Ruda momentalnie zeskoczyła z gałęzi, kiedy tylko zobaczyła, jak wygląda powracający patrol. Skóra większości wojowników przecięta była jarzącymi się na czerwono skaleczeniami, a nawet jeśli nie – żadne z nich nie wyglądało ani na czyste, ani na zadowolone. Osiadły na ich futrze kurz i ubłocone łapy potęgowały tylko wrażenie, że coś było nie tak. Kocica podeszła do przodującego patrolowi Żagnicy, który klął pod nosem. Gdy zauważył przywódczynię, wypalił natychmiast:
— Dobrze, że jesteś! Widzisz to, Daglezjowa Igło? — wskazał na swoich pobratymców, którzy lizali własne rany dla ukojenia bólu. — Te borsuki na granicach to jakiś nieśmieszny żart!
— Borsuki? — zdziwiła się. Słyszała już w ciągu ostatniego księżyca jeden lub dwa raporty o pozostawionych przez te zwierzęta śladach. Czy to odciśnięte łapy w mule, zalane nory czy zwykłe zapachy... Uprzednio ignorowała je, jako że te stworzenia mieszkały w lesie i były jego częścią, a nie zdążyły nikogo skrzywdzić. Na tamtą chwilę. — Zaatakowały was?
— Jedna borsuczyca wkradła się na nasze terytorium w okolicy Śmietniska. Chciałem ją odegnać na drugą stronę Drogi Grzmotu, ale nie słuchała się nas aż do demonstracji siły — warknął, zlizując ściekającą mu przez grzbiet nosa do pyska krew. — Gnojowy pysk.
— Czy wszyscy są cało? — wypięła się, by zobaczyć resztę zgromadzonych kotów, które wyglądały w porządku, prócz nietypowo mrużącej jedno oko wojowniczki. — Cierń, wszystko w porządku?
— Ta — mruknęła, próbując otworzyć zranione ślepię, lecz tylko zacisnęła mocniej powieki. — Dostałam w nie jakimś piachem. Pójdę z tym do Witki i będzie jak nowe — zapewniła. Ruda tylko po raz ostatni obejrzała wojowników i upewniając się, że już wie wszystko, pospiesznie odesłała ich do legowiska medyka. Durne borsuki. Jakby nie potrafiły zauważyć, że Daglezja chciała nieco odsapnąć po tym wszystkim, co znosiła przez ostatnie parę sezonów. Czy jej też nie należało się trochę odpoczynku? Bycie przywódcą było jednak cięższe, niż się jej zdawało...
***
Musiała poczekać na powrót burej przyjaciółki z patrolu, lecz teraz, nareszcie, mogła przysiąść do rozmowy.
— Co takiego nas tu zbiera? — zapytała Świergot. — Coś poważnego?
— Mam coś do przedyskutowania — odparła tylko rdzawa, zanim wzięła głęboki oddech i zaczęła dzielić się tym, co zaobserwowała: — Już od jakiegoś czasu patrole składają raporty o podwyższonej aktywności borsuków. Na pewno zauważyliście — spojrzała znacząco na parę zastępców. — Na początku nie przykuwało to specjalnej uwagi, lecz dziś do obozu powróciła grupa, która została zaatakowana przez jednego z nich. Wszyscy są cali, ale zdaje się, że sprawa zaczyna być poważna.
Daglezja zauważyła, jak trójka zamachnęła się ogonami na otrzymane informacje. Lśniąca Tęcza sapnął głośno.
— Gdzie oni poleźli?
— Znaleźli borsuka na naszych terenach przy Śmietnisku — odparła.
— Ostatnio czują się coraz pewniej, przekraczając nasze granice. Sama jednego odgoniłam z wojownikami, zanim tu przyszłam. Mnożą się jak króliki — zawarczała druga zastępczyni, poprawiając nałożony na jej bark opatrunek. — Również niedaleko Śmietniska. Być może pochodzą zza Drogi Grzmotu.
— To nie miałoby sensu — wtrącił się Tęcza, w moment przykuwając nieprzychylny wzrok Sadzawki. — Ich tropy były zaobserwowane wszędzie przy granicach. Zdaje mi się, że nawet w okolicach Upadłej Gwiazdy, Szopy Strachu. Może stamtąd też napływają, ale nie tylko.
— Phi.
— Cóż... co zamierzamy z tym zrobić? — przerwała im Daglezjowa Igła. Podobało się jej, że mogła z boku obserwować, jak ktoś kłóci się z Tęczą (i tym wyjątkowym razem nie była to ona), ale wolała przejść do sedna.
— Sprawa chyba jest prosta, nie? — spytała Sadzawka, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie. — Trzeba wysłać więcej patroli na granice, zwłaszcza te na południu.
— Odnoszę wrażenie, że jednak skupienie się na patrolach granicznych w środku pory nagich drzew to nie jest najlepszy pomysł — zaoponował czarny, sprawiając, że zastępczyni przewróciła oczami, podobnie jak mentalnie liderka. Czy mu wiecznie musiało coś nie pasować?
— Chyba nie chcesz, aby wdarły się nam borsuki do obozu?
— Chyba nie chcesz, aby Owocowy Las przymarł głodem?
— Hej, hej, spokój. Owocowy Las nie będzie głodował — mruknęła Daglezja, a widząc zdziwione spojrzenie Lśniącej Tęczy, skrzywiła się. Myślał, że go poprze? Niczego się jeszcze nie nauczył? — Zwierzyny jest pełno i nikt na nią nie narzeka. Okrutne mrozy są już za nami, a sama pora chyli się już ku końcowi. Bezpieczeństwo naszego klanu stawiam wyżej od paru piszczek mniej na stosie.
— Racja — poparła ją dodatkowo Świergot, sprawiając, że Lśniąca Tęcza machnął rezygnująco łapą.
— Byle twój żołądek tego nie pożałował.
— Właściwie, Lśniąca Tęczo, masz pewną rację — odezwała się Sadzawka, na którą Daglezja zerknęła dziwnie z ukosa. Co ona mówiła? Pająki zaplotły jej jakąś pajęczynę w mózgu? — Jeśli stracimy kilku wojowników, niewątpliwie dla każdego będzie więcej zwierzyny.
Ach tak. Ruda uśmiechnęła się nieznacznie. Na przyjaciółkę zawsze mogła liczyć.
— Bardzo śmieszne. Masz coś jeszcze do dodania? — fuknął kocur.
— Nie, lecz dziękuję, że zapytałeś — odpowiedziała mu, powodując u przywódczyni zduszony chichot.
— Ja bym chętnie poruszyła jeszcze jeden temat — miauknęła Świergot, na co Daglezja uniosła jedną brew. — Pamiętacie, jaką karę nałożyła Fretka na swoją córkę długie księżyce temu, prawda? Uważam, że powinna zostać już dawno zniesiona i jest na to dobry moment. Owocowemu Lasu przyda się nowy wojownik, szczególnie w obliczu sytuacji z lisami.
Ach, Iskra! Daglezja myślała o tym jakiś czas temu, ale zupełnie wypadło jej to z głowy! Faktycznie, kotka już długi czas spędziła, będąc właściwie najniższą możliwą wersją stróża. Prawda była taka, że okropnie przeciągała swój trening i Daglezja nie sądziła, że jej kara była niezasłużona, lecz minęło już dużo czasu. Jeśli szylkretka miała nauczyć się ważnej lekcji, już to zrobiła.
— Nie mam nic przeciwko. Każda para łap, jaka może nam pomóc, jest dla mnie mile widziana. Czy komuś to nie odpowiada? — zapytała, patrząc po swoich zastępcach. Oboje przecząco pokręcili głowami, choć Daglezjowa Igła nie była pewna, czy Tęcza zwyczajnie się przy tym grymasił (co było dla niego typowe), czy nie chciało mu się już dalej wykłócać, a twierdził swoje. Cokolwiek to było, pointka była zadowolona, że postanowił zatrzymać to dla siebie.
***
Następnego dnia, gdy wybiło wysokie słońce, a ruda upewniła się, że Iskra znajduje się w obozie i niczym nie zajmuje, kotka wskoczyła na niską gałąź topoli.
— Niech każdy kot wystarczająco dorosły, by samodzielnie polować, zbierze się na zebranie klanu! — krzyknęła, a jej gromki głos wywabił nieco zaspane po porannych patrolach koty z legowisk, podobnie jak te, które wygrzewały się w kilku ciepłych promieniach zimowego słońca. Owocowy Las zebrał się, czekając niecierpliwie na komunikat ich przywódczyni. Daglezjowa Igła, kiedy tylko w gęstwinie tłumu dojrzała wysoką stróżkę, nareszcie rozpoczęła przemowę: — Wraz ze Świergot oraz moimi zastępcami podjęliśmy decyzję o pewnej zmianie. — Rozniosły się szepty, jedne zainteresowane, drugie zlęknione, lecz uciszyły się tak szybko, jak tylko Daglezja kontynuowała: — Iskro, proszę, wystąp — miauknęła, kładąc wzrok na zszokowanej kotce, która po paru zagubionych mrugnięciach zaczęła cisnąć się przez tabun owocniaków, by stanąć na środku obozowiska, spoglądając prosto w oczy przywódczyni. — Umniejszająca rola, jaka została na tą kotkę nałożona przez byłą zastępczynię, z tym dniem zostaje zniesiona. Uznaję jej karę za wypełnioną. Iskro — raz jeszcze zwróciła się do niej bezpośrednio — Czy przysięgasz pozostać lojalnym naszej społeczności i walczyć za jej dobro?
— Przysięgam — odparła momentalnie.
— W takim razie od tego dnia nie będziesz znana dłużej jako posługaczka, a wojowniczka. Owocowy Las wita cię jako jego prawowitego członka — zakończyła Daglezja, dotykając pyskiem głowy Iskry. Popatrzyła po zgromadzonych, którzy skandowali jej imię. Liliowa wbiegła w tłum, w swojego przyjaciela, z którym odeszła, wesoło rozmawiając.
— Niech ma coś dobrego w życiu — mruknęła Sadzawka, której pojawienia się przy jej boku Daglezjowa Igła nawet nie zauważyła.
— Niech ma — powtórzyła jedynie z uśmiechem.
Wyleczeni: Cierń
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz