- Mmh, tak, rzeczywiście mysi bobek z niej - rzucił Lotek ze zniechęceniem, który pomimo zrozumienia kontekstu wypowiedzi kotki, postanowił zrzucić winę na ptaka, który to wymknął mu się spomiędzy łap. - I jak parszywie się teraz na nas patrzy, widzisz te jego wredne ślepia? - zagaił dalej, drgając ogonem i patrząc wyzywająco w stronę zadowolonej z siebie zwierzyny - Chodź, może uda nam się dokonać zemsty na jego towarzyszach - dorzucił żartem pocieszająco, kładąc na moment ogon na grzbiecie Kazarki. To nie był koniec świata! Nawet, jeśli poczuł jakiś zawód i złość, że się nie udało, ale były z tego pozytywy! Z perspektywy ptaka, właśnie uniknął beznadziejnej śmierci z łap oprawców.
··▪⟣▫ᔓ·⭑⚜⭑·ᔕ▫⟢▪··
Siedział u medyka, czując się... nie specjalnie. Otoczenie mu nie pasowało, nie pasowała mu też uczennica medyczki która tam siedziała. Nie podobało mu się, jak potraktowano Topika. I czemu to ona teraz tutaj siedziała? Bo była wysoko urodzona, z czarną sierścią na grzbiecie? Narastające poczucie niesprawiedliwości które zaczynało się szerzyć w Klanie Nocy było wręcz przygnębiające, tworzące na tyle mocną presję, że tuż obok niej zaczęła się rodzić chęć buntu. Miał już styczność z Biedronkowym Polem, Kruczym Szponem, Makowym Polem, a teraz zdawało się, że ta nieprzyjemna, dusząca atmosfera rozchodziła się z większym impetem. Za chwilę w ogóle wszystkie czekoladowe koty poznikają, bo są czekoladowe, są kocurami, a ich największym grzechem było urodzenie się. Frustracja. Pojawiała się frustracja, od której zbierało się jedynie na płacz, a którego usilnie w sobie dusił, siedząc w milczeniu i czekając na podanie ziół, próbując wtopić się w otoczenie. Płotkowa Łapa zaginęła, nawet jej się nie dziwił, przecież widać było, co się dzieje w klanie. Ale nie rozumiał, czemu zniknęła również Kawcze Serce. Coraz bardziej i bardziej czuł, jak w jego życiu przejmuje władzę samotność, bez większego, bardziej znanego mu powodu. I jeśli się tak zastanowić, to została mu tylko Karaś. Nie miał już po co odwiedzać żłobka, nie chciał podchodzić by zagadać do losowych kotów, ostatnio co prawda pojawiły się i to dość ciekawe, jednak obawiał się, że były zbyt młode, by znaleźć odpowiedni wspólny język. I nie byli tymi, którzy odeszli, a nie chciał próbować ich zastąpić. Zdawał sobie sprawę, że byłby to zły pomysł, doszukiwanie się czegoś w innym kocie, bez ustanku widząc w nim kogoś, kogo nie ma już w klanie. Jakiś czas temu pojawiła się obok niego Kazarkowa Śpiewka, jednak niezbyt zwrócił na nią uwagę, zatopiony we własnym świecie, patrząc intensywnie w swoje łapy, aż do momentu, w którym podeszła Różana Łapa z odpowiednimi ziołami, zaraz potem badając siedzącą obok niego córkę Kawki, skarżącą się na problemy z uchem. Przeżuł zioła, podziękował za leczenie, po czym wyszedł z legowiska medyka, odbijając swoje łapy na śniegu wymieszanym z deszczem, pozostawiając błotne rysy. Niby czekoladowe koty mają kojarzyć się z błotem, ale czy błoto to nie jest praktycznie ziemia, dzięki której mamy pożywienie? Logika narzucona przez Sroczą Gwiazdę nie miała sensu, nie brała pod uwagę realiów a jedynie swoje własne przekonania, które nijak miały się z rzeczywistością. Uniósł wzrok na Poranny Ferwor z Ryjówkowym Urokiem, którzy również kierowali się do legowiska medyka i jak zgadywał, mieli poważniejsze problemy od jego odwodnienia, patrząc na stan, w jakim się znajdowali. Stał tak jeszcze przez chwilę w deszczu, pozwalając, by śniegowa papka oblepiała mu futro, sprawiając, że powtykane w jego futro ozdoby opadały w smutnym grymasie, powoli tracąc przyczepność, aż wreszcie skierował się poza obóz, wcześniej chwytając w zęby jego z białych piórek, które trzymał w legowisku. Potrzebował iść odwiedzić kilka kotów by poczuć, że nie jest sam. Nawet, jeśli nie byli już w stanie mu odpowiedzieć.
··▪⟣▫ᔓ·⭑⚜⭑·ᔕ▫⟢▪··
- Hej, jak tam - podreptał do boku Kazarkowej Śpiewki, która właśnie przemierzała granice. Nie musiał nadać większego kontekstu dla swojego pytania, oboje doskonale wiedzieli, o co chodziło.
- Ślady prawie całkowicie się zatarły - stwierdziła bezbarwnym głosem, powodując u Lotka ścisk w sercu. To nieprzyjemne uczucie, kiedy nadzieje nagle spadają, powodując, że wszystkie mięśnie jakby spadły w dół. Oparł się o kotkę przez chwilę bokiem na pocieszenie, chociaż wiedział, że niewiele to da. Już sam fakt, że był przy jej rozmiarze jak mały puszek, sprawiała, że tracił poczucie umiejętności przekazania jakiegokolwiek wsparcia. Czuł się mały. Utrata brata już była wystarczająca, teraz, zniknęła też jej matka. Widocznie na wszystkie bliskie mu koty spadła jakaś klątwa, dogłębnie ich dotykając.
- ...Nic się nie zmienia na lepsze - rzucił jak na dobitkę, mrucząc pod nosem. - Chcesz jeszcze poszukać dalej? Możemy wyjść trochę poza wasz zakres - zaproponował w końcu.
<Kazarka?>
Wyleczeni: Piórolotkowy Trzepot, Kazarkowa Śpiewka, Poranny Ferwor, Ryjówkowy Urok
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz