Jakże wielkie niezadowolenie mogła odczuwać Kocankowa Łapa, gdy Prążkowana Kita przyniósł wieść o obowiązkowym patrolowaniu granic. W planach miała dzielenie języków z Kruczym Piórem nim słońce będzie wysoko, ale zastępczyni miała inne plany. Czarę goryczy przelała obecność nowo mianowanego wojownika, Warczącego Lisa, który pławił się w chwilowej sławie i chodził z uniesioną głową, chlubiąc się swoim ogromnym osiągnięciem. Kilka księżyców temu nie był złym towarzyszem, ale teraz wydawał się zbyt próżny, aby zagajać z nim rozmowę. Szylkretka wolała nie odzywać się do niego i tym samym nie skazać się na wykład o wielkości jego zasług dla klanu. Szli więc w milczeniu, a nim opuścili obóz, za nimi rozległ się tupot łap. Pszczela Łapa z polecenia zastępczyni został wysłany na patrol graniczny wraz z grupą dziwaków. Poirytowana kotka odbiła jak najdalej od brata, tak aby dzielił ich zapatrzony w siebie wojownik i Prążkowana Kita. Ten dzień nie mógł przybrać gorszego obrotu spraw! Na patrolu zapanowała absolutna cisza, przerywana huczącym wiatrem pomiędzy iglastymi drzewami. Jej srebrna kryza powiewała na wietrze, ograniczając pole widzenia i drażniąc oczy. Patrole graniczne w ostatnich księżycach skupiały się głównie na okrutnie drażliwej granicy z Klanem Klifu. Nikła Gwiazda oczekiwał, że oznaczenia zapachowe będą odświeżane codziennie a granica skrupulatnie patrolowana wzdłuż i wszerz. Gdy akurat najstarszy z kotów miał się odezwać, reszta patrolu zamarła. Liliowy kocur domknął pysk, który potem otworzył, aby zwęszyć. Kocankowa Łapa stała jak wryta, gdy napięcie wyczuwalne w powietrzu się zagęściło. Dźwięk łap uderzających o ziemię był coraz bliżej. Chcąc zadbać o bezpieczeństwo patrolu, Prążkowana Kita przeszedł, może nieco więcej niż długość trzciny nim lis z paszczą pełną ostrych kłów go pochwycił. Uczennica wrzasnęła w wyrazie grozy, gdy Warczący Lis bez drugiej myśli popędził przed siebie. Nim młody wojownik podjął jakąkolwiek inną reakcję lub atak, rudy drapieżnik wyskoczył z otwartą paszczą prosto na kark starszego z wojowników.
Brutalne sceny, opisy walki
Partner Zalotnej Krasopani został złapany, ale tym razem mocniej. Kreatura targała jego cielskiem, nim posłała je prosto na drzewo. Liliowy kształt uderzył o pień i ciężko opadł na ziemię bez siły. Pszczela Łapa struchlał, z oczami wciąż utkwionym w zwierzęciu. Krwiożerczy szkodnik był gotowy rozerwać na strzępy każdego, kto tylko się zbliży. Nim srebrna zdążyła wrzasnąć, by uciekali, Warczący Lis natarł na rudasa. Pszczela Łapa podążył śladami wojownika. Na oczach uczennicy zaczęła rozgrywać się istna tragedia. Czarno biały kocur szarpał łapami futro lisa, gdy on w swoich szczękach uwięził ramię jej własnego brata. Wrzaski ucznia wypełniły uszy kotki, sprawiając, że musiała podjąć działanie. Zaszarżowała na zwierzę i podjęła próbę pomocy wojownikowi. W miejscu, gdzie na leśnej ściółce było mnóstwo małych, ostrych kamyków, agresor przyszpilił uczniaka do ziemi i nim o nią uderzał. Tabuny pyłu wzbiły się w powietrze, a sierść błękitnookiego została splamiona jego własną krwią. Jego kończynę i szyje pokryły większe i mniejsze obrażenia. Kocankowa Łapa uderzała w pysk drapieżnika ze zdwojoną siłą, błagając w myślach, aby Prążkowana Kita podniósł się i wybawił ich z kłopotów. Tak oczywiście się nie stało. Nie dane jej było doczekać się pomocy, a stan ucznia się pogarszał. Głowa szylkretowego kocura zagruchotała o kamienie, raniąc jego pysk i tworząc krwawiącą ranę pod prawym okiem. W końcu został odrzucony na bok, a srebrna pręguska poczuła szansę na wybawienie. Pszczela Łapa, cały w pyle i splamiony własną krwią, przeleciał parę długości zająca dalej, znikając gdzieś w gęstwinie jeżynowych krzewów, skąd już nie wyszedł, miażdżąc nadzieję Kocankowej Łapy na wygraną. Na polu bitwy została ich tylko dwójka. Jej oczy zaszkliły się na widok lisa, którego kufa była uwalona kocią posoką. Kocankowa Łap spodziewała się, że teraz podłe zwierzę zwróci się w jej stronę, ale biegnąca slalomem lisica naskoczyła na biało-czarnego. Warczący Lis zawył żałośnie, a spanikowana Kocankowa Łapa próbowała powstrzymać dalszy rozlew krwi. Jej okładanie zwierzęcia łapami nic nie dawało. Wyciągnięte pazury nie działały na gruboskórne zwierzę o gęstym futrze. Jej pazury już mierzyły prosto w oczy rudasa, gdy ten zrobił niespodziewany unik. Usilnie raniła okolice jego uszu, próbując go oślepić, ale jej starania były daremne. Częściej trafiała wysuniętymi pazurami we wrzeszczącego wojownika. Sytuacja stawała się jasna — mogła pognać po pomoc i uratować Prążkowaną Kitę, ale skazać młodego wojownika na pewną śmierć, lub zostać i być może skazać wszystkich, włącznie ze sobą, na śmierć. Zaślepiona rozpaczą i gniewem wiedziała jedno — nie mogła pozostawić pobratymca w potrzebie. Kocankowa Łapa rzuciła się prosto na przednie łapy zdezorientowanego jej działaniami lisa, gryząc go. Za jej atak oberwało się żółtookiemu, którego łapa zachrzęściła pod zębami lisicy. Pokiereszowany kocur został wypuszczony z uścisku zwierzęcia. Drapieżnik dorwał się do przedniej łapy uczennicy. Kocankowa Łapa próbowała uniknąć losu Warczącego Lisa, ale gdy wydawało jej się, że skutecznie uniknęła kłów napastnika, jego szczęki zacisnęły się na jej palcach. Niewyobrażalny ból spotkał niewielką kotkę, która mogła jedynie zakwilić jak raniony kociak, gdy zabrudzony i poraniony lis odgryzł jej dwa palce na lewej łapie. Pomimo obrażeń, wojownik, który teraz w oczach uczennicy był najbardziej szlachetnym kotem Klanu Wilka, powrócił do walki. Nim minęło uderzenie serca, pręguska dołączyła do biało-czarnego. Z początku szala zwycięstwa przechyliła się na ich stronę, ale ból był tak dokuczliwy, że i jedno i drugie musiało się wycofywać. Odwrócenie wzroku od zwierzęcia wystarczyło, aby ten przeciągnął pazurami pod okiem szylkretki. Zakwiliła, gdy krew prysnęła po jej nosie. Rana piekła, jednak adrenalina i stres pozwalały jej pozostać u boku towarzysza, niestety nie na długo. Chwila nieuwagi była dla zwierzęcia wystarczającym sygnałem. Lis kłapnął szczękami, sięgając po uszy i kark Warczącego Lisa. Wojownik nie był w stanie uniknąć ciosu. Z przeraźliwym, rozdzierającym powietrze krzykiem, połowa głowy kocura została pochwycona i uwięziona w zębatej paszczy. Kocankowa Łapa widziała jedynie, jak krew zalewa żółte oczy jej pobratymca. Przez chwilę las zamilkł, a ostatni, wyczerpany wrzask kocura poprzedził okrutny trzask. Jego głowa została zmiażdżona, a pysk lisicy wypełnił czerwony, gęsty płyn. Gotowa na śmierć i zdewastowana, uczennica zamarła w miejscu, z jej własną krwią plamiąc wszystko wokół niej. Poszarpane zwłoki z głuchym gruchotem uderzyły o podłoże. Psowata kreatura odpowiedzialna za śmierć Warczącego Lisa, wpatrywała się swoimi bursztynowymi ślepiami w puste oczy kota. Pazury uczennicy dalej były wyciągnięte, ale spotkała się z ciszą. Lis poszedł swoją drogą, omijając przeszkodę w postaci Prążkowanej Kity. Nic, co się potem działo, całkiem nie dotarło do błękitnookiej. Pszczela Łapa zaginął z obrażeniami. Prążkowana Kita nie był obecny. Ciało Warczącego Lisa, ozdobione głębokimi szramami, musiała zaciągnąć do obozu. Wszystko było odległe i niewyraźne. Jej futro przesiąkło posoką własną i jej pobratymca. Świat oglądała zza mgły, a gdy w końcu Warczący Lis został ułożony na pylistej, obozowej ziemi, Kocankowa Łapa zemdlała.
[1070 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz