*Trochę czasu przed mianowaniem*
Zimorodek była razem ze swoimi siostrami i babcią Sroczą Gwiazdą nad wodą. Pogoda była przyjemna, spokojny wiaterek rozwiewał im futerka, gdy pluskały się wesoło w wodzie. Babcia opowiadała im śliczną bajko-historyjkę o motylach, paziach królowej. Wszystko było idealne aż do czasu, gdy Alga wspomniała o odejściu ich kochanej mamy. Zimorodek już wiedziała, że nie skończy się to dobrze i już układała w główce tłumaczenie na setki dziwnych pytań siostry lub w razie jakby czegoś nie zrozumiała i okazało się że z tym również całe życie żyła w błędzie.
- Babciu! Kwiatek mi się rozmazał - pisnęła w końcu Alga, bardzo przejęta. - Można przy okazji dodać Płotce, bo nie miała ostatnio! Można wszystkim dodać! - dodała.
Zimorodek dojrzała subtelną reakcję babci i sama się spięła. Alga widząc reakcję babci, też wyglądała jakby czekała na najgorsze. No nic, są ci co brudzą i ci co muszą po nich sprzątać, Alga jak widać nie umie się z tego ładnie wywinąć, więc Zimorodek musi to zrobić za nią, jest tu najbardziej inteligentną jednostką.
- Algo, nie możemy namalować wszystkim znaku lotosu na głowach, ten znak otrzymują tylko potomkowie naszej babci, Sroczej Gwiazdy. W dodatku Płotka nie może go mieć, ponieważ jest czekoladowa, a czekoladowa maść, jak z resztą powinnaś wiedzieć, jest gorsza od pozostałych, a poza tym najładniejsza też nie jest. Bez urazy Płotko - powiedziała do siostrzyczki, która zwiesiła główkę i wbiła spojrzenie w białe łapki. - Poza tym, jakby każdy miał znak lotosu, czyli kwiatka, jak go nazwałaś, to kto by się wyróżniał Hę? Nie wiem czy dobrze wytłumaczyłam, ale chyba jakoś tak, prawda babciu? - spytała się odwracając główkę wpatrując się w zielone oczy Sroczej Gwiazdy.
*Nieco później, już po mianowaniu, w porze nagich drzew.*
Siedziały sobie wszyscy razem, Zimorodkowa Łapa, Algowa Łapa, Mandarynkowa Łapa, Płotkowa Łapa i Srocza Gwiazda, babcia całej czwórki. Tak jak parę księżyców, wschodów słońca temu, czy kiedyś tam po prostu słuchali ciekawych opowieści babci. Teraz już nie były kociakami, teraz już są uczennicami, ale jedno się nie zmieniło, nadal są wspaniałą rodziną i nadal lubią spędzać czas razem - bynajmniej tak się Zimorodkowej Łapie wydawało, jednak to zawsze do czasu aż Alga, teraz już Algowa Łapa czegoś nie palnie.
Siedziała i uważnie przypatrywała się otoczeniu. Zobaczyła jak Algowa Łapa bierze trochę śniegu z zaspy obok, ugniata go w prowizoryczną kulkę, po czym…
- AAAA KTO RZUCIŁ WE MNIE ŚNIEGIEM! - rozległ się wrzask Mandarynkowej Łapy, która pośpiesznie zaczęła poprawiać sobie futerko w miejscu, w którym została trafiona śniegiem i jej pięknie ułożone futerko stało się mokre. Ułożenie i porządek w jakim się zazwyczaj znajdowało, było teraz ostatnim określeniem do niego pasującym. Już była gotowa na słowotok Mandarynki, tłumaczącej sprawcy, że gdy tylko go znajdzie, dlaczego nie warto z nią zadzierać, gdy pocisk trafił jej prosto w pyszczek. Tego już za wiele.
Z wyrazem pyska pokazującym jej bezgraniczne zadowolenie i wykazującym nutę bezczelności rzuciła w winowajcę kulką, którą toczyła pod łapą już od dłuższego czasu. To już nie była mała kuleczka. To już był pocisk większego kalibru.
- „Ciekawe jak ci się podoba prezent Alguś” - pomyślała śmiejąc się w myślach.
Jednak szybko swój uśmiech zamieniła na uroczy uśmieszek, by nikt nie daj Klanie Gwiazdy, nie pomyślał, że jest tak głupia, by dać się sprowokować, co to to nie, oddała Aldze, tyle wystarczyło by zabawa była dla niej wystarczająco fajna, poza tym, co mogłaby pomyśleć Babcia o takiej niemądrej wnuczce? „Miejmy nadzieję że Algowa Łapa nie będzie zawiedziona…” - pomyślała, nie poświęcając już więcej czasu na przemyślenia nad tym.
<Babciu?>
[560 słów]
[przyznano 11%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz