— Hej siostra, mogę się przysiąść? — zapytał, a na jego pysku pojawił się ciepły uśmiech.
Owinęłam delikatnie swój puchaty ogon wokół łap, odwzajemniając uśmiech brata.
— No jasne, co to za pytanie! — powiedziałam, klepiąc łapką miejsce obok. — Właśnie miałam zjeść tę nornicę, ale sama chyba nie dam rady, może chcesz go zjeść razem?
— Wiesz co, jestem tak głodny, że aż mógłbym zjeść… KOTA! — mruknął, wskakując na mnie, a następnie przewracając naszą dwójkę.
— EJ, złaz ze mnie! — pisnęłam, jednak czekoladowy wydał się jakby nieobecny.
Jego wzrok zatrzymał się na naszej białej zastępczyni, która właśnie omawiała coś z Sówką. W jego oczach zobaczyłam TEN rozbłysk.
“Tylko nie to, znowu wpadł na jakiś idiotyczny pomysł…” — pomyślałam, strzepując ogonem.
Stwierdziłam, że mogę wykorzystać jego nieuwagę i zrzuciłam go z siebie, stając nad nim.
— Haha i co teraz?
Normalnie w życiu bym czegoś takiego nie zrobiła, jednak w obozie nie było niemal nikogo, ponieważ niedawno wyruszyły patrole łowieckie oraz graniczne. Było jeszcze wcześnie. Słońce przyjemnie grzało, a delikatny, poranny wietrzyk mierzchwił mi futro.
— Oj no dobra już dobra, wygrałaś, tylko ze mnie zejdź, bo jeszcze Czernidłak mnie tak zobaczy i potem będzie się ze mnie śmiać! — zażalił się.
— Już to robię! — Usłyszałam głos za sobą, a kiedy obróciłam głowę, moim oczom ukazał się partner Pumy. — Wyglądacie jak jakieś opętane kocięta targające się w żłobku!
Zeszłam z brata, a czarno biały kocur zmienił wyraz pyszczka, z troską podchodząc do czekoladowego.
— Żartuje — mruknął, następnie liżąc go między uszami.
“Ah, chciałabym kiedyś mieć kogoś takiego, jakiego on ma… Farciarz" — pomyślałam, przyglądając się im.
Chwilę później, obydwoje podeszli do mnie, a brat zastępczyni złapał w zęby wróbla.
— Ah, właśnie, Orchideo, słyszałaś może jakieś… Plotki? — spytał się mnie Puma, a jego ślepia jakby rozbłysły, wpatrując się w moje bursztynowe oczy.
— Nie, a powinnam? Wiesz, że nie lubię plotkować o innych, no, chyba że chodzi o coś pewnego i fajnego! Lub o coś związanego z moją rodziną, wtedy muszę wiedzieć.
— Nooo, wieszz, słyszałem, że podobno Pieczarka ma kogoś na oku!
— W takim razie gratulacje dla niej! — mruknęłam, następnie biorąc niewielki kęs ptaka.
— Ale, to nie koniec — dodał po chwili czekoladowy, zaczynając intensywnie się we mnie wpatrywać. Zbyt intensywnie.
Nagle zrobiło mi się gorąco, a serce zaczęło bić zdecydowanie za szybko.
— C-czy Ty chcesz mi coś powiedzieć? — spytałam, na co Puma jedynie się uśmiechnął.
Stróż wyciągnął pazury, a następnie jednym z nich zaczął rysować serca w piasku.
— Ja? Ależ skąd! Chociaż może? Hmmm, coś obiło mi się o uszy? — miauknął, a jego uszy poruszyły się.
— Albo może tobie, Czernidłaku? Słyszałeś coś o Pieczarce i tym, kogo Twoja siostrzyczka może mieć na oku? — spytał partnera, świdrując go wzrokiem.
— Eeee, nie? — odpowiedział mu kocur, najwyraźniej równie skołowany co ja.
Nastała chwila ciszy, w której próbowałam sobie przypomnieć, czy chwaliłam się Czernidłakowi bądź Pumie i tym, że zdobyłam nową przyjaciółkę, jaką była biała kotka.
Nie.
Tak więc skąd tak idiotyczny pomysł? Ciszę przerwało odchrząkniecie mojego brata, które przywróciło mnie do rzeczywistości.
— No dobra, nie będę Ci kłamać, jesteś głównym celem, przynajmniej według innych.
— A-ale? Ż-że co?— wyjąkałam, wpatrując się w czekoladowego, jakby mógł, znać odpowiedź na moje niewypowiedziane pytanie.
— Och, nie mnie pytaj! — powiedział jedynie kocur, kończąc jeść.
— To znaczy, wiesz, na mnie się nie patrz, to nie ja to wymyśliłem! Ja tylko mówię, co słyszałem! Ciesz się, że się o tym dowiadujesz teraz, bo jeszcze by się okazało, że ani ty, ani ona o niczym nie wiedzą, a Owocniaki planują Wam ślub! Ha! Normalnie miłość w ciemno!
Skierowałam bursztynowe spojrzenie na drugiego kocura, jednak ten chyba był równie zdezorientowany co ja.
Również wstałam i podeszłam niebezpiecznie blisko Pumy.
— Przysięgam, że jeżeli pająki aż tak zasnuły Ci mózg, że stwierdziłeś, że śmiesznie będzie coś takiego rozpowiedzieć, to jesteś absolutnie najbardziej idiotycznym kotem w całym Owocowym Lesie.
Stróż nie wziął chyba moich słów na serio, ponieważ zaśmiał się i liznął mnie w ucho.
— Ja też Cię kocham Orchideo — mruknął na pożegnanie, po czym odszedł wraz z Czernidłakiem, zostawiając mnie samą, oczywiście po drodze przewracając się o własne łapy, co było dla niego typowe.
Byłam jednak sama tylko przez chwilę, ponieważ zaraz później podeszła do mnie Pieczarka.
— Hejciaaa! — miauknęła, znienacka mnie przytulając.
— H-hej-ejka-ka — zawtórowałam jej, oblewając się rumieńcem.
— Może przejdziemy się naaaa, no nie wiem… Wspólny spacer?
— C-CO? — wydusiłam, dławiąc się śliną.
Po słowach Pumy w głowie miałam tylko jedno.
“R.A.N.D.K.A.”
— C-C-czy to ma być ra-ra-and-dk-dk-dka? — wyszeptałam, czując, jak serce zaczyna walić mi coraz mocniej.
— Chodzi o tego kogoś! — szepnęła Pieczarka z ekscytacją, szczęściem, ale i tajemnicą w głosie.
Cała para momentalnie, że mnie zeszła.
“Ah, no tak…”
— J-asn-sne, możemy się prz-przejść.
— Świetnie, dzięki Orchiś! — mruknęła, końcówką ogona dotykając mojego nosa.
— W takim razie chodźmy! Ahh, aż robi mi się ciepło na sercu, kiedy myślę o tym, jak nasz kochany Owocowy Las się rozwija! Zwierzyny przybywa, koty powoli wracają do formy, a w żłobku roi się od kociąt! No, a tak poza tym, czuję, że jestem coraz bliżej z tym kotem!!!
— A-a co-o T-ty na t-to, ż-żeb-eby póź-później odwiedz-dzić żł-żłobek? — powiedziałam, w głowie wyobrażając sobie siebie, razem z Pieczarką, kiedy siedzimy wspólnie w żłobku, a wokół nas krążą kocięta.
Pyszczek zalał mi się rumieńcem, więc szybko odwróciłam wzrok od zastępczyni.
Szłyśmy tak sobie przez las, aż doszłyśmy do Polanki, na której niedawno wszędzie było biało. Teraz jednak wszędzie dookoła rosły kwiaty polne, nad którymi latały pszczoły i motyle. Fiołki, lawendy, stokrotki, maki, dmuchawce… Było po prostu przepięknie! Biała otworzyła pyszczek, jednak po chwili go zamknęła, wpatrując się przed siebie.
Również skierowałam spojrzenie w tę samą stronę i ujrzałam wysokie, piękne stworzenie na chudych kończynach z malutkim, wyglądającym mięciutko ogonkiem. Chwilę później pojawił się i drugi, równie niewielki uroczy stwór natury. Wyglądały na młode, ciekawskie, radosne. Jedno z nich miało na głowie dwa malutkie rozgałęzione patyki, jednak bardzo zaokrąglone. Wyglądały także, jakby jeszcze się kształtowały. Zamiast łap miały jakby ciemne, zaokrąglone kamienie.
— Piękne istoty… — wyszeptałam, nie ruszając się ani odrobinę z miejsca.
W końcu nie chciałam ich przestraszyć, czyż nie?
Zaraz później pojawiły się dwie większe sztuki. Na początku myślałam, że pojawi się samiec i samica, jednak obydwie wyglądały na reprezentantki tej samej płci. (Wywnioskowałam to po tym, że żadne z nich nie miało poroża, tak, jak tamten malec).
Obydwie zniżyły głowy i dotknęły się tak, że ich noski się stykały. W gestach kotów oznaczało to nic innego, jak “Kocham Cię”.
Panie spojrzały się na nas, po czym po prostu jak gdyby nigdy nic, cała czwórka odbiegła, kierując się na tereny niczyje.
Wpatrywałam się jeszcze przez chwilę w miejsce, w którym chwilę wcześniej znajdowały się łanie wraz z ich młodymi, a w głowę te jelonki przedstawiały mnie i kotkę stojącą obok mnie. Kotkę, która powodowała, że język wiązał mi się na supeł, łapy stawały się niczym wata, a serce zaczynało bić szybciej. Spojrzałam w te jej cholernie pięknie oczy, w środku zbierając się na odwagę, aby wyznać jej, co do niej czuje. Że nie jest tylko siostrą partnera mojego brata. Że nie jest tylko koleżanką. Jest kimś więcej, OCHH i to dużo DUŻO więcej. Że przy niej, moje życie znowu nabierało sensu. Że chciałam, aby właśnie to życie, toczyło się u jej boku. Wzięłam głęboki wdech.
— Pie-Pieczarko?
— Słucham — miauknęła, odwracając zielone ślepka w moją stronę.
— Ja-ja ch-chciałam C-ci coś pow-powiedzieć… — mruknęłam, czując się tak, jakby serce miało zaraz wyskoczyć mi z piersi.
— Kontynuuj? — zachęciła mnie, kiedy wiatr zaczął wiać nieco mocniej, rozwiewając jej grzywkę, jak i całe futro.
— B-bo ja Cię… Ci-cię ba-ardzo…
“Kocham!!! Lubię!!! COKOLWIEKKK” — krzyczał głos w mojej głowie.
— Ty mnie co?
— Podz-dziwiam, jak dob-brze radzisz sob-sobie w swo-ojej roli… Też chciałabym kiedyś być zas-stepczynią — powiedziałam, rezygnując z wyznania miłości, jednak nadal mówiąc coś prawdziwego.
— O-och, to fajnie! A no i dziękuję, jakoś sobie radzę! Też mogę Ci coś powiedzieć?
— Ta-tak! — miauknęłam, strzepując ogonem, aby się rozluźnić.
— Ten kot, który mi się podoba, jest kotką! — wyszeptała, zaraz zakrywając pyszczek łapą.
Widziałam, jak oblewa ją rumieniec, kiedy wpatrywała się we mnie tak intensywnie, że sama też się zarumieniłam.
— Je-jejku, to... T-to fantastycznie! — Naprawdę cieszyłam się ze szczęścia Pieczarki, jednak… Jednak mimo wszystko, nadal ciężko było mi pomyśleć, że już za późno na mnie. W myślach przewijałam wszystkie kotki, jakie były w podobnym wieku co ona.
Owinęłam delikatnie swój puchaty ogon wokół łap, odwzajemniając uśmiech brata.
— No jasne, co to za pytanie! — powiedziałam, klepiąc łapką miejsce obok. — Właśnie miałam zjeść tę nornicę, ale sama chyba nie dam rady, może chcesz go zjeść razem?
— Wiesz co, jestem tak głodny, że aż mógłbym zjeść… KOTA! — mruknął, wskakując na mnie, a następnie przewracając naszą dwójkę.
— EJ, złaz ze mnie! — pisnęłam, jednak czekoladowy wydał się jakby nieobecny.
Jego wzrok zatrzymał się na naszej białej zastępczyni, która właśnie omawiała coś z Sówką. W jego oczach zobaczyłam TEN rozbłysk.
“Tylko nie to, znowu wpadł na jakiś idiotyczny pomysł…” — pomyślałam, strzepując ogonem.
Stwierdziłam, że mogę wykorzystać jego nieuwagę i zrzuciłam go z siebie, stając nad nim.
— Haha i co teraz?
Normalnie w życiu bym czegoś takiego nie zrobiła, jednak w obozie nie było niemal nikogo, ponieważ niedawno wyruszyły patrole łowieckie oraz graniczne. Było jeszcze wcześnie. Słońce przyjemnie grzało, a delikatny, poranny wietrzyk mierzchwił mi futro.
— Oj no dobra już dobra, wygrałaś, tylko ze mnie zejdź, bo jeszcze Czernidłak mnie tak zobaczy i potem będzie się ze mnie śmiać! — zażalił się.
— Już to robię! — Usłyszałam głos za sobą, a kiedy obróciłam głowę, moim oczom ukazał się partner Pumy. — Wyglądacie jak jakieś opętane kocięta targające się w żłobku!
Zeszłam z brata, a czarno biały kocur zmienił wyraz pyszczka, z troską podchodząc do czekoladowego.
— Żartuje — mruknął, następnie liżąc go między uszami.
“Ah, chciałabym kiedyś mieć kogoś takiego, jakiego on ma… Farciarz" — pomyślałam, przyglądając się im.
Chwilę później, obydwoje podeszli do mnie, a brat zastępczyni złapał w zęby wróbla.
— Ah, właśnie, Orchideo, słyszałaś może jakieś… Plotki? — spytał się mnie Puma, a jego ślepia jakby rozbłysły, wpatrując się w moje bursztynowe oczy.
— Nie, a powinnam? Wiesz, że nie lubię plotkować o innych, no, chyba że chodzi o coś pewnego i fajnego! Lub o coś związanego z moją rodziną, wtedy muszę wiedzieć.
— Nooo, wieszz, słyszałem, że podobno Pieczarka ma kogoś na oku!
— W takim razie gratulacje dla niej! — mruknęłam, następnie biorąc niewielki kęs ptaka.
— Ale, to nie koniec — dodał po chwili czekoladowy, zaczynając intensywnie się we mnie wpatrywać. Zbyt intensywnie.
Nagle zrobiło mi się gorąco, a serce zaczęło bić zdecydowanie za szybko.
— C-czy Ty chcesz mi coś powiedzieć? — spytałam, na co Puma jedynie się uśmiechnął.
Stróż wyciągnął pazury, a następnie jednym z nich zaczął rysować serca w piasku.
— Ja? Ależ skąd! Chociaż może? Hmmm, coś obiło mi się o uszy? — miauknął, a jego uszy poruszyły się.
— Albo może tobie, Czernidłaku? Słyszałeś coś o Pieczarce i tym, kogo Twoja siostrzyczka może mieć na oku? — spytał partnera, świdrując go wzrokiem.
— Eeee, nie? — odpowiedział mu kocur, najwyraźniej równie skołowany co ja.
Nastała chwila ciszy, w której próbowałam sobie przypomnieć, czy chwaliłam się Czernidłakowi bądź Pumie i tym, że zdobyłam nową przyjaciółkę, jaką była biała kotka.
Nie.
Tak więc skąd tak idiotyczny pomysł? Ciszę przerwało odchrząkniecie mojego brata, które przywróciło mnie do rzeczywistości.
— No dobra, nie będę Ci kłamać, jesteś głównym celem, przynajmniej według innych.
— A-ale? Ż-że co?— wyjąkałam, wpatrując się w czekoladowego, jakby mógł, znać odpowiedź na moje niewypowiedziane pytanie.
— Och, nie mnie pytaj! — powiedział jedynie kocur, kończąc jeść.
— To znaczy, wiesz, na mnie się nie patrz, to nie ja to wymyśliłem! Ja tylko mówię, co słyszałem! Ciesz się, że się o tym dowiadujesz teraz, bo jeszcze by się okazało, że ani ty, ani ona o niczym nie wiedzą, a Owocniaki planują Wam ślub! Ha! Normalnie miłość w ciemno!
Skierowałam bursztynowe spojrzenie na drugiego kocura, jednak ten chyba był równie zdezorientowany co ja.
Również wstałam i podeszłam niebezpiecznie blisko Pumy.
— Przysięgam, że jeżeli pająki aż tak zasnuły Ci mózg, że stwierdziłeś, że śmiesznie będzie coś takiego rozpowiedzieć, to jesteś absolutnie najbardziej idiotycznym kotem w całym Owocowym Lesie.
Stróż nie wziął chyba moich słów na serio, ponieważ zaśmiał się i liznął mnie w ucho.
— Ja też Cię kocham Orchideo — mruknął na pożegnanie, po czym odszedł wraz z Czernidłakiem, zostawiając mnie samą, oczywiście po drodze przewracając się o własne łapy, co było dla niego typowe.
Byłam jednak sama tylko przez chwilę, ponieważ zaraz później podeszła do mnie Pieczarka.
— Hejciaaa! — miauknęła, znienacka mnie przytulając.
— H-hej-ejka-ka — zawtórowałam jej, oblewając się rumieńcem.
— Może przejdziemy się naaaa, no nie wiem… Wspólny spacer?
— C-CO? — wydusiłam, dławiąc się śliną.
Po słowach Pumy w głowie miałam tylko jedno.
“R.A.N.D.K.A.”
— C-C-czy to ma być ra-ra-and-dk-dk-dka? — wyszeptałam, czując, jak serce zaczyna walić mi coraz mocniej.
— Chodzi o tego kogoś! — szepnęła Pieczarka z ekscytacją, szczęściem, ale i tajemnicą w głosie.
Cała para momentalnie, że mnie zeszła.
“Ah, no tak…”
— J-asn-sne, możemy się prz-przejść.
— Świetnie, dzięki Orchiś! — mruknęła, końcówką ogona dotykając mojego nosa.
— W takim razie chodźmy! Ahh, aż robi mi się ciepło na sercu, kiedy myślę o tym, jak nasz kochany Owocowy Las się rozwija! Zwierzyny przybywa, koty powoli wracają do formy, a w żłobku roi się od kociąt! No, a tak poza tym, czuję, że jestem coraz bliżej z tym kotem!!!
— A-a co-o T-ty na t-to, ż-żeb-eby póź-później odwiedz-dzić żł-żłobek? — powiedziałam, w głowie wyobrażając sobie siebie, razem z Pieczarką, kiedy siedzimy wspólnie w żłobku, a wokół nas krążą kocięta.
Pyszczek zalał mi się rumieńcem, więc szybko odwróciłam wzrok od zastępczyni.
Szłyśmy tak sobie przez las, aż doszłyśmy do Polanki, na której niedawno wszędzie było biało. Teraz jednak wszędzie dookoła rosły kwiaty polne, nad którymi latały pszczoły i motyle. Fiołki, lawendy, stokrotki, maki, dmuchawce… Było po prostu przepięknie! Biała otworzyła pyszczek, jednak po chwili go zamknęła, wpatrując się przed siebie.
Również skierowałam spojrzenie w tę samą stronę i ujrzałam wysokie, piękne stworzenie na chudych kończynach z malutkim, wyglądającym mięciutko ogonkiem. Chwilę później pojawił się i drugi, równie niewielki uroczy stwór natury. Wyglądały na młode, ciekawskie, radosne. Jedno z nich miało na głowie dwa malutkie rozgałęzione patyki, jednak bardzo zaokrąglone. Wyglądały także, jakby jeszcze się kształtowały. Zamiast łap miały jakby ciemne, zaokrąglone kamienie.
— Piękne istoty… — wyszeptałam, nie ruszając się ani odrobinę z miejsca.
W końcu nie chciałam ich przestraszyć, czyż nie?
Zaraz później pojawiły się dwie większe sztuki. Na początku myślałam, że pojawi się samiec i samica, jednak obydwie wyglądały na reprezentantki tej samej płci. (Wywnioskowałam to po tym, że żadne z nich nie miało poroża, tak, jak tamten malec).
Obydwie zniżyły głowy i dotknęły się tak, że ich noski się stykały. W gestach kotów oznaczało to nic innego, jak “Kocham Cię”.
Panie spojrzały się na nas, po czym po prostu jak gdyby nigdy nic, cała czwórka odbiegła, kierując się na tereny niczyje.
Wpatrywałam się jeszcze przez chwilę w miejsce, w którym chwilę wcześniej znajdowały się łanie wraz z ich młodymi, a w głowę te jelonki przedstawiały mnie i kotkę stojącą obok mnie. Kotkę, która powodowała, że język wiązał mi się na supeł, łapy stawały się niczym wata, a serce zaczynało bić szybciej. Spojrzałam w te jej cholernie pięknie oczy, w środku zbierając się na odwagę, aby wyznać jej, co do niej czuje. Że nie jest tylko siostrą partnera mojego brata. Że nie jest tylko koleżanką. Jest kimś więcej, OCHH i to dużo DUŻO więcej. Że przy niej, moje życie znowu nabierało sensu. Że chciałam, aby właśnie to życie, toczyło się u jej boku. Wzięłam głęboki wdech.
— Pie-Pieczarko?
— Słucham — miauknęła, odwracając zielone ślepka w moją stronę.
— Ja-ja ch-chciałam C-ci coś pow-powiedzieć… — mruknęłam, czując się tak, jakby serce miało zaraz wyskoczyć mi z piersi.
— Kontynuuj? — zachęciła mnie, kiedy wiatr zaczął wiać nieco mocniej, rozwiewając jej grzywkę, jak i całe futro.
— B-bo ja Cię… Ci-cię ba-ardzo…
“Kocham!!! Lubię!!! COKOLWIEKKK” — krzyczał głos w mojej głowie.
— Ty mnie co?
— Podz-dziwiam, jak dob-brze radzisz sob-sobie w swo-ojej roli… Też chciałabym kiedyś być zas-stepczynią — powiedziałam, rezygnując z wyznania miłości, jednak nadal mówiąc coś prawdziwego.
— O-och, to fajnie! A no i dziękuję, jakoś sobie radzę! Też mogę Ci coś powiedzieć?
— Ta-tak! — miauknęłam, strzepując ogonem, aby się rozluźnić.
— Ten kot, który mi się podoba, jest kotką! — wyszeptała, zaraz zakrywając pyszczek łapą.
Widziałam, jak oblewa ją rumieniec, kiedy wpatrywała się we mnie tak intensywnie, że sama też się zarumieniłam.
— Je-jejku, to... T-to fantastycznie! — Naprawdę cieszyłam się ze szczęścia Pieczarki, jednak… Jednak mimo wszystko, nadal ciężko było mi pomyśleć, że już za późno na mnie. W myślach przewijałam wszystkie kotki, jakie były w podobnym wieku co ona.
„A może to Przypływ? Są w podobnym wieku, obie są miłe, pogodne, z wielkim sercem…”
Moja była mentorka była naprawdę piękna, czuła... Była pierwszym, kotem, jaki przyszedł mi na myśl. Innych opcji po prostu nie było. No, chyba że był to ktoś spoza Owocowego Lasu.
Ale chwila, moment, ona przypadkiem nie była w związku z jakimś kocurkiem? A tak poza tym, czy ona przypadkiem nie miała z nim kociaków? Chociaż… Pieczarka ma naprawdę wielkie serduszko. Pokochałaby je jak swoje. Zresztą. Liliowej kotce przydałaby się przerwa od kocurów. Jeden okazał się lisim łajnem, drugi jest w sumie nie wiadomo gdzie… Taka nowa zdrowa relacja by jej pomogła, co nie?
— Hej, a może pozbieramy trochę kwiatków, hm? Zobacz, jest tu ich mnóstwo i są takie ładne! Ten przebiśnieg, którego Ci podarowałam, raczej nie przetrwa zbyt długo, jeśli w ogóle jeszcze istnieje. Niestety, te kwiaty nie żyją zbyt długo…
— Tak, w sumie czemu nie! — miauknęłam entuzjastycznie, zwracając swoje spojrzenie na kolorowe płatki na łodygach.
Zastygłym. Myślotok, który pędził mi w głowie szybko niczym króliki czmychające przed gwardią wygłodniałych lisów… Zniknął. Na chwilę po prostu… Jego nie było. Nie myślałam o niczym. Jakby mój duch opuścił ciało, zostając ty jedynie fizycznie.
— Lubisz kwiaty? — spytałam, wpatrując się w aromatyczne gałązki.
— Tak, czemu pytasz? — mruknęła Pieczarka, podchodząc, a następnie stając obok mnie.
— Czasami cisza jest głośniejsza niż najprzeraźliwszy wrzask… — powiedziałam, stojąc niczym posąg.
— Hm? Nie rozumiem…
— Czasami… Czasami czuję się, jakbym była kwiatem. Koty zawsze myślą, że jeśli jesteś cicho, to po prostu wszystko jest okej, jednak możesz być jak taki kwiat. Ze środka wyglądać pięknie, spokojnie… Być cicho i delikatnie powiewać sobie na wietrze. Jednak w tym samym czasie, jakiś pasożyt może zżerać Cię od środka, a kiedy ktoś już to zauważy… Może być za późno. Czasem cisza jest po prostu ciszą, a czasem, zwiastuje nadchodzącą burze, która rozniesie wszystko i wszystkich dookoła, w tym niszcząc przede wszystkim siebie.
Po moich słowach nastała cisza. Nie była to jednak cisza niezręczna. Była spokojna. Spokojna niczym tafla wody, która wyrzuciła z siebie wszystkie kamienie, które leżały na samym jej dnie.
— Jejku to… To było… Chyba nigdy nie słyszałam bardziej autentycznych i trafionych, głębokich słów… To było przepiękne… Przepiękne, tak samo, jak mój ulubiony kwiat. Jest cichy, lecz nie nudny. Jest skryty, lecz nie skąpy. Jest piękny, ale tylko, jeśli twe oczy umieją widzieć wystarczająco głęboko, umysł umie poczekać wystarczająco długo, a serce potrafi bić wystarczająco szybko. Moje serce skradł najpiękniejszy kwiat, jaki tylko widziałam — zaczęła zastępczyni, siadając.
Ja zrobiłam to samo. Ona złapała w pysk stokrotkę, następnie wkładając mi ją za ucho. Potem spojrzała mu prosto w oczy.
— Szaleje za tym kwiatem, jednak nie przez jego wygląd. Kocham upajać się jego zapachem. Kocham słuchać jego melodyjnego szeptu. Kocham czułość i miłość do innych tego kwiatu. Kocham cały ten kwiat. Od samej łodyżki, do samego czubka płatka. Jest idealny pod każdym aspektem. Jest po prostu… Idealny. Ten kwiat jest liliowy, ma pomarańczowe oczy, piękną duszę i wielkie serce. Nosi imię Orchidea i jest najwspanialszym tworem, jaki w życiu tylko dane mi było zobaczyć. Orchideo, jesteś moim światełkiem w tunelu. Moim największym skarbem. Spełnieniem moich marzeń. Nie wiedziałam z jak Ci to powiedzieć. Kiedy co powiedzieć. Ale teraz już wiem. Wiem, że chcę, abyś to wiedziała. Wpatrywałam się w zielone oczy kocicy, która właśnie niezaprzeczalnie wyznała mi miłość.
— A-al-ale ten ko-kot?
Pieczarka zaśmiała się.
— Ach, mój ty mały piękny głuptaku. To od samego, samiusieńkiego początku byłaś Ty. Nie wiem jakim cudem tego nie skumałaś. Widziałam, jak za każdym razem rumienisz się na mój widok. A ty nie widziałaś?
— My-myśla-ałam, że my-myślisz o swo-swojej wyb-brance…
— Bo tak było! Myślałam o Tobie. Zawsze!
— N-nie żartujesz? — spytałam, myśląc przez chwilkę, że może to był jakiś głupi kawał, wymyślony przez Czernidłaka i Pumę.
— Nie. Wiem, że Puma mówił ci różne bzdury, więc rozumiem to pytanie. Ale ja nigdy nie bawiłabym się czyimiś uczuciami. A już na pewno kogoś tak fantastycznego, jak Ty.
Następnie biała polizała mnie trochę nad uchem.
— Cz-czyli jesteśmy teraz, p-parą?
— Myślę, że tak — szepnęła moja nowa partnerka, uśmiechając się do mnie tak, że zaczęło kręcić mi się w głowie.
— Kocham Cię — powiedziałam, wtulając się w jej białe futerko pachnące żywą łąką.
— Ja Ciebie też — odpowiedziała mi zastępczyni, kładąc swoją głowę na mojej.
— Miło jest stracić dla kogoś głowę — mruknęłam, zamykając oczy, po prostu chcąc nacieszyć się tą idealną chwilą.
Moja była mentorka była naprawdę piękna, czuła... Była pierwszym, kotem, jaki przyszedł mi na myśl. Innych opcji po prostu nie było. No, chyba że był to ktoś spoza Owocowego Lasu.
Ale chwila, moment, ona przypadkiem nie była w związku z jakimś kocurkiem? A tak poza tym, czy ona przypadkiem nie miała z nim kociaków? Chociaż… Pieczarka ma naprawdę wielkie serduszko. Pokochałaby je jak swoje. Zresztą. Liliowej kotce przydałaby się przerwa od kocurów. Jeden okazał się lisim łajnem, drugi jest w sumie nie wiadomo gdzie… Taka nowa zdrowa relacja by jej pomogła, co nie?
— Hej, a może pozbieramy trochę kwiatków, hm? Zobacz, jest tu ich mnóstwo i są takie ładne! Ten przebiśnieg, którego Ci podarowałam, raczej nie przetrwa zbyt długo, jeśli w ogóle jeszcze istnieje. Niestety, te kwiaty nie żyją zbyt długo…
— Tak, w sumie czemu nie! — miauknęłam entuzjastycznie, zwracając swoje spojrzenie na kolorowe płatki na łodygach.
Zastygłym. Myślotok, który pędził mi w głowie szybko niczym króliki czmychające przed gwardią wygłodniałych lisów… Zniknął. Na chwilę po prostu… Jego nie było. Nie myślałam o niczym. Jakby mój duch opuścił ciało, zostając ty jedynie fizycznie.
— Lubisz kwiaty? — spytałam, wpatrując się w aromatyczne gałązki.
— Tak, czemu pytasz? — mruknęła Pieczarka, podchodząc, a następnie stając obok mnie.
— Czasami cisza jest głośniejsza niż najprzeraźliwszy wrzask… — powiedziałam, stojąc niczym posąg.
— Hm? Nie rozumiem…
— Czasami… Czasami czuję się, jakbym była kwiatem. Koty zawsze myślą, że jeśli jesteś cicho, to po prostu wszystko jest okej, jednak możesz być jak taki kwiat. Ze środka wyglądać pięknie, spokojnie… Być cicho i delikatnie powiewać sobie na wietrze. Jednak w tym samym czasie, jakiś pasożyt może zżerać Cię od środka, a kiedy ktoś już to zauważy… Może być za późno. Czasem cisza jest po prostu ciszą, a czasem, zwiastuje nadchodzącą burze, która rozniesie wszystko i wszystkich dookoła, w tym niszcząc przede wszystkim siebie.
Po moich słowach nastała cisza. Nie była to jednak cisza niezręczna. Była spokojna. Spokojna niczym tafla wody, która wyrzuciła z siebie wszystkie kamienie, które leżały na samym jej dnie.
— Jejku to… To było… Chyba nigdy nie słyszałam bardziej autentycznych i trafionych, głębokich słów… To było przepiękne… Przepiękne, tak samo, jak mój ulubiony kwiat. Jest cichy, lecz nie nudny. Jest skryty, lecz nie skąpy. Jest piękny, ale tylko, jeśli twe oczy umieją widzieć wystarczająco głęboko, umysł umie poczekać wystarczająco długo, a serce potrafi bić wystarczająco szybko. Moje serce skradł najpiękniejszy kwiat, jaki tylko widziałam — zaczęła zastępczyni, siadając.
Ja zrobiłam to samo. Ona złapała w pysk stokrotkę, następnie wkładając mi ją za ucho. Potem spojrzała mu prosto w oczy.
— Szaleje za tym kwiatem, jednak nie przez jego wygląd. Kocham upajać się jego zapachem. Kocham słuchać jego melodyjnego szeptu. Kocham czułość i miłość do innych tego kwiatu. Kocham cały ten kwiat. Od samej łodyżki, do samego czubka płatka. Jest idealny pod każdym aspektem. Jest po prostu… Idealny. Ten kwiat jest liliowy, ma pomarańczowe oczy, piękną duszę i wielkie serce. Nosi imię Orchidea i jest najwspanialszym tworem, jaki w życiu tylko dane mi było zobaczyć. Orchideo, jesteś moim światełkiem w tunelu. Moim największym skarbem. Spełnieniem moich marzeń. Nie wiedziałam z jak Ci to powiedzieć. Kiedy co powiedzieć. Ale teraz już wiem. Wiem, że chcę, abyś to wiedziała. Wpatrywałam się w zielone oczy kocicy, która właśnie niezaprzeczalnie wyznała mi miłość.
— A-al-ale ten ko-kot?
Pieczarka zaśmiała się.
— Ach, mój ty mały piękny głuptaku. To od samego, samiusieńkiego początku byłaś Ty. Nie wiem jakim cudem tego nie skumałaś. Widziałam, jak za każdym razem rumienisz się na mój widok. A ty nie widziałaś?
— My-myśla-ałam, że my-myślisz o swo-swojej wyb-brance…
— Bo tak było! Myślałam o Tobie. Zawsze!
— N-nie żartujesz? — spytałam, myśląc przez chwilkę, że może to był jakiś głupi kawał, wymyślony przez Czernidłaka i Pumę.
— Nie. Wiem, że Puma mówił ci różne bzdury, więc rozumiem to pytanie. Ale ja nigdy nie bawiłabym się czyimiś uczuciami. A już na pewno kogoś tak fantastycznego, jak Ty.
Następnie biała polizała mnie trochę nad uchem.
— Cz-czyli jesteśmy teraz, p-parą?
— Myślę, że tak — szepnęła moja nowa partnerka, uśmiechając się do mnie tak, że zaczęło kręcić mi się w głowie.
— Kocham Cię — powiedziałam, wtulając się w jej białe futerko pachnące żywą łąką.
— Ja Ciebie też — odpowiedziała mi zastępczyni, kładąc swoją głowę na mojej.
— Miło jest stracić dla kogoś głowę — mruknęłam, zamykając oczy, po prostu chcąc nacieszyć się tą idealną chwilą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz