Aromat powietrza był mieszanką świeżych ziół, mchu i wilgotnej gleby — zapach typowy dla obozowiska, lecz tego ranka wydawał się Borówkowej Słodyczy szczególnie intensywny, niemal namacalny. Przechadzała się powoli między legowiskami, a jej wzrok co rusz zatrzymywał się na nieukończonych konstrukcjach, rozkopanej ziemi i porozrzucanych gałęziach, które czekały, by ktoś nadał im cel. Każde miejsce przypominało jej o tym, ile pracy jeszcze przed nimi. Choć poranek był ciepły, przez futro przebiegł jej chłodny dreszcz — nie z zimna, lecz z niepewności.
Pojęcia nie miała, od czego zacząć. Chciała pomóc. Ostatnio zdawała opuszczać się w pracy, co było do niej… Raczej nie podobne. Zmarszczyła lekko nos, wciągając głębiej zapachy, jakby wśród nich mogła wyczuć odpowiedź.
Wtem dostrzegła Algową Strugę — szczupłą, ciemną kotkę o sierści lśniącej niemal jak liście wodnej mięty w pełnym słońcu. Jej brązowe oczy połyskiwały w porannym świetle niczym odbłyski na spokojnej tafli wody. Zastępczyni siedziała nieopodal sterty suchych liści, uważnie przyglądając się pracy patrolu, który właśnie wracał do obozu.
Borówkowa Słodycz niemal odruchowo skierowała ku niej swoje kroki. Jeśli ktoś mógł pokierować ją właściwie, to właśnie Alga.
— Dzień dobry — miauknęła Borówka, gdy dzieliła je już odległość dwóch ogonów. Zatrzymała się, stając równo i z szacunkiem spuszczając wzrok. — Przepraszam, że przeszkadzam, jednak… czy istnieje coś, co mogłabym zrobić, by pomóc w odbudowie naszego obozowiska?
Algowa Struga spojrzała na nią bez słowa, jakby przez krótką chwilę oceniała, czy Borówkowa Słodycz w ogóle powinna się fatygować. Po chwili jej pyszczek rozluźnił się w uprzejmym, choć nieco zmęczonym uśmiechu.
— Jasne — mruknęła krótko, po czym zwróciła wzrok ku wyjściu z obozowiska, gdzie ścieżka prowadziła między krzakami a niskimi kamiennymi formacjami. — Potrzebne są nam kamienie. Takie, które można ułożyć przy ściankach źródełka — by je wzmocnić przed porą deszczową. Większe niż żwir, ale nie za ciężkie, by dało je się udźwignąć w pysku… bądź przynajmniej je przetoczyć.
***
Kotka szła ostrożnie, co jakiś czas zerkając na ziemię, jakby spodziewała się, że odpowiedni kamień po prostu rzuci jej się w oczy. Niestety, nie było to takie proste. Większość kamieni była zbyt mała — żwir, który łatwo poruszyć łapą, ale za lekki, by mógł wzmocnić ścianki źródełka. Inne znów były za ciężkie, wbite w ziemię jak korzenie starych drzew.
Borówkowa Słodycz zatrzymała się przy niewielkim zboczu, gdzie ziemia była suchsza, a mech rósł tylko płatami. Między korzeniami brzóz i paproci dostrzegła kilka obłych kamieni o gładkiej powierzchni — niektóre większe, inne idealnie mieszczące się w pyszczek.
Nachyliła się i spróbowała podważyć jeden z nich. Kamień ani drgnął.
— Phi... — prychnęła cicho, zerkając na niego z irytacją, jakby chciała przekonać go, by sam wyszedł z ziemi.
Spróbowała raz jeszcze, tym razem uważniej — wsuwając łapę pod spód, ostrożnie krusząc ziemię pazurami. Kamień w końcu zadrżał, przekręcił się i zsunął nieco w jej stronę. Satysfakcjonujące “chrum” ziemi sprawiło, że futro na jej karku uniosło się z dumy.
— Jeden — mruknęła do siebie z zadowoleniem.
Zaraz obok znalazła drugi, nieco lżejszy, i po chwili również udało jej się go wydobyć. Ułożyła oba obok siebie na świeżym mchu, patrząc na nie z dumą, jakby były trofeami po udanym polowaniu.
Teraz wystarczyło je przenieść do obozowiska.
Event w KN: Wniesienie na wyspę kamieni, mających otaczać źródełko wody i wzmacniać jego ścianki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz