BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

16 czerwca 2024

Od Obserwującej Żmii CD. Piaszczystej Zamieci

*już jakiś czas temu, jak kocięta Żmii były żłobku*

Szafirka bawiła się mchem z najlepsze razem z obojętnym wobec zabawy bratem oraz siostrą, więc Żmija, najpierw przestrzegając Płomyka by nie wychodził, sama udała się do wyjścia ze żłobka. Chciała coś przegryźć. Może jakiegoś królika? Głód jej doskwierał, bo karmienie kociąt swoje robiło razem oczywiście z Płomykiem do pakietu i tym przeklętym bólem głowy który ją ostatnio coraz częściej dopadał. Właściwie to już o nim wspominając, Żmija czuła jak ten powoli wraca więc miała zamiar póki miała okazję wyjść też na chwilę przed kociarnię by jej umysł nie musiał słuchać pisków i ewentualnych słów młodszego z dwóch synów Lwiej Paszczy, bo to tylko mogło pogorszyć stan jej biednej głowy.
Już skierowała się do stosu ze zwierzyną, gdy niespodziewanie Piaszczysta Zamieć podszedł do sterty.
— Ja to wezmę. Zaniosę ci. Nie przemęczaj się — poinformował ją, łapiąc w pysk dorodnego królika, po czym skierował swoje kroki ku miejscu, z którego dało się słyszeć kocięce piski. Żmija mimo chęci odpoczęcia od hałasu poszła za nim, nie okazując tego że pragnęła na chwilę zostać na zewnątrz. Najwyżej potem wyjdzie z kociarni. Oby tylko przez to że teraz się nie odseparowała od dźwięków ten łeb faktycznie nie zaczął ją boleć… — Proszę. — Kremowy położył jej świeże mięso na mchu, starając się ignorować fakt, że Płomyczek mordował go wzrokiem — Um... Jak ci idzie wychowywanie... swoich i cudzych... kociąt? — cętkowany zadał pytanie tak cicho, aby żadne niepowołane uszy tego nie usłyszały.
— Całkiem dobrze, dziękuję, że pytasz — miauknęła, pomijając swój problem z bólem głowy i czasem nadal stawiającym się Płomykiem.
— Bardzo cię przepraszam za to co zaszło... Mój siostrzeniec... Jest trudny. Sam widzę jak moja siostra go rozpuściła. To dla mnie zaskakujące, bo z Nagietkiem nie było takich problemów.
— Cóż, Płomyczek jest trudny, ale po tej karze nieco złagodniał — stwierdziła czarno-ruda. I tym razem mówiła szczerą prawdę, bo przez to, iż Płomyk chciał aby jego kara zakończyła się jak najszybciej, również starał się bardziej i słuchał jej rad i lekcji — Jest na dobrej drodze by zrozumieć swoje błędy i się poprawić. Choć przyznam, że potrafi być wyzwaniem.
— Mam nadzieję, że uda ci się go naprawić. Nie chciałbym, aby zrobił coś głupiego i został wygnany. Bądź co bądź... jesteśmy rodziną. I tak mieliśmy już ciężko przez fakt pokrewieństwa z tyranką... Nie chce by ktokolwiek z mojej rodziny ponownie tak się stoczył.
— Ja również. Dlatego właśnie zainterweniowałam. Jeśli będzie tak bił koty po pysku, jak tylko powiedzą coś co wprawi go w złość droga do wygnania będzie krótka — stwierdziła, zerkając na Płomyka — chciałam mu pomóc już gdy był uczeniem, ale jest nieco oporny. Nagietkowy Wschód pomógł mi z nim jednak nieco.
— Oby Klan Gwiazdy dodał ci sił. Czy... może w czymś pomóc? Nieco cię odciążyć? Nie ukrywam, że czuję się także odpowiedzialny za to co się stało.
Nie byłem zbyt dobrym wujkiem...
Naprawdę widać było, że Piasek był inny od większości rodziny i znacznie bardziej podobny do Margaretki niż Lwiej Paszczy.
— Cóż... ogólnie wszystko jest pod kontrolą... ale skoro już pytasz... mógłbyś poprosić Ostowy Pęd, żeby popilnował moich dzieci i Płomyczka na jakiś czas? Czuję się trochę zmęczona i przydałoby mi się chyba trochę świeższego powietrza... — podała mu swoją prośbę, uśmiechając się lekko. — Oczywiście. Przekaże mu twoją prośbę — odpowiedział, a następnie udał się, aby przekazać te informacje kocurowi.
Obserwująca Żmija odetchnęła cicho, spoglądając dalej z uśmiechem na wyjście. W sumie to nawet lepiej, że spotkała Piaska. Będzie mogła na dłużej rozprostować nogi, jeśli to dziko pręgowany zajmie się jej dziećmi.

***
*tuż po akcji z Widmem*

Minęły dwa wschody słońca od dnia, w którym Widmo zabił Sójczy Szczyt, Rumiankowe Zaćmienie, Iskrzącą Burzę i Lwią Paszczę.
Obserwująca Żmija obudziła się rano, gdy dopiero pierwsze promienie słońca wybijały się ponad horyzont, oświetlając lekkim, białym światłem ziemię. Otworzyła swe skośne oczy, by spojrzeć na pogrążone w mroku legowisko lidera, w którym była sama. Czuła wokół siebie zapach dwóch zmarłych kotek. Trudno jej było zapomnieć o tym, w czyim dawnym legowisku się znajdowała. Również trudno jej było nie myśleć o fakcie, że jest tu całkiem sama. Od dawna tak nie spała.
Ale było jej to potrzebne. Ta… przestrzeń.
Musiała przemyśleć parę spraw. A do tego ważne było wyspanie się. Niestety przez ostatnie dni Ostowy Pęd często budził się przez koszmary i wiercił w nocy, przez co oboje doszli do wniosku, że lepiej będzie, jak pójdzie spać sama.
Uniosła powoli głowę znad legowiska, rozglądając się po jego wnętrzu.
Nie przewidziałaby, że kiedykolwiek będzie tu spać.
Że zajmie tę pozycję.
Wstała, następnie siadając i zaczynając powolnymi, dokładnymi pociągnięciami języka czyścić swą czarną sierść w rude łaty.
Klan nie był spokojny od czasu rzezi, jaka się w nim wydarzyła. Nikt się jej nie spodziewał, a teraz koty chodziły spięte, część również w żałobie po stracie bliskich. Szepty i rozmowy nie raz wypełniały obóz będący w kompletnie innym humorze, niż zaledwie kilka dni temu.
Została jej położona na barki duża odpowiedzialność. Ale Żmija, jak to Żmija, była gotowa ją unieść. Skoro została przywódczynią, miała zamiar się postarać. Może i była całkowicie wierna jedynie nielicznym kotom, będącym jej bliskimi, ale przez księżyce mimo wszystko przywiązała się do Klanu Burzy. Przyjęli ją, teraz dostała wysoką pozycję i nie miała zamiaru jej zmarnować, czy też dać chaosowi wieść prym. Musiała o wszystko teraz zadbać. Tym razem nie tylko dla siebie i dla rodziny, ale również dla Klanu.
Cóż, nie wybrała tego losu ale nie miała bynajmniej zamiaru narzekać.
Gdy tylko skończyła czyszczenie swej sierści obejrzała się dokładnie, po czym wstała. Powoli podeszła do okna Skruszonej Wieży, by spojrzeć na pogrążony we śnie obóz. Wyglądało na to, że jedynie kilka kotów wybudziło się już na tyle, by wstać na łapy i wyjść z legowisk - dokładniej to trzy. Tuż przed legowiskiem wojowników siedział Kukułcze Skrzydło, Barszczowa Łodyga szedł natomiast w stronę stosu ze zwierzyną. Liliowa Łapa tymczasem kierowała się do legowiska uczniów – możliwe, że szła do Stokrotkowej Łapy, choć Żmija nie mogła bynajmniej stwierdzić tego na pewno.
Chwilę tak jeszcze przyglądała się obozowi z cienia Wieży z kamienną miną.
Będzie miała dużo do zrobienia.
Do jej uszu doszedł odgłos kroków, a po chwili usłyszała znajomy głos.
— Obserwująca Gwiazdo, możemy przeszkodzić? — Nagietkowy Wschód wszedł do legowiska przeznaczonego dla przywódców Klanu Burzy, wraz z ze swoją siostrą, Margaretką.
Żmija, która jak do tej pory patrzyła przez okno wieży odwróciła się od razu do dwójki swych przybranych wnucząt.
— Jak na razie jeszcze Obserwująca Żmijo — stwierdziła, przybierając na pysk lekki serdeczny uśmiech — nie odebrałam w końcu jeszcze żyć od Klanu Gwiazdy.
Miała akurat zamiar iść do Margaretki i porozmawiać o… tym wszystkim. Wiedziała, że młodszą naprawdę wstrząsnęło to co się stało – jakby było mało, że widziała morderstwo i mogła sama paść ofiarą Niknącego Widma, to jeszcze później ten zabił jej matkę. Naprawdę martwiła się o swoją małą niebieskooką wnuczkę. Chciała z nią porozmawiać, pocieszyć i zapytać ją, czy miała w ogóle siły fizyczne i mentalne by pójść odebrać razem z nią życia. Wiedziała, że kotka mogła bać się Księżycowej Sadzawki – nie zdziwiłaby się, gdyby tak było i nie chciała jej zmuszać do powrotu do miejsca, w którym tak bardzo nie chciałaby być. Jeśli taka byłaby wola najstarszej córki Lew, wzięłaby ze sobą po prostu Liliową Łapę a jej pozwoliła zostać w obozie w spokoju.
— Tak, racja... — miauknął rudy nie wyrażając większych emocji — Margaretkowy Zmierzch ma coś ważnego do ogłoszenia... — przeniósł spojrzenie na siostrę, po czym lekko szturchnął ją dla zachęty.
— Bab... Obserwująca Żmijo – poprawiła się zaraz Margaretka, co wywołało w Żmii zaskoczenie, które ukazało się na moment na jej czarnym pysku. Dlaczego Margaretka nie chciała się do niej tak zwrócić? Czyżby ostatnie wydarzenia, może z Widmem, a może z Płomykiem sprawiły iż… Margaretka… nie chciała już jej tak nazywać? – Przyszłam poinformować o mojej chęci rezygnacji z funkcji medyka. Oczywiście będę je jeszcze pełnić dopóki Liliowa Łapa nie ukończy szkolenia, jednak z dniem jej mianowania, chciałabym obrać inną ścieżkę. Ostatnie wydarzenia sprawiły, że legowisko medyków przestało być miejscem, w którym dobrze się czuję...
— Rozumiem, słońce — miauknęła tortie po wysłuchaniu tego, co młodsza miała do powiedzenia — możesz się rozluźnić, jestem teraz przywódczynią to prawda, ale również twoją babcią i zrobię wszystko byś poczuła się chociaż trochę lepiej po tym co się stało — powiedziała łagodnie, z troską w głosie.
Na pysku Margaretki pojawił się ledwo widoczny uśmiech. Kotka chciała coś powiedzieć, jednak w tym samym momencie wtrącił jej się w słowo Nagietkowy Wschód.
— O to wspaniale! W takim razie może zacznij od wyrzucenia Małej Koszatniczki i tych jej kociąt ze skażoną krwią. Mdli mnie na ich widok, żałosne pokraki. Margaretkowy Zmierzch nie jest w stanie się nimi zajmować i moja młodsza siostra musi ich doglądać! Sama rozumiesz dlaczego. Myślę, że tą decyzją zyskasz jeszcze większy szacunek w oczach wojowników jako liderka, babciu – ogon rudego kocura gniewnie uderzał o ziemię, a słowo "babcia" nie miało bynajmniej przyjaznego wydźwięku. Na jego słowa czarno-ruda od razu spoważniała a z jej pyska znikł uśmiech.
— Naprawdę sądzisz, że zyskam w oczach wojowników wyrzuceniem trzech małych kociąt? — spytała, nie okazując początków złości jaka pojawiła się w jej sercu. Ach tak. Czyli babcią ją nazywał tylko jak mu to mogło coś dać — to są tylko dzieci. Może i z krwią mordercy, ale wciąż dzieci. Nie mogę ich tak po prostu wyrzucić za coś, czego nie zrobiły.
— W moich na pewno. I w oczach reszty mojej rodziny również — podjął pewnym siebie tonem niebieskooki — A przed spiskowaniem z "Potworną Przełęczą", aby zabrać naszej mamie urwisa Płomyczka nie miałaś oporów. — Pokręcił zrezygnowany głową. — Nie wystarczy, że się po prostu urodziły i będą przypominać bliskim zmarłym o tragedii, której można było zapobiec, gdyby ktoś posłuchał naszej mamy? Postaw się na naszym miejscu!
— Twój brat mnie uderzył prosto w pysk i już wiele razy pokazał, że ma wszystkich poza swoją matką gdzieś. Jakbym to tak zostawiła, to skończyłoby się tak, że jeszcze zrobiłby coś głupiego i by go Różana Przełęcz wygnała, a nie zostawiła. Dobrze wiesz, jaki on jest i że byłby zdolny zrobić coś co przelało by zbiornik, a Różana Przełęcz jak chyba wszyscy wiemy łagodna nie była — stwierdziła — jestem w stanie postawić się na waszym miejscu, uwierz mi. Ale wiem również, że obarczanie winą kociąt w wieku jednego księżyca nie przyniesie wam ani innym większej ulgi. Nie na tyle wielkiej, bym skazała je na śmierć w Porze Nagich Drzew. Postaw się na ich miejscu. Kocięta, mające jeden księżyc. Ich ojciec okazuje się mordercą i część klanu patrzy na nie tak, jakby miały stać się nim.
— Zamiast do niej, mogłaś się udać do mnie. Wiesz, że mam dobry wpływ na mojego małego przygłupiego braciszka, pomogłem ci w podejściu do niego na treningach i teraz również bym pomógł. Po prostu pilnował pewnie porządku. Być może źle wypowiedziałaś się na temat naszej mamy i dlatego cię uderzył. Poza tym, nie muszę się stawiać na ich miejscu — rzucił rozbawiony — nasza rodzina nie cieszy się dobrą opinią przez Piaskową Gwiazdę, o czym zapewne nie raz słyszałaś. Tylko ile w tych historiach jest faktycznie obiektywizmu... Łatwo jest oceniać, znając tylko jedną wersję. Musiała mieć powód skoro wywyższyła nas, rudych, w tym koty takie jak ty. Być może tak jak mama dostrzegła już wtedy zepsucie nierudych kotów, które żyły w tamtym czasach i chciała zadbać o dobro swoich bliskich, aby nikt ich nie skrzywdził. — Owinął ogon wokół łap. Wiedziała, że był mocno zakorzeniony w poglądach swej rodziny ale nieco zakuło ją, że uważał, iż Płomyczek miał prawo ją uderzyć. Myślała, że przez ich umowę i wspólne treningi z Płomykiem ich relacja poprawiła się. Najwyraźniej… nie. Nie tak bardzo, jak mogłaby chcieć. — A kociąt wcale nie musisz skazywać na śmierć. Skąd ten pomysł Obserwująca Żmijo. Wyrzucić nie znaczy zabić. Możesz je oddać chociażby... Do sojuszników. Na pewno będą wdzięczni, a ten gest polepszyłby stosunki między naszymi społecznościami. Obie strony zyskałyby na tym.
— A co, jakby się dowiedzieli, że daje im dzieci mordercy, których sam nie chcesz w klanie? Starczy że jeden uczeń się wygada i po sojuszu, już nie wspominając o tym że przez samo oddanie zaczęłyby się sypać pytania z ich strony. I nie, twój brat nie pilnował porządku. Twój brat zachował się jakby nie wiedział, co to znaczy jakiekolwiek zasady. Nawet, jeśli bym coś takiego powiedziała, to nie powinien był mnie uderzyć — ostatnie zdanie powiedziała z większą pewnością i powagą w głosie. Nagietek koniecznie chciał wyrzucić kocięta i nie zważał na tego konsekwencje, jakie mogły z tego wyniknąć. Wiedziała, że normalnie by się może tak nie zachował, zwłaszcza że objęła funkcję lidera, ale teraz chyba był w takim stanie emocjonalnym, że go to mało co obchodziło.
— Wątpię, że ktoś by się wygadał... No chyba, że faktycznie mamy głupie koty w klanie, a zakładam że jednak posiadają umysły czyste jak łza, nie zasnute pajęczynami. Przypomnę, że Widmo zabił ile kotów... Cztery? A może nawet i więcej. Dużo kotów zaginęło, odkąd do nas dołączył. To już pokazuje, że nie był zdrowy na umyśle i być może również jego dzieci okażą się obciążone jak on. Co jeśli historia zatoczy koło? Jak spojrzysz w pyski tym, których kolejni bliscy umrą? Będziesz żałować, że nie powstrzymałaś tragedii w zarodku.
— Oj uwierz mi na pewno ktoś by się znalazł — stwierdziła tortie. — Nie wiemy, czy zatoczy, Nagietku. Równie dobrze może w przyszłości narodzić się kot w Klanie Burzy nie z tej rodziny, który okaże się mordercą. Czy to oznacza, że wygnam wszystkie dzieci? Zapewniam cię że jeśli będą wykazywać niepokojące zachowania to tego nie zostawię. To, że ich nie wygnam, nie oznacza, że nic nie zrobię z ich istnieniem.
I mówiła to całkiem szczerze. Miała zamiar coś z tym co się stało zrobić. Nie mogła pozwolić na to, by potencjalnie kontakt i jakieś nauki Widma spaczyły te młode, które mogły być w przyszłości przydatne dla klanu. Również nie chciała pozwolić na to, by ktoś im coś złego zrobił ze względu na ich pochodzenie, bo to by również mogło źle na nie wpłynąć, może nawet bardziej niż jeden księżyc życia z dymnym kocurem.
Nagietek prychnął na jej słowa, następnie odwracając się i bez słowa wychodząc z jej legowiska. Czuła jego złość i nieusatysfakcjonowanie z tego, że nie udało mu się jej przekonać do pozbycia się trójki kociąt.
— Wybacz za jego zachowanie... Przemawia przez niego złość i wiele innych emocji, ale mam nadzieję, że odnajdzie w końcu spokój... i ja również — miauknęła cicho Margaretka, która przez ten cały czas milczała.
Żmija podeszła do niej ostrożnie.
— Rozumiem to. Mam nadzieję... że i on zrozumie kiedyś to, co próbowałam mu powiedzieć — westchnęła. Niestety już wiedziała, że może to się nigdy nie zdarzyć, bo niestety Nagietek zdawał się mieć dość mocną opinię na temat pozostawienia trójki kociąt Widma w klanie. Po tych słowach przeniosła spojrzenie ponownie na pysk dawnej uczennicy Rumiankowego Zaćmienia— wiem, że ostatnio mało ze sobą rozmawiałyśmy. Ale wiedz, że naprawdę chcę ci pomóc jak tylko mogę — zapewniła ją ponownie — jeśli jest cokolwiek jeszcze co mogę zrobić, to powiedz...
— Nie wiem czy będziesz w stanie, babciu — pokręciła głową — Chyba po prostu sama muszę sobie poradzić z tym wszystkim. Nauka ziół nie pójdzie w las. — Uśmiechnęła się słabo. — Wiem, że będziesz dobrą liderką. Już jesteś. I mam nadzieję, że tak do końca twojego panowania pozostanie i nie zbłądzisz jak poprzedni liderzy, którzy chowali urazy do poszczególnych kotów. Być może właśnie dzięki swojej wiedzy i przez fakt, że nie urodziłaś się w klanie uda ci się go zjednoczyć.
Żmija uśmiechnęła się słabo. Ta młoda była naprawdę dobra w poprawianiu jej humoru.
— Dziękuję, Margaretko — miauknęła — postaram się być dobrą liderką, tak jak mówisz. I... właściwie to miałam iść z tobą porozmawiać, zanim się pojawiliście — niestety musiała tknąć ten temat, mimo, iż ich samotna rozmowa zaczęła się dobrze — muszę iść odebrać życia. Chciałam cię zapytać, czy chcesz zostać w obozie na ten czas?
Margaretka zawahała się na dłużej przed odpowiedzią, jednak w końcu z jej pyska padła odpowiedź.
— Jeśli to nie problem, to tak. Wolałabym zostać w obozie. — otuliła się swoim ogonem. — Jednak nie chciałabym również puszczać samej swojej siostry. Czy Nagietkowy Wschód i jakiś doświadczony zaufany wojownik, a najlepiej dwóch mogłoby wam towarzyszyć w drodze do sadzawki?
— Miałam zamiar wziąć ze sobą więcej kotów, niż Sójczy Szczyt. Mogę wziąć też Nagietka. Mam tylko nadzieję, że nie zacznie tematu tych kociąt w trakcie drogi — mruknęła. Wolała go nie poruszać gdy tuż obok będą inni wojownicy, którzy również mogli przez to wtrącić swoje trzy grosze albo chociażby potem opowiedzieć po klanie przebieg rozmowy jej i starszego z synów Lew.
— Porozmawiam z nim, aby się powstrzymał przed tym tematem.
Żmija spojrzała na Margaretkę wdzięcznym spojrzeniem.
— Dziękuję — miauknęła, uśmiechając się nieco szerzej.

***

Niedługo po rozmowie z Margaretką i Nagietkiem Obserwująca Żmija stanęła w okiennicy swego nowego legowiska, wyznaczając patrole. W końcu nie miała jeszcze zastępcy, więc to ona musiała to zrobić. Między innymi dlatego obudziła się nieco wcześniej, niż zwykle.
— Na patrol graniczny pójdą Kozi Przesmyk, Gradowy Sztorm, Króliczy Nos i Barszczowa Łodyga. Na patrol łowiecki zaś wybiorą się Stokrotkowa Łapa, Króliczy Nos i Srebrzysty Nów — zakończyła zebranie. Koty zaczęły się rozchodzić, tymczasem ona sama odwróciła się, by następnie skierować swe kroki z gracją do schodów prowadzących na dół a tym samym do wyjścia ze Skruszonej Wieży.
Gdy tylko wyszła poza obręb porzuconej budowli dwunogów, słońce oświetliło jej grzbiet. Pora Opadających Liści powoli się oziębiała, ale mimo to dalej zwierzyny było dość dużo. Miała na dzieję, że Pora Nagich Drzew, która miała nadejść za nie za długo będzie łaskawa dla ich klanu i oszczędzi im odmrożeń czy wielkiej głodówki. Tylko tego brakowało żeby w pierwszej porze za jej panowania klan głodował.
Już będąc na górze znalazła wzrokiem pośród kotów swego najmłodszego syna – Modliszkową Łapę. Miała zamiar znów, tak jak gdy doszła do nich wieść o zbrodni Widma dać mu małe zadanie.
— Modliszko — zwróciła się do syna siedzącego na uboczu obozu, który już obserwował ją swymi zielonymi oczyma. Miał to po niej, tylko że robił to… znacznie mniej dyskretnie — Znajdź Piaszczystą Zamieć i przekaż mu, tylko tak, aby nikt nie słyszał, że chciałabym się z nim widzieć.. Powiedz mu, że będę czekać przy Kamiennych Strażnikach, jak już załatwi swoje sprawy. I żeby nie informował o tym nikogo, no chyba że Srebrzysty Nów, ale prosiłabym go o dyskrecję.

***

Czekała tuż przy Kamiennych Strażnikach – właściwe to za jednym z nich, ukryta za jego pnącą się w górę sylwetką przed wzrokiem kotów nadchodzących ze strony środka terenów Klanu Burzy.
Długo nad tym myślała. Wybór nie był prosty, na pewno nie idealny. Musiała jednak zdecydować. Dała sobie czas na przemyślenie wszystkiego i wiedziała, że miała niewielki faktyczny wybór.
W Klanie Burzy… nie było za wiele kotów które nadawałyby się na stanowisko zastępcy. Tacy jak Malwowy Rozkwit, Brzęczkowy Trel, również Ostowy Pęd… to były koty zbyt miękkie. Nie potrafili by podjąć trudnych decyzji, a bycie zastępcą mogłoby ich przerosnąć. Podobnie było z Barszczową Łodygą i Kozim Przesmykiem – nie zdawali się materiałem na lidera. Gradowy Sztorm miał zaś dość trudny charakter, ciężko było przewidzieć, jak by się zachował z władzą w łapach. Szepcząca Pustka dopiero co stracił brata, bez dwóch zdań mogła stwierdzić że dawanie mu takich obowiązków nie było najlepszym pomysłem. Srebrzysty Nów – nieco bardziej utrzymał emocje na wodzy po śmierci Rumiankowego Zaćmienia, ale również stracił ostatnio dwie osoby z rodziny, nie mówiąc już o fakcie że zdawał się być kotem pragnącym posiadać swobodę i niezbyt chętnym do uzyskania większej ilości obowiązków. Przepiórczy Puch – przyszła udając pieszczocha, a później podczas jednego ze zgromadzeń okazało się, że pochodziła z Owocowego Lasu i była córką tamtejszego lidera, który jednak już obecnie nie zasiadał na skale, nie została wojowniczką tak dawno temu i była u nich dość krótko. Nieco podobnie miała się sprawa z paroma innymi kotami – Kukułcze Gniazdo, Bobrzy Siekacz oboje nie byli z pochodzenia burzakami. Samo to nie było by tak dużym problemem – minęło dość dużo czasu od ich przyjęcia. Gorzej było z tym, że niedługo po tym jak dołączyli wraz z Brzączką i Małą Koszatniczką zginęła Płonąca Pożoga i dalej sprawa się nie rozwiązała. Tak, Żmija miała własne podejrzenia, ale klan mógł ich nie podzielać.
Dodatkowo… Niknące Widmo. Widmo był dawniej samotnikiem i ten fakt również mocno nadszarpnąłby w oczach części klanowiczów zasadność jej decyzji, gdyby któregoś z nich wybrała. Następnie mogła od razu wykluczyć Obsmarkanego Kamienia – to akurat było tak oczywiste jak to że słońce świeci w dzień. Była jeszcze Koniczynowa Łąka, ale ona niestety nie była już najmłodsza. Plus i ona, i Bobrzy Siekacz byli przewodnikami – jako zastępcy prędzej mogli by zginąć, a było ich tylko dwóch, zważywszy na wiek rudej zaraz mógł być niestety tylko jeden, a nawet jeśli któreś z obecnych kociąt zdecydowałoby się podążyć drogą przewodnika szkolenie zajęłoby dłuższy czas. Zbyt długi. Z dorosłych kotów nie będących starszymi pozostały już tylko trzy – w tym Nagietkowy Wschód, który dopiero co stracił matkę a do tego był z rodziny Piaskowej Gwiazdy i popierał ich poglądy, z tego, co Żmija zdążyła już dawno temu zauważyć, więc również odpadał.
Zostały jej tylko dwie opcje i po rozważeniu ich obu musiała przyznać, że mimo pochodzenia…
Piasek zdawał się być tym lepszym wyborem.
Dłuższe myślenie nad tym i tak by mało co wskórało, więc stanęło na nim.
Chciała z nim jednak o tym porozmawiać.
Dlatego właśnie poprosiła Modliszkową Łapę, aby ten przekazał mu dyskretnie, że będzie na niego czekać w pobliżu Kamiennych Strażników. Nie chciała, by ktoś podsłuchiwał ich rozmowę, więc wyszła znacznie wcześniej, po drodze postanawiając jeszcze zapolować.
Po jakimś czasie usłyszała kroki nadchodzące zza Kamiennego Strażnika. Siedziała w cieniu wielkiej skały, czekając na kremowego wojownika. Ten już po chwili pojawił się w zasięgu jej wzroku – wszedł między Kamiennych Strażników i rozglądał się w jej poszukiwaniu, nie spoglądając jednak na zacienione miejsce za jedną z potężnych skał.
— Ekhm... Obserwująca Żmijo jesteś tu? — spytał głośno, co nie było idealne, ale cóż.
Wspomniana wysunęła się lekko z cienia, następnie machając lekko łapą takim gestem, który sugerował, by Piasek również skrył się za Kamiennym Strażnikiem. Ten widząc wynurzający się kształt odetchnął z ulgą. Z lekkim zdziwieniem całą tą konspiracją kremowy skierował się szybko w jej stronę.
— O co chodzi? Czy coś złego dzieje się w Klanie Burzy? Kolejny morderca? — wyszeptał rozglądając się po otoczeniu.
— Klanie Gwiazdy nie daj — odparła od razu — nie, nie ma żadnego mordercy według mojej wiedzy. Mimo to... muszę z tobą o czymś porozmawiać — miauknęła, lustrując Piaska spojrzeniem swych żółtych ślipi.

<Piasek?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz