— Może wpadły na siebie podczas opuszczania klanu i wędrują razem... i kiedyś, jeśli reinkarnacja jest możliwa, będzie się mogła czuć w Klanie Nocy jak w domu — usłyszałam od starszego kota.
Kiwnęłam głową z lekkim uśmiechem. Reinkarnacja brzmi... hm, chyba dobrze? Czy Gwiezdni mogą takie rzeczy robić?
— W takim wypadku myślę, że... ciocia Kawka powinna odrodzić się jako lew, nie kot! Ona opiekowałaby się nami wtedy, ah, a Płotka by mogła być — zaczęłam się zastanawiać. — Może jakąś czaplą... Pasowałoby jej. Mandarynka by na pewno była jakimś ślimorem czy kleszczem, należy jej się. Ja bym chciała być szczupakiem! Albo... albo wydrą! Nie, taka mewa też brzmi dobrze... Nie wiem.
Spojrzałam nieco żałośnie na Piórkolotka, oczekując pomocy w wyborze, zaraz jednak poczułam szturchnięcie od tyłu, a przy mnie jakby z nikąd zmaterializował się Pchli Nos. No tak! Miałam nakarmić dzisiaj starszych, zapomniałam! Mam nadzieję, że nie siedzieli przeze mnie głodni teraz, ah, no nie, no nie. Podskoczyłam i nie czekając na niewątpliwą pogadankę od mentora, poleciałam prędko w stronę stosu zwierzyny, zabierając ze sobą mimowolnie bażancie pióro. Nie złapie mnie dzisiaj za zapominalstwo! Kątem oka zobaczyłam tylko, jak za mną mentor i niebieski point wymieniają spojrzenia. Mam nadzieję, że nikt nie nakabluje Sroczej Gwieździe, że głodzę starszych... Co jeśli nie pójdę przez to na zgromadzenie?! Jest w końcu niedługo...
***
Zgromadzenie poszło... źle. Może nie tragicznie, momentami było fajnie, ale ogólnie źle! Dręczycielka siostra usilnie próbowała mnie zaczepić, mimo że nie chciałam z nią gadać. Nawet Piórkolotowy Trzepot (takie miał pełne imię), mimo że miło się z nim gadało i pomagał mi w poszukiwaniach rodziny, nie pomógł mi z Mandarynką! Z początku byłam na niego o to trochę zła, poczułam się zdradzona, ale nie wiem, chyba nie powinnam? Czy na jego miejscu chciałabym się mieszać w czyjeś problemy rodzinne... Z drugiej strony to nie problemy rodzinne, ja z nią nie chciałam gadać po prostu, ot co! Jeju... chyba i tak powinnam pójść go przeprosić i wyjaśnić sytuację, tak powinna zrobić dobra księżniczka. Pokiwałam głową z uznaniem dla swojej racjonalności i rozsądku. Skończę dzisiaj trening i do niego pójdę. Z tą myślą wstałam w końcu ze swojego posłania. Wychodząc z legowiska dla uczniów, wystawiłam jeszcze Mandarynkowej Łapie język, mimo, że była odwrócona i pewnie tego nie widziała. Tak dla zasady.
***
— Piórkolotkowy Trzepocie — zaczęłam z powagą, gdy już go znalazłam. — Chciałabym cię przeprosić w imieniu moim *i siostry* za kłótnię podczas zgromadzenia. Też bym nie chciała z nią gadać, w zasadzie to nawet nie chciałam z nią gadać, więc ci się nie dziwię.
— O, jasne, nie, spokojnie, nic się nie stało, chyba ja trochę nawaliłem, co? — spytał, stając w miejscu — Moje zgrywanie dorosłego chyba nie specjalnie mi wychodzi - dorzucił żartem. - Spotkałaś kogoś ciekawego na tym zgromadzeniu?
Westchnęłam z ulgą na pozytywną reakcje. No, najtrudniejsze już za mną.
— A! Tak! Jak on się nazywał, um.. jakoś od ptaka! Uczeń, z Klanu Wilka. Nie widzieli tam Płotki ani cioci. Musiały pójść w inną stronę, albo bardzo szybko przejść. Był bardzo miły, powiedział mi też, że jego klan nie odrzuca brązowych kotów... ale nie wychwala też czarno-białych. A.. a ty, spotkałeś kogoś?
— Członkinię Owocowego Lasu. Też kogoś szukała. Końcowo zostaliśmy obsmarkani przez jakiegoś burzaka i musieliśmy się umyć — skrzywił się, na pewno na to wspomnienie o smarkach — Ale ani Kawki, ani Płotki u nich nie było.
Hm? Uniosłam lekko niewidzialną brew. Szczerze mówiąc, spodziewałam się już teraz braku nowych wieści o rodzinie, w końcu minęło tyle czasu, chociaż oczywiście nie przestanę ich dalej szukać. Za to.. oh? Też nowe znajomości? Może nie byłam największą plotkarą, ale ciekawe, ile granic bym przekroczyła, gdybym nagle spytała kocura coś w stylu "oho, a była ładna?" Przez mój pysk przez chwilę przemknął cień uśmiechu, który jednak szybko powstrzymałam. Gadamy przede wszystkim o zagnionych kotkach, to by było niestosowne. Jednak...
— Smarkach?! Czy oni są normalni, w tym Klanie Burzy?! Gdybym była liderem, wygoniłabym ich z lasu za takie zachowanie.
— Płakał chyba za swoją partnerką — wyjaśnił, zapewne czując potrzebę wytłumaczenia smarkającego kota — Z resztą, na skale na wyspie podobno był zastępca. Może lider też został obsmarkany, dlatego nie przyszedł — rzucił pół żartem. — Czyli najdalsze klany mamy załatwione... można jeszcze popytać burzaki i klifiaki, są bliżej, więc wystarczy podejść do granicy. Moglibyśmy niby jeszcze spytać jakichś samotników, ale to już.... uh.
Zapauzowałam na chwilę na rzuconą luźno propozycję kocura. Spytać samotników i koty z innych klanów... No, ale jak? Czy będziemy musieli naginać kodeks, czy czekać aż cały księżyc na nowe wieści? Machnęłam nerwowo ogonem.
— Samotnicy.. Boję się, że jeśli będziemy z tym zwlekać to nawet jeśli ktoś coś widział, to o tym zapomni. Ale, ah, nie wiem czy Pchli Nos pozwoliłby mi — urwałam na chwilę, żeby po klimatycznym uderzeniu serca zacząć mówić ciszej. — On jest.. bardzo zapatrzony w babcię (jeśli o mnie chodzi, brzmi niezdrowo). Bardzo mu się nie podoba, gdy robię coś, co by się jej mogło nie spodobać, a do tego pewnie wlicza się szukanie brązowego kota po innych klanach. Po ostatnim zgromadzeniu... trochę boję się znowu wpaść w kłopoty. — Usiadłam i z lekkim wstydem oplotłam łapki ogonem. — No.. nie wiem co zrobić.
— Miałaś kłopoty? — spytał, marszcząc czoło. Podczas całej mojej wypowiedzi, wyglądał również na niezbyt zadowolonego, może wręcz znużonego, jakby spotkał się po raz kolejny z jakimś mało przyjemną sprawą. Trochę mi go było szkoda. — Mogę sam wyjść podpytać, wziąłbym Karaś albo którąś z córek Kawczego Serca. Mam wrażenie, że próba ucieczki spod oka Pchlego Nosa może być ciężka.
Prawda, byłaby ciężka, może i jest przygłuchy, ale mu to wcale nie przeszkadza w ganianiu mnie!
— Miałam... troszkę, ale mam wrażenie, że za drugim razem babcia mogłaby być mniej wyrozumiała — przyznałam niechętnie. — Zresztą, kim ja jestem, żeby podważać to, co ona mówi! Chciałabym sama porozmawiać więcej z kuzynkami, ale wygląda na to, że ciągle się rozmijamy z wolnym czasem... Mi też się zaraz kończy przerwa, niedługo idziemy na patrol — mówiąc to nagle wpadłam na pomysł, wstałam i wyciągnęłam łapę do przodu.
— Obiecuję na Klan Gwiazdy, że nie powiem nic o tym babci, ani innym mniej przyjaznym kotom, ale ty też musisz obiecać, że nie powiesz. Jeśli potrzebujesz pomocy z jakąś wymówką albo kryciem cię w razie czego, to zrobię to. Tylko tyle póki co chyba mogę zrobić — miauknęłam z nieco dziecinnym zapałem do intryg i sekretów, jednak płynącym z dobrego serduszka. Spojrzałam wymownie na swoją uniesioną łapę, po czym na tą kocura.
— Uroczyście i pod okiem naszych przodków, przysięgam chronić sekretów Algowej Łapy i pomagać we wszelkich intrygach, w dobrym oczywiście celu i nic nie zdradzać Babcinej Gwieździe. Obiecuję, że Algowa księżniczka będzie mogła mieć zawsze wsparcie w kiepsko udawanym dorosłym — rzekł uroczystym tonem, również wyciągając łapę w moją stronę, by przypieczętować naszą wielką, poważną umowę.
No, mimowolnie leciutko parsknęłam, nie wiedząc czy odwrócić głowę w zażenowaniu, czy wyszczerzyć się chichocząc jeszcze szerzej. Zrobiło mi się po tym jednak dużo lżej. Miałam rację, że rozmowa z Piórkolotkowym Trzepotem będzie mądrą i prawidłową rzeczą do zrobienia. Stuknęłam nasze łapy radośnie.
— Przysiągnięte! Nie ma odwołań — oznajmiłam, po czym lekko niepewna tego, jak powinno się takie okazje zakańczać, otrzepnęłam się szybciutko z emocji i zawinęłam w kierunku wyjścia z obozu, na mój wieczorny patrol. Pomachałam jeszcze jednak Piórkolotkowi przed tym z uśmiechem na pożegnanie. Może znajdę potem dla niego przy okazji jakieś ciekawe piórko w ramach podziękowań. Może i to on przyszedł mnie pocieszyć najpierw, jednak myślę, że to jemu teraz by się bardziej przydało pocieszanie!
<Piórkolotku?>
[1221 słów]
[przyznano 24%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz