– Dzień dobry – odpowiedziała ciepłym tonem synowi, którego poczynania do teraz obserwowała w ciszy, nie chcąc mu przeszkadzać, a tym bardziej nie chcąc na siebie zwracać uwagi. – Chyba... Chyba wbił mi się kolec w łapę. – Mówiąc to wyciągnęła łapę przed kociaka, decydując się wziąć udział w jego kocięcej zabawie w medyka. Cóż innego miała do roboty?
– O nie, to baldzo powaszne – mruknął zmartwionym tonem, próbując wymacać łapę, a gdy ją w końcu złapał w dwie łapki, spróbował wymacać wyimaginowany kolec – Baldzo boli?
– Tylko podczas chodzenia – odmiauknęła. W pewnym momencie, gdy syn dotykał jej łapy w miejscu, gdzie miał się znajdywać kolec, udawanie syknęła z bólu.
Niemal drgnął, gdy to pacjentka syknęła, jednak był dzielny, a przynajmniej w oczach Szanty tak jej kocię się prezentowało podczas zabawy.
– Bszmi baldzo powasznie. – Zmarszczył brwi. – Trzeba będzie wyciągnąć kolca, ale może trochę zaboleć. – Tu dotknął nosem opuszkę, że niby wyciąga obce ciało. – To telaz musisz to zjeść, a ja to dlugie nałoszę na łapę – powiedział, podstawiając kotce jakiś kawałek kory z kulkami ziemi i mchu, a drugą papkę (trochę wody w korze z podrobionym mchem) nakładać zaczął na łapę kotki.
Najchętniej w tamtej chwili odciągnęłaby łapę od kocurka, jednak chcąc uniknąć jego płaczu i nie daj Wyrocznio, Wszechmatko i Klanie Gwiazdy nie wiadomo co jeszcze, zgodziła się na zmoczenie swej łapy. W końcu była to tylko woda, a nie błotnista breja. Chyba była to w stanie znieść. A jeśli nie, może opchnie swoją trójkę kociąt chociażby Oglądającemu Rumiankowi i odczeka, aż te będą na tyle duże, aby ponownie mogły trafić pod jej opiekę przed ukończeniem przez nie sześciu księżyców.
– Gorzkie – mruknęła, gdy nachyliła się nad korą i zgarnęła drugą łapą kulka po kulce, które chwilę później pod naciskiem łapy rozwaliła. Kulki na nowo stały się częścią podłoża kociarni.
– To znaczy, sze działa! – Pokiwał głową, klepiąc mokrą opuszkę kotki. – Wszystko zlobione. Czy coś jeszcze pani dolega?
– Już nic. Dziękuję za opiekę – odparła, by już po chwili nachylić się do kociaka, spoglądając w jego błękitne, zamglone oczy. Zmrużyła swoje brązowe oczy i lekko musnęła pyskiem mordkę kociaka. – Powiedz Księżycu, chciałabyś się szkolić na medyka?
– M – mruknął tylko na muśnięcie, "sprzątając" leki, odpowiadając przy okazji. – Nie wiem. – Przyznał obojętnie. – Ale lubię kwiatki.
Zamyśliła się. Mogła co nieco szepnąć Zawilcowi, aby wziął Księżyca pod swoje skrzydła.
– Skoro tak to myślę, że odnalazłbyś się jako uczeń medyka. Albo zielarz, chociaż takie stanowisko istnieje tylko u naszych sąsiadów za Drogą Grzmotu, w Owocowym Lesie. Niektóre z kwiatów służą jako lekarstwa, na przykład rumianek czy kocimiętka... Nie tylko jako dekoracja futra czy legowiska.
– Oooh! Mógłbym zbierać kwiatki. – Jego oczy zalśniły. – A mógłbym z nich zrobić papki? A co jeszcze można zrobić z kwiatków?
– Mógłbyś... Jednak rób to poza kociarnią, dobrze? – Uprzedziła syna, aby nie robił armagedonu w żłobku. – Hmm... Kronikarze z kwiatów potrafią robić barwniki. To coś jak woda, tylko, że gęstsze i można nimi malować po ścianach.
– A po innym kocie można malować? A mamy balwniki? A pomalujesz mnie?
– Można, ale tylko wtedy, gdy drugi kot się zgodzi. Barwników takich co używają kronikarze w kociarni nie mamy, ale... mogę ci zrobić kreski pod oczkami, sama mam takie, czerwone... Tylko musisz siedzieć grzecznie, dobrze?
– Dobrze! – Zgodził się, siadając w miejscu i czekając, zostawiając resztę ziół i papek tam gdzie były.
Wygrzebała z legowiska kwiatek, z którego pomocą dekorowała sobie oczy. Użyczyła z kory syna ociupinkę wody. Minęło parę uderzeń serca, które być może dla Księżyca trwały niczym wieczność, lecz w końcu, będąc w posiadaniu nietrwałego, zmywalnego czerwonego kwiecistego barwnika namalowała mu kreski pod okiem.
– I jak? – Otworzył ślepia, całkiem niepotrzebnie. – Jak wyglądam?
– Idealnie. Teraz nikt nie będzie miał wątpliwości, że jesteś moim synkiem – miauknęła zadowolona z faktu, że czerwień idealnie zgrywała się na futrze Księżyca. Jednak posiadanie kociąt, takich swoich, miało więcej plusów niż myślała. Bracia zawsze grymasili, gdy próbowała ich przyozdobić czy to kwiatami czy barwnikami przy oczach. A kocięta? Cóż, Księżyc wydawał się być zachwycony. Pozostałe kocięta na pewno też by były. – Idź, pokaż się braciom. Siedzą pięć długości ogona od ciebie na lewo... Tylko pamiętaj, ostrożnie...
— Dobsze! — Zachichotał szczęśliwy, tylko po to by po trzech krokach wyrżnąć orła. Zaraz jednak wstał, otrzepał się i popędził w stronę reszty rodzeństwa.
Wieczna królowa wypuściła powietrze z pyska i z niedowierzaniem pokiwała głową. Nie była stara, ale czuła, że się starzeje. A z wschodu na wschód rosnące kocięta tylko ją w tym utwierdzały. Dopiero te trzy małe pijawki były przyssane do jej sutków, nie pozwalając jej odejść na krok, a teraz niczym mrówki rozpełzły się po całej kociarni, badając ją na własną łapę. Uśmiechając się pod nosem, przeniosła spojrzenie na Leszczynową Wiązkę, której to pociechy lada moment miały opuścić kociarnie. Wymieniła z królową krótkie spojrzenie, a w jej umyśle pojawiła się myśl, która zasiała w niej falę niepewności. Bo w końcu, kiedyś już kocięta przestaną jej potrzebować. No dobra, Księżyc będzie trochę dłużej na niej polegał, chyba, że znajdzie odpowiednie zastępstwo za siebie. Kołysanek i Śniątek na pewno będą troszczyć się o brata, tak samo reszta ich rodziny, ale to wciąż było za mało. Królicza Gwiazda oraz Przepiórczy Puch żyć wiecznie nie będą, a kto wie komu po ich śmierci przypadnie władza. Może komuś, komu ślepy kot będzie przeszkadzał? Albo jakiemuś odklejeńcowi pokroju przodkini Zawodzącego Echa? Na samą myśl przeszły ją dreszcze.
– Wróżko, możesz na chwilę podejść? – zwróciła się do córki Leszczyny, która w tym samym momencie upewniała się czy jej brat śpi, czy tylko udaje. Na dźwięk swojego imienia kotka postawiła uszy do góry i zbliżyła się pomalutku do karmicielki. – Chciałam ci podziękować za błogosławieństwo... – Zaczęła spokojnie, zastawiając się czy faktycznie słowa koteczki miały w sobie moc Gwiezdnego Klanu. – A poza tym mam do ciebie prośbę...
<Księżyc? Sklejone, dopisane i posłane, aby nie trzymać w niepewności. Pisz dziecko, pisz, podbijaj świat, boś podczas pełni zrodzony i do wielkich rzeczy stworzony, twoi bracia również (kocię renesansu aka przyszły wieczny królewicz oraz architekt pomagający przy budowie tunelu do Zakopanego) no mama jest dumna>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz