeszła, lepiej niech się skupię na pływaniu. Przez chwilę jeszcze naśladowałam mentora, który pokazywał mi ruchy do utrzymania się w optymalnej pozycji w wodzie, po czym gdy zaczęło się robić już naprawdę zimno, obydwoje wyszliśmy z powrotem na brzeg. Otrzepałam się, pociągając lekko nosem.
— Świetna robota! Jesteś jak ryba w wodzie, będę mógł przekazać dobre wieści Sroczej Gwieździe, jeśli chodzi o trening. Jeden księżyc, ba, może nawet krócej, a pływanie będziesz mieć w małym pazurku.
Na pochwałę kiwnęłam nieco bezwiednie głową, no, jednak teraz najbardziej pragnęłam się ogrzać. To też zrobiliśmy po powrocie do obozu, korzystając z ciepła pełnego brzucha i futra innych kotów. Szczęśliwa zamknęłam oczka, pomrukując cichutko do siebie. Co za zabawny dzień, nie mogę się doczekać więcej takich.
[751 słów + nauka pływania]
[przyznano 15% + 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz