Zimorodkowa Łapa właśnie wróciła z treningu ze swoim stryjem-mentorem, Kolcolistnym Kwieciem. Kochała go i lubiła spędzać z nim czas, ale mimo to trening nie sprawiał jej takiej przyjemności jak innym uczniom, tak właściwie wcale nie sprawiał. Po prostu parła do przodu, starając się uczyć jak najpilniej by nie zawieść swojej rodziny i przodków oraz nie przynieść im hańby przez to, że jedna z najmłodszych przedstawicielek ich rodu jest do niczego. Obecnie pracowała tak ciężko, że nie jeden kot mówił jej, by trochę zwolniła, zanim zamęczy się na śmierć, ale ona pracowała tym ciężej, już była znacznie do przodu z treningiem. Podczas gdy jej rodzeństwo zaczyna polować na myszy, ona już niemalże umie je wytropić, a upolowanie nie sprawia jej żadnego problemu. Podczas gdy jej siostry jeszcze tego nie robią, ona stawia pierwsze kroki w walce. Jej życie stało się męczące i zakręcone, ale przynajmniej kiedyś będą z niej dumni i zostanie doceniona. Może… Bo jednak nie chce robić tego już zawsze. Nie chce tylko patrolować granic, polować, walczyć i tak w kółko. To wszystko ją nuży i choć idzie jej dobrze, nie czuje z tego przyjemności ani nie widzi w tym swojego sensu życia. Ona tak właściwie… woli zioła. Chciałaby pomagać członkom swojego klanu, lecząc ich, spędzać dni wśród ziół, witać nowe życia na tym świecie… Ona chce być medyczką. Ale nikt jej nie zrozumie… a może jednak… Może powinna porozmawiać z medyczką… nie czuje się jeszcze gotowa by rozmawiać o tym z babcią, wujek jej nie zrozumie, bo nie lubi ziół, tatusia nie chce martwić, chciałaby mu pomóc, a to na pewno nic nie poprawi… w sumie nie chce rozmawiać z dorosłymi wojownikami. Niestety Algowa Łapa tego nie zrozumie, choć to jej by najchętniej to wyznała, bo jest jej najbliższa, Mandarynkowa Łapa raczej jej nie pomoże, pewnie jeszcze ją wyśmieje... Płotka gdzieś zniknęła… Ale prawie zapomniała o swojej kuzynce, Różanej Łapie, uczennicy medyka. Jest młodsza od pozostałych, jest z nią spokrewniona, a przede wszystkim też szkoli się na medyczkę. Może ona ją zrozumie… Pobiegła do legowiska medyka z malującymi się na pysku determinacją, zmartwieniem i choć słabą w porównaniu do pozostałych nadzieją.
- Różana Łapo! Różana Łapo! Muszę o czymś z tobą porozmawiać. - Powiedziała wchodząc. Na szczęście czarna akurat była w legowisku. - Mam pewien dylemat. I wydaje mi się, że tylko ty możesz mnie zrozumieć. - Mówiąc to, usiadła naprzeciwko kuzynki. - Masz może chwilkę? - Zapytała z grzeczności, by upewnić się, że jej nie przeszkadza.
- Tak się składa, że mam. Co takiego cię trapi - Zapytała uczennica medyczki.
- Ja… Chyba nie chcę być wojowniczką. Od niedawna szkolę się na wojowniczkę, ledwie minął księżyc od mojego mianowania i idzie mi dosyć dobrze, ale nie cieszę się z tego co robię. Tak naprawdę… - zwiesiła łebek, wpatrując się w swoje białe łapki. - Pracuję tak ciężko by nie zawieść babci, mamy, która jest gdzieś tam w klanie gwiazdy, taty, mojego mentora i całej reszty naszej rodziny. Chciałabym szkolić się na medyczkę, jak ty! Ale nikt nie potrafi mnie zrozumieć, nikt! Podążam ścieżką, która rujnuje wszystkie moje marzenia! - W tym momencie jej oczy zrobiły się dziwnie mokre i zaczęły z nich kapać łzy. Czy ona… Płacze? - I-i-i nie umiem! Nie umiem dłużej ich wszystkich zadowalać! To mnie wykańcza, pracuję ciężej, niż mogę… Ja już tak dłużej nie dam rady… Co mam zrobić Różana Łapo… - Wtuliła swój mokry od łez łebek w białe futro na piersi Różanej Łapy. Czuła się przy niej bezpiecznie, a teraz jak się komuś wyżaliła, zrobiło jej się trochę lepiej. Ale jej problem przez to niestety nie zniknął… Mimo iż teraz było jej lepiej, on nadal ją przytłaczał, wciskając ją niemiłosiernie w ziemię. Dlaczego to wszystko jest takie ciężkie…
- Różana Łapo! Różana Łapo! Muszę o czymś z tobą porozmawiać. - Powiedziała wchodząc. Na szczęście czarna akurat była w legowisku. - Mam pewien dylemat. I wydaje mi się, że tylko ty możesz mnie zrozumieć. - Mówiąc to, usiadła naprzeciwko kuzynki. - Masz może chwilkę? - Zapytała z grzeczności, by upewnić się, że jej nie przeszkadza.
- Tak się składa, że mam. Co takiego cię trapi - Zapytała uczennica medyczki.
- Ja… Chyba nie chcę być wojowniczką. Od niedawna szkolę się na wojowniczkę, ledwie minął księżyc od mojego mianowania i idzie mi dosyć dobrze, ale nie cieszę się z tego co robię. Tak naprawdę… - zwiesiła łebek, wpatrując się w swoje białe łapki. - Pracuję tak ciężko by nie zawieść babci, mamy, która jest gdzieś tam w klanie gwiazdy, taty, mojego mentora i całej reszty naszej rodziny. Chciałabym szkolić się na medyczkę, jak ty! Ale nikt nie potrafi mnie zrozumieć, nikt! Podążam ścieżką, która rujnuje wszystkie moje marzenia! - W tym momencie jej oczy zrobiły się dziwnie mokre i zaczęły z nich kapać łzy. Czy ona… Płacze? - I-i-i nie umiem! Nie umiem dłużej ich wszystkich zadowalać! To mnie wykańcza, pracuję ciężej, niż mogę… Ja już tak dłużej nie dam rady… Co mam zrobić Różana Łapo… - Wtuliła swój mokry od łez łebek w białe futro na piersi Różanej Łapy. Czuła się przy niej bezpiecznie, a teraz jak się komuś wyżaliła, zrobiło jej się trochę lepiej. Ale jej problem przez to niestety nie zniknął… Mimo iż teraz było jej lepiej, on nadal ją przytłaczał, wciskając ją niemiłosiernie w ziemię. Dlaczego to wszystko jest takie ciężkie…
{Róża pomóż! Chlip sorka że tak nagle ale potrzebuję pomocy…}
[605 słów]
[przyznano 12%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz