Przeszłość, parę wschodów słońca po powodzi
Na dworze było zimno i mokro. Ćmia Łapa leżała zwinięta w kłębek obok swojej siostry. Zastanawiała się, czy już wstać, czy jeszcze chwilę poleżeć. Rozejrzała się po legowisku uczniów. Trzcinka, a właściwie Trzcinowa Łapa została niedawno uczennicą. Bardzo się cieszyła z tego powodu. Miała nadzieję, że kotka jakoś sobie poradziła z niedawną śmiercią Różyczki w ostatniej powodzi. Czuła się winna, że nie może jej wesprzeć, ponieważ sama nikogo nie straciła. Usłyszała głos swojej mentorki:
— Ćmia Łapo? Wstawaj już, wyjdziemy na patrol łowiecki
— Już wstaję… — Podniosła się, przeciągnęła i wyszła z legowiska. Chłód szybko ją ocucił. Wciągnęła zimne powietrze nosem, obserwując, jak obóz powoli wstaje. Był zdemolowany, ale dzięki naprawom wyglądał lepiej. Spojrzała z lekkim żalem na żłobek, szybko jednak przerwała jej Latająca Ryba.
— Nie wlecz się tak, musimy coś upolować dla klanu — powiedziała wartko. Gdy oddaliły się od obozu wystarczająco, zaczęła węszyć w poszukiwaniu zwierzyny. Poszła parę kroków w stronę jakichś krzaków. Było coś czuć. Czuła na sobie wzrok mentorki, ale starała się tym nie przejmować. Przypomniała sobie jej słowa o tym, żeby stawiać cicho kroki. Powąchała jeszcze raz powietrze.
— Czujesz coś? — zapytała białoczarna kotka.
— Hm… czuję myszy, ale to zwietrzały zapach… — Odwróciła się w stronę większych krzewów. — Ale tam… — Podeszła i poczuła zapach i to całkiem świeży — wiewiórkę.
— No to na co czekasz? Idź po nią — odpowiedziała mentorka, po czym sama udała się w inną stronę w poszukiwaniu zwierzyny. Ćmia Łapa w tym czasie zmierzała w kierunku źródła zapachu... chyba. Nie była pewna, co właściwie czuje, ale miała nadzieję, że jak będzie udawać, że wie, o co chodzi, to wiewiórka sama przyjdzie. Usłyszała szelest. Wśród liści wyłoniła się ruda kępka futra. Szukała czegoś wśród liści. Szylkretka przyjęła pozycję, której uczyła się na treningu, starając się przy tym jak najmniej poprawiać, i przystąpiła do obserwowania zwierzęcia. Kręciło się po okolicy, jakby nie miało wyraźnego celu. Gdy się zbliżyło wystarczająco, kotka przygotowywała się do skoku, ale nadepnęła na gałązkę.
— Mysie łajno…! — syknęła sama do siebie. Podniosła się wyżej i zauważyła, że jej niedoszła zdobycz nie odbiegła daleko, więc podeszła bliżej. Podchodziła powoli, aż w końcu przyczaiła się, skoczyła i… nie trafiła. Wydała z siebie jęk frustracji i machnęła ściółką w stronę liści.
— Co ty robisz...? — Na głos mentorki Ćmia Łapa się wzdrygnęła. Zdała sobie sprawę, że powinna iść poszukać następnego celu, a nie rzucać ziemią jak jakiś kociak.
— No... próbowałam złapać wiewiórkę, ale trochę nie wyszło… — wymamrotała.
— To nie użalaj się nad sobą, tylko chodź polować dalej — odpowiedziała lekko zirytowana Latająca Ryba. Obie kotki poszły głębiej w krzaki. W pewnym momencie starsza udała się w innym kierunku i rzuciła na odchodne:
— Tylko pamiętaj, jak nie złapiesz czegoś, to idziesz szukać dalej, a nie siedzisz na ziemi i liczysz robaki.
— Przepraszam… — wymamrotała zawstydzona. Gdy rozejrzała się, ujrzała tę samą wiewiórkę co wcześniej. — Serio…? — powiedziała sama do siebie. Rude stworzenie zajmowało się czymś w ziemi. Kotka podeszła i skoczyła na upragnioną wiewiórkę, ale ta jej się wyrwała.
— No weź...! — syknęła i uderzyła niecelnie łapą. — Ta wiewiórka jest jakaś upośledzona…! — W końcu udało jej się złapać za kark i go złamać. Jest! W końcu! Była z siebie zadowolona, więc wzięła zwierzynę i poszła szukać mentorki. Znalazła ją trzymającą pulchniutką mysz. Wystąpiła dumnie, pokazując, że w końcu jej się udało. Latająca Ryba była zadowolona.
— Super, wracajmy do obozu — miauknęła.
Teraźniejszość
Ćmia Łapa siedziała przed legowiskiem uczniów, nie mając pojęcia co ze sobą zrobić. Gdy tak siedziała, zauważyła niedawno mianowanego ucznia — Szepczącą Łapę wracającego z patrolu. Nie gadałam z nim jeszcze — pomyślała. To właściwie dosyć dziwne. Szept został znaleziony wcale nie tak dawno przez Szczawiowe Serce i Wężynowy Splot. Spojrzała w ziemię na myśl o Wężynowym Splocie. Z nią też dawno nie gadałam. Kotka poczuła się trochę winna, że od jakiegoś czasu zaniedbuje relacje. Z myślotoku wyrwała ją świadomość, że ktoś na nią patrzył. Szept! Podniosła się, przeciągnęła i podeszła do kocura.
— Hej, jestem Ćmia Łapa — przedstawiła się.
— Oh... hej, jestem Szepcząca Łapa... — odpowiedział niepewnie.
Uczennica usiadła obok niego i obserwowała chwilę, co robi.
— Co robisz? — zapytała.
— Właściwie to nic... po prostu tak sobie układam piasek.
— Hm... — mruknęła, po czym poszła do legowiska i wróciła z otoczakiem z ładnym, różowym paskiem i położyła przed nim. — Proszę, przypomina mi ciebie. W dodatku to mój jedyny kamień, który nie jest pręgowany… no może poza tym jednym paskiem, ale jeden pasek to nie pręgi!
Kocurek wziął gwałtowny oddech widocznie zachwycony.
— Dziękuję... jest wspaniały — Po czym położył kamień w środku wzoru z piasku, który wcześniej układał.
— Cieszę się, że ci się podoba! Ładnie ułożyłeś ten piasek — powiedziała, patrząc na dzieło. — Co jeszcze lubisz zbierać? Widziałam, jak dajesz podarunki Wężynowemu Splotowi.
— Hm... w sumie to wszystko, co popadnie... piórka, ciekawe kamyczki, błyskotki…
— Och! Ja zbieram głównie kamyczki, owady i roślinki... uwielbiam owady! A zwłaszcza trzmiele... są takie puchate i mają piękne pręgi! I tak majestatycznie latają, po prostu są idealne...
Szept z zainteresowaniem słuchał co Ćma ma do powiedzenia. Chyba pierwszy raz w życiu ktoś rzeczywiście chciał wysłuchiwać jej zachwycania się trzmielami.
[Trening wojownika 820 słów]
<Szept?>
[przyznano 16%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz