-My... to znaczy ja - zaczął niepewnie - chciałem zwiedzić obóz, więc zaproponowałem Pumie, aby mi go... pokazał.
Dostrzegł zdziwioną minę Pieczarki, z którą jakiś czas temu zwiedzał potajemnie obóz. Posłał jej porozumiewawcze spojrzenie, co kotka chyba załapała, gdyż kiwnęła tylko krótko główką i zaczęła zagadywać tatę.
-Ach tak? - odpowiedział arlekin, uśmiechając się jak głupi - Pumie zachciało się uciekać od pracy, hm?
Czernidłak otworzył szeroko oczy. Jak mógł tak pomyśleć... Ugh, no tak. Oni właśnie to robili – uciekali od pracy. Kociak przez chwilę poczuł się z tym źle. Chyba nie powinni tak robić. Ale z drugiej strony, komu nie zdarzyło się choć raz uwolnić od pracy? Poza tym Czernidłak naprawdę nie znał całego obozu. Razem z Pieczarką zdążyli obejrzeć tylko jego małą część, a i tak polegało to głównie na zabawie.
- Skądże! - pisnął kocurek, przypominając sobie o istnieniu takiego ciekawego słowa w odmętach umysłu. - Będziemy przecież pracować! Pójdziemy do... starszych, aha i.. wymienimy im posłania! A przy okazji zwiedzimy obóz.
Padlina zagwizdał teatralnie, wpatrując się dziwnie w małego kociaka.
- A czy nasz pan wie, że nie mamy aktualnie żadnych starszych?
Niebieskooki poczuł narastającą rozpacz. Ta rozmowa zaczynała go irytować! Dymny kot wszystko przeciągał, zachowywał się, jakby czerpał z tego przyjemność i jeszcze ten jego wzrok! Był okropny... Lodowaty dreszcz przebiegł po plecach kociaka.
- Nie wiem - miauknął poważnie, wpatrując się w rozmówcę - i właśnie dlatego chcę zwiedzić obóz, aby dowiedzieć się jak najwięcej. A przy okazji możemy pomóc.
- No, niech wam będzie - powiedział, przewracając oczami. – Ale później Puma będzie musiał to odpracować. Te legowiska dalej wyglądają paskudnie!
Czernidłak skinął małą główką i trącił łapą zamurowanego bicolora, dając mu znak, że wychodzą. Ten spojrzał się na niego zdziwiony, lecz udał się razem z nim.
- Widzisz? Tak to się robi. – Kociak zbliżył się do Pumy, wlepiając w niego dumne oczka. - Wolność!
Zdumiony uczeń spojrzał na niego.
- Jak ci się to udało? - powiedział, będąc widocznie pod wrażeniem.
- Normalnie – kocurek wzruszył ramionami. – To co, pokarzesz mi ten obóz?
Puma jeszcze chwilę wpatrywał się w kociaka, po czym oprzytomniał
- Jasne... - odrzekł i wskazał ogonem na krzak obok żłobka - tutaj jest legowisko starszyzny, ale na razie nikogo tam nie ma.
Po tych słowach Puma ruszył dalej. W pewnym momencie zatrzymał się, spoglądając na kolejną roślinę.
-A to jest legowisko stróży. Kiedyś też będę tam spał - oznajmił
- Będziesz stróżem? A nie wolałbyś być... wojownikiem? Albo zwiadowcą? To chyba ciekawsze niż wymienianie mchu innym kotom, zwłaszcza, jeśli tego nie lubisz!
- Nie nadaję się zbytnio na nikogo innego – starszy kot wydawał się wyraźnie zmieszany
- Mysi móżdżek! Na pewno umiałbyś robić inne, o wiele ciekawsze rzeczy. Jestem przekonany, że byłbyś wspaniałym wojownikiem. Zawsze możemy też oboje zostać zwiadowcami! - miauknął podekscytowany kociak, nie rozumiejąc jak niekomfortowe jest to dla jego nowego kolegi.
Był święcie przekonany, że Pumę byłoby stać na coś zupełnie innego – lepszego. Czemu chciał tak po prostu zostać stróżem? Może to lubił? Ale jak można lubić wymienianie posłań?
- Eee, dzięki...? - Puma szybko zmienił temat, wskazując na dwa duże drzewa. – Na tych klonach jest legowisko zwiadowców i wojowników.
- Będę tu kiedyś mieszkał! - pisnął rozemocjonowany niebieskooki
-No, jeśli chcesz zostać zwiadowcą lub wojownikiem to tak. Chodźmy dalej.
Kocurek udał się za bicolorem, który już kierował swoje białe łapy ku innym miejscom.
***
Czernidłak leżał pod legowiskiem uczniów, rozkoszując się słońcem. To był jeden z nielicznych dni, w którym ciepłe promienie otulały las, roztapiając lód i ukazując zielone łodygi trawy. Mimo to niebieskooki wcale nie był szczęśliwy. Ukradkiem spoglądał na swojego najdroższego kolegę, siedzącego w kącie przy żłobku, czując, jak napełnia go smutek. Bicolor dalej nic nie powiedział mu o jego obawach, co doprowadzało ucznia do rozpaczy, a napięcie między nimi wzrastało. Kocurek czuł się źle z tym, że nie mógł w żaden sposób pomóc przyjacielowi, a myśli o nim nie opuszczały niebieskookiego ani na moment, zżerając go od środka. Przecież mógłby pomóc Pumie! Nie miał pojęcia, dlaczego on dalej nie chciał mu nic powiedzieć. Zdarłby skórę z każdego, kto ośmieliłby się nękać bicolora! Potrząsnął główką. Musi to po prostu wyjaśnić! Dźwignął się na nogi, czując jak zalewa go chłodna fala strachu, a serce zaczyna bić coraz szybciej. Gdy już miał zrobić pierwszy krok, do Pumy podeszła liliowa kotka, zaczynając rozmowę. Czernidłak poczuł ukłucie żalu, którego nie umiał wyjaśnić. Nieuzasadniona rozpacz targnęła nim. Niby nic, a jednak... rozmawiali ze sobą, jakby znali się od zawsze. Czyżby…?
W głowie niebieskookiego narodziła się przygnębiająca myśl, którą szybko odgonił. Mimo to nie miał już ochoty, aby rozmawiać z przyjacielem, zwłaszcza w obecności Przypływ. Całe powietrze uleciało z jego płuc, jakby przygniecione ogromnym ciężarem. Dlaczego tak na to reagował?
Odwrócił się, nie mogąc na to patrzeć i położył się w mokrej trawie. Mimo to co chwila przyłapywał się na tym, że spoglądał w ich kierunku, licząc, że kotka sobie pójdzie. Skarcił się w myślach i ponownie wstał, jednak udał się do wyjścia z obozu, aby zapolować.
Już chwilę po przekroczeniu koczowiska poczuł kuszący zapach ryjówki i natychmiast schylił się do pozycji łowieckiej, wypatrując ofiary. W pewnej chwili ujrzał brązowe futerko poruszające się w zaroślach. Poczołgał się do niego, czekając na odpowiedni moment do ataku. Nieuważne zwierzątko skierowało się ku niemu, a ten błyskawicznie wysunął pazury i skoczył, jednym celnym uderzeniem pozbawiając je życia. Kocur chwycił zdobycz, jednak nie chciał jeszcze wracać. Zakopał ryjówkę w wilgotnych liściach, aby później po nią przyjść. Mimo tak prostej czynności żal i gorycz dalej nim targała, a łapy same zaprowadziły go do Upadłej Gwiazdy. Obiekt stał niewzruszony, pokryty roztapiającą się warstwą lodu, przez co mienił się w słońcu i wyglądał jeszcze bardziej niezwykle niż normalnie. Czernidłak położył się przy Gwieździe, wtulając bok w zimną ścianę i spoglądając na przelatujące nad nim ptaki. Gdyby to rzeczywiście byli jego przodkowie, czy nie zechcieliby chociaż się obrócić i zerknąć na niego? Kocurek nie mógł się doczekać, kiedy zostanie tym wspaniałym stworzeniem. Wolnym od wszystkich problemów, takim lekkim i spokojnym. Będzie mógł co noc dotykać lśniących gwiazd i szybować wśród księżyca! Będzie spać na miękkich obłokach i czasem tylko spoglądać na Owocowy Las z miłością, zastanawiając się, co robią koty krzątające się po obozie. Ale czy ptaki nie są samotne? Uczeń odgonił od siebie tę myśl. Przecież latają stadami! Tworzą piękne wzory na dziennym niebie i swoją pieśnią umilają dzień Owocniakom. Na pewno tylko tutaj ptaki śpiewają tak wspaniale, a słońce tylko tutaj tak pięknie zdobi jasne sklepienie. „W innych klanach słońce pewnie nie jest tak cudowne” - pomyślał - „Pewnie jest bardziej melancholijne, ciemne i samotne. W Owocowym Lesie w końcu mam przyjaciół.”
Niebieskooki znów pomyślał o przyjacielu. Czyżby już się nie przyjaźnili? Zamknął oczy i położył pysk na łapach. To wszystko było zbyt ciężkie! Czernidłak nawet nie zauważył, kiedy zasnął, a gdy tylko znów uniósł głowę, słońce było już wysoko na niebie. Kocurek bardzo chciał zostać jeszcze w lesie, jednak powinien wracać.
Wstał chwiejnie i posłał ostatnie, rozmarzone spojrzenie Upadłej Gwieździe, po czym ruszył przed siebie. Przystanął tylko przy miejscu, w którym zakopał ryjówkę i odkopał ją, aby zanieść do obozu. Droga dłużyła mu się niemiłosiernie, jednak wreszcie dotarł do celu. Wszedł cicho do środka, a gwar jaki panował na chwilę go przytłoczył. Potrząsnął łebkiem i wzrokiem odszukał Pumy. Musiał z nim wreszcie porozmawiać! Ujrzał bicolora siedzącego w kącie przy żłobku i stosie zwierzyny. Był sam! Z walącym sercem zbliżył się do stosu i położył na nim upolowaną ryjówkę, po czym skierował wzrok na przyjaciela i przełamując strach, podszedł do niego.
- Pumo... możemy porozmawiać? - zapytał, spoglądając rozmówcy w oczy.
- Co?
- Chodź - miauknął Czernidłak, prowadząc kolegę do legowiska uczniów.
Zazwyczaj było tam spokojnie, dlatego uznał, że to miejsce będzie najlepsze do wymiany zdań jaka się między nimi szykowała. Bicolor ruszył za nim, niepewnie stąpając po ziemi i zapewne zastanawiając się, co się szykuje. Gdy dotarli, niebieskooki po prostu usiadł i zaczął mówić.
- Widzę, że coś cię nęka. Możesz mi o tym powiedzieć. Pomogę ci! - zaoferował się z nadzieją.
Przyjaciel odwrócił tylko wzrok i wbił pazury w ziemię, jakby coś w sobie tłumił. Czernidłaka zalała kolejna fala smutku, a po jego sercu przejechał wyimaginowany lisi pazur, żłobiąc w nim dziurę.
- Hej, chcę ci tylko pomóc. Jeśli ktoś ci dokucza, obedrę go ze skóry!
Puma pokręcił głową, dalej nie patrząc mu w oczy.
- Nie.… nie wiem...
- Powiedz mi, poczujesz się lepiej.
- Ja nie mogę...
Czernidłakiem na nowo targnęła rozpacz, a w jego oczach zabłysnął żal.
- Nie ufasz mi? - wychrypiał kocurek.
- To nie tak... - zaczął zdezorientowany Puma i wreszcie spojrzał na kolegę.
- Przypływ powiedziałeś? Ciągle coś ukrywasz... Czemu nie chcesz, żebym ci pomógł? - powiedział roztrzęsiony. Miał dość tego udawania. - Powiedziałeś mi o Topielcu i ci pomogłem. Dlaczego teraz mi nie ufasz? Nic to dla ciebie nie znaczy? Przecież widzę, że nic nie jest dobrze... Daj sobie pomóc...
Bicolor spojrzał zamurowany na Czernidłaka i otworzył pysk, aby coś powiedzieć, ale kocur nie chciał tego słuchać. Zerwał się i wystrzelił jak z procy w kierunku wyjścia z obozu. Kątem oka dostrzegł zszokowanego przyjaciela i Pieczarkę, która spojrzała na niego pytająco, lecz zignorował ją.
Wybiegł z obozu, dusząc w sobie łzy.
<Pumo? On się naprawdę zasmucił!>
[1610 słów]
[przyznano 32%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz