„Czuje się, jakbym połknął kamień… zalega mi to tak w gardle…” – pomyślał, przełykając ciężko ślinę, która ważyła jak kamień i smakowała jak ogień. Zamiast pomóc, to jemu gardłu wszystko to skomplikowało i w owej chwili czuł istny koszmar zalegający w jego przełyku oraz jamie ustnej.
— Pumo! Nie siedź tak, tylko wykonuj zadaną przeze mnie pracę! — krzyknął Padlina z drugiej strony żłobka, wymachując mchem, przez co niektóre kawałki tego materiału runęły porozrzucane na ziemi. Niechlujnie zdobiły ziemię w kalinie, czekając na swój marny koniec, który oznaczał zdeptanie i zapomnienie. Żałosne było ich życie w tym legowisku, smutnym wzrokiem błądził po ich resztkach. Nie rozumiejące wagi zadania roślinki, leżały bezwładnie w przejściu do tylnej części żłobka i nie zdawały się zmartwione z ich końcem.
— Dobrze… — Puma wstał sztywno, poruszając się w stronę zasobów, które razem z jego mentorem zbierali poza obozem. Ze zmieszaniem wymalowanym na pysku szukał w swoich szarych komórkach coś, co mogłoby być jego pomocną łapą. Najmniejsza wskazówka mogłaby się mu przysłużyć, dodając do jego ducha spokój i obeznanie z całą sprawą.
Postanowił starannie wykonywać swoją pracę (by nie zdenerwować dymnego przez jego wcześniejszą niezdarność) delikatnie, przenosząc mech z kupki na posłanie. Zmrużył oczy, gdyż nie wiedział, jak dokładnie ma to zrobić tak jak najstarszy w legowisku. Poskutkowało to skierowanym na niego wzrokiem, jednak niestety nauczyciel był do niego odwrócony plecami. Pieczarka z lekką nieuważnością gapiła się na pysk starszego, przerzucając wzrok na posłanie, które było podjęte próbie niezałamania się przez zapach Padliny. Marszczyła nosek zapewne przez zmieszane zielska dodające w jakimś stopniu poczucia radości jego mentorowi. Nie rozumiał tego, jednak nie chciał dociekać potrzebom czarnego kota. Nie były mu w każdym stopniu potrzebnę do egzystencji, nie był nimi zaciekawiony tak bardzo, jak o zachowanie najmniejszego w żłobku kocurka.
— Słuchaj Pumo — zaczął Czernidłak, nagle wyrastając obok ucznia. Dotknął dziwnie wyglądające posłanie, przez dostarczenie na niego mchu i spojrzał na niego z nieukrywanym rozbawieniem. — Wydaje mi się, że robisz wszystko nie tak. Mogę ci pomóc? — teatralnie pokręcił głową, rozładowując gęstą atmosferę w głowie zmieszanego kota.
Czekoladowy spojrzał na niego mglistym wzrokiem, doszukując się sprzecznych z radością emocji. Nie znalazł jednak nic (zapewne przez jego poszkodowany zmysł widzenia) świadczących o jego nieszczerości. Spiął się, bo przed chwilą rzucili razem dziwnymi komentarzami i on sam przez jego bezmyślność dotknął jego łapy. Te gesty zażenowały tak bardzo starszego kocurka, będącego teraz w bańce lekkiej nieświadomości. Nie interesował się, jak do tego doszło, że wypłynęło to z jego pyska, ponieważ nie chciał tego wspominać i w ogóle do tego wracać. Wolał zakopać wszystkie niepotrzebne uczucia, pojęcia i wiele innych rzeczy w ziemi kilka długości drzewa pod nią. To było bardzo nieodpowiednie! Powinien się powstrzymać od rzucania takimi ,,żartami”. Niebieskooki przekrzywił głowę po raz kolejny na bok, gapiąc się na zamyślonego przyszłego stróża.
— Ziemia do Pumy, halooo — machnął łapą przed jego oczyma zniecierpliwiony.
— Jestem… — Puma zamrugał kilka razy, skupiając wzrok na łapie kociaka. Była mniejsza od jego i dłuższa. Przypominała troszkę, jak patyk, którym się wcześniej bawił. Zamknął oczy i pokręcił lekko głową, wracając do rzeczywistości. Po chwili je otworzył i zobaczył skierowane na jego osobę zmrużone oczy.
— Pumo? Jeszcze tego nie zrobiłeś? — Padlina spojrzał na nich z lekko groźnym wyrazem pyska. Machnął ogonem, pokazując zęby udekorowane resztkami po ziołach. — To jest takie proste jak połknięcie płotki! Skończ romansować i do roboty — podkreślił, uśmiechając się upiornie. Jego czyny nie stawiały bowiem tego wydźwięku sprawy, które miała styczność z jego słowami. — Widzisz Pieczarko? Jak zawsze to ja muszę robić wszystko za niego i jeszcze mu przypominać, phi! — skomentował, nie zwracając uwagi na kotkę, która w tamtej chwili gapiła się na brata. Po chwili jednak, kiedy żółtooki zaczął opowiadać dziwną historię o mchu, spojrzała na niego zaciekawiona.
W uszach brązowookiego zadźwięczały słowa jego mentora, które były w tej sytuacji chyba jeszcze bardziej nieodpowiednie niż te, które wypowiadali wcześniej z Czernidłakiem. Chociaż wszystkie wypowiedziane w tym dniu dziwne słowa były zbędne. Wolał ich nie słyszeć, tak byłoby najlepiej. Przywróciły te słowa jego wspomnienia z niedawnego czasu, które wydarzyły się nieco ponad trwania nocy zamienionych w uderzenia serca. Potrząsnął głową, skupiając się na doglądaniu ze wszystkich stron objętości przyniesionego mchu. Wyciągnął stary mech, rzucając go gdzieś do tyłu, również tworząc bałagan.
— Hej, pstt — kociak mruknął do niego cicho, zakrywając z boku pysk ogonem, jakby chciał ukryć swoje poczynania. Było to podejrzane do tego stopnia, że bicolor nastawił uszy, gotów wysłuchać co ma do powiedzenia grzybowy. — Co ty na to, aby się stąd ulotnić? Ta praca jest…niemniej nudna, rozumiesz?
Starszy podniósł głowę z lekkim zmieszaniem, gdy młodszy mrugnął do niego porozumiewawczo. Wyglądał, jakby chciał sprzedać mu kocimiętkę i zastanawiał się, czy przypadkiem w przyszłości nie będzie współpracować z Padliną w jakimś gangu z tą przyjemnie pachnącą rośliną. Nie ukrywając tego faktu, zastanawiał się mocno nad propozycją. Wpatrując się w szeroko otwarte oczy grzybowego, analizował za i przeciw.
— No dobrze — mruknął w końcu, odpuszczając i odchylając głowę do tyłu.
Cicho wstali, nie chcąc uaktywnić wciągniętego w historię uśmiechniętego od ucha do ucha kocura. Był zbędny w całej akcji ucieczki ze żłobka. Krocząc obok siebie już byli w pobliżu wymarzonej wolności od całej kaliny wypełnionej śmierdzącymi zielskami mentora czekoladowego. Poruszył uszami, czując w głowie rosnące przeczucie, że coś pójdzie nie tak.
— A wy gdzie? — zapytał za ich plecami nauczyciel ucznia. Obydwoje odwrócili się, spoglądając na niego. — Gadać mi tu zaraz — próbował brzmieć groźnie.
Puma i Czernidłak spojrzeli po sobie. Niebieskooki przekazywał przez nić porozumienia, aby coś wydusił z siebie, delikatnie poruszając głową w stronę przeciwną. Brązowooki natomiast mówił spojrzeniem, że nie wie co powiedzieć. Toczyli krótką walkę na spojrzenia, którą wygrał młodszy.
— No więc emm… — zaczął, zerkając na swojego mentora.
Stresował się tym wszystkim i nie chciał popełnić najmniejszego potknięcia w tak ważnej sprawie. Mimo z powrotem skierował swoje ślepia na kociaka, wlepiając je w niego i prosząc go bezgłośnie o pomoc. Kocurek proponujący ucieczkę na pewno miał plan, który mógłby na spokojnie pomóc w tej sytuacji. Przecież bez pomysłu by tego nie zasugerował, prawda?
<Czernidłaku, jednak ty coś powiedz!>
[1263 słowa]
[przyznano 25%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz