TW: Opisy walki
— Nieźle ci poszło. — Kotka potrafiła powiedzieć tylko tyle. Po raz pierwszy zaniemówiła w jego obecności.
— Dziękuję. Mam nadzieję, że sama za niedługo dołączysz do legowiska wojowników. Byłoby bez ciebie nudno — odpowiedział Krucze Pióro, a Kocankowa Łapa miała wrażenie, że jej serce bije szybciej. Poczuła się, jakby nie tylko jej mentor był ślepy.
— To mam w planach. Również nie mogę się doczekać. — wymamrotała i westchnęła przeciągle, w międzyczasie usłyszała donośny wrzask Zabłąkanego Omenu. — Muszę lecieć. Do zobaczenia.
— Miłego treningu. — Nagle wizja bycia zwyczajną wojowniczką w jej pysku obróciła się w pył i popiół. Zwykła wojowniczka mogła żyć bez niego. Ona nie mogła. Jak mogła nie zauważyć potęgi i doświadczenia, której nabrał i którą zdobył jej przyjaciel? Kiedy stał się tym niesamowitym, silnym kocurem, który z łatwością pokonywał większego brata? Z nikim nigdy nie zżyła się aż tak emocjonalnie i fizycznie. Nieustająco nawiedzał jej myśli i sny. Przez niego nie zwracała uwagi na opryskliwego mentora czy inne trudności. Jej świat był skupiony na Kruczym Piórze, a ona stała się całkiem bezradna pod wpływem jego spojrzenia. Żałowała każdej chwili nie spędzonej z zielonookim, a niemal fizyczny ból sprawiała jej jego absencja. Zatraciła się w myślach do tego stopnia, że nie zdawała sobie sprawy z tego, że po drodze zgubiła drozda. Ptak leżał porzucony przy wyjściu z obozu, więc gdy Zabłąkany Omen opuścił obóz, szybko chwyciła plamistą ofiarę i rzuciła ją na stertę zwierzyny. Nadgoniła mentora, który natychmiast zaczął rozprawiać o wspaniałości dzisiejszego pokazu siły, tym samym narzekając na pręguskę. Normalnie syknęłaby na słowa mentora lub przynajmniej prychnęła, ale z trudem mogłaby się nie zgodzić. Krucze Pióro był definicją idealnego wojownika Klanu Wilka – jest zdrowy i silny, charakteryzuje go mocna budowa ciała, proporcjonalne kończyny i silne szczęki. Ten pewny siebie chód, ta duma, ten porywczy temperament uczynił z niego definicję Wilczaka. Dzisiejszy trening zapowiadał się rewelacyjnie. Mentor pośpieszał ją non stop, więc finalnie na miejscu zjawili się w mgnieniu oka – bo pędzili. Uczennica powoli zaczynała żałować porannej wyprawy na polowanie. Najgorsze dopiero miało nadejść, gdy srebrny kocur przeniósł na nią wzrok i oznajmił, że w ramach jej zbliżającego się mianowania będą ćwiczyć walkę. Kiedyś już ćwiczyli, ale nie same sparingi, a raczej jedynie ruchy. Ponownie zaczął jej tłumaczyć i pokazywać techniki, które nie wydawały się wcale skomplikowane. Jeśli ślepiec mógł się ich nauczyć to i ona mogła opanować je popisowo. Większość ruchów przypominała sobie i odtwarzała akceptowalnie już za pierwszym razem, ale szczególny kłopot sprawiały jej ruchy, które obejmowały wskakiwanie na przeciwnika lub przeskakiwanie przeciwnika, ponieważ kocur był od niej masywniejszy. Kilka razy przećwiczyli zamach z góry, polegający na podniesieniu się na tylnych nogach i przeniesieniu ciężaru ciała na przeciwnika. Następnie, jeśli przeciwnik robi to samo, należałoby przerzucić go pod sobą i uderzać przednimi łapami w brzuch. Kocankowa Łapa i Zabłąkany Omen ścierali się łapę w łapę. Kotka z łatwością już odpierała jego ataki, ale miała problem z ofensywą. Starcia stawały się wyrównane przez ograniczoną widoczność kocura, ale też przez to, że koteczka była od niego mniejsza. Ich wady sprawiały, że byli godnymi siebie przeciwnikami. Uczennica zyskiwała przewagę, bo była lepsza w walce nadziemnej. Wcześniej stresująca ją wspinaczka na drzewa, teraz stała się jej atutem przez długie łapy i mocną siłę wybicia się. Była w stanie skoczyć na mentora z niskiej gałęzi drzewa, niemal miażdżąc go lub trzymać się gałęzi przednimi pazurami, a tylnymi łapami drapać pysk przeciwnika. Przewaga młodszej od niego kocicy ewidentnie się pręgusowi nie spodobała. Ich walka przybierała na rozmachu, a ataki mentora na sile i szybkości, jakby testował jej umiejętności. Z początku szylkretka nie zamierzała odpowiadać tym samym, ale gdy zacisnął jej łapę w żelaznym uścisku swoich łap, Kocankowa Łapa zmusiła się do zaatakowania ze zdwojoną siłą, wyczuwając zagrożenie. Szybko otrząsnęła się z szoku i wbrew sobie ruszyła, aby natrzeć na mentora. Wystrzeliła w bok i gdy mentor był pod kątem do niej, złapała pazurami jego plecy i rozpoczęła kopanie go tylnymi. Ruch był średnio skuteczny. Kępki futra wystrzeliły w powietrze, gdy go kopała, ale nie zadała mu realnych obrażeń. Za to Zabłąkany Omen był w stanie ją powalić. Nagle znalazł się nad nią i chlasnął ją łapą w szyję. Z gardła kotki wydobył się skowyt, gdy jej pysk ponownie spryskała krew. Tym razem nie ptaka, a jej. Zaatakował z wyciągniętymi pazurami, pozostawiając na jej szyi dwie, cienkie rany blisko siebie. Po odniesieniu ran w kotkę wstąpiły pokłady determinacji, by zrobić mu coś znacznie gorszego niż to, co on zgotował jej. Zmienili się we wściekły kłębek futra i pazurów, przetaczając się po leśnej ściółce, sycząc i drapiąc. Gdy w końcu odskoczyli od siebie po dłuższej chwili, pręgus wyglądał na zdezorientowanego. Nim zdążył przeżyć następne uderzenie serca w spokoju, kotka natarła na niego z całą siłą. Udało jej się zatopić kły w jego tylnej nodze, ale znacznie mocniej niż wtedy, gdy wyrządził krzywdę jej łapie. Tym razem wrzasnął on. Kocankowa Łapa była zdeterminowana, by ten jedyne, co czuł to porażkę i ból po tym, jak z nim skończy. Gdy ten wierzgał się i szarpał, ta robiła wszystko by nie rozluźnić uścisku szczęk, a nawet zwiększyć nacisk na łapę kocura. W końcu zdecydowała, że poniósł dostatecznie niepowodzenie i musi skończyć się ośmieszać. Wypuściła jego kończynę i z zadowoleniem podziwiała efekt. Już teraz widziała, że zadrapanie, które on jej pozostawił, było niczym w porównaniu do rozszarpanej skóry, którą ona mu rozerwała. Jego tylna łapa została absolutnie zdemolowana. Wyglądała jak mysz, którą ktoś podrzucił do zabawy kociakom. Były na niej widoczne, krwawe ślady zębów, a skóra była rozszarpana w niektórych miejscach. Wyglądała na praktycznie bezwładną, ale nie na złamaną. Kocur nie był w stanie umieścić jej na ziemi. Był zmuszony by, kuleć, jak byle kaleka, którym już był. Nie mógł się bronić z takimi obrażeniami. A zemsta Kocankowej Łapy jeszcze nie dobiegła końca. Rzuciła się na kocura i przygniotła go całym ciężarem swojego ciała. Krew z jej ran na szyi, kapnęła na jego pysk i nos, pozostawiając na jego jasnej sierści ciemne, karmazynowe plamy.
— Łapa za łapę. Twoje ucho za moją piękną szyję. — wycedziła mu do ucha, po czym jednym kłapnięciem szczęk, oderwała jego kawałek. Gdy tylko się odsunęła, oceniła wyrządzone szkody. Zabłąkany Omen niegdyś mógł uchodzić za urodziwego. Teraz to była przeszłość. Jego pysk był brudny, futro wymiętoszone i spryskane posoką. Jego łapa? Szpetna. Jego ucho było zakrwawione, postrzępione z długimi pęknięciami, które nadawały mu wygląd obrzydliwego zniekształcenia. Patrząc na jego rany czuła jedynie niesmak. Był głupi, jeśli myślał, że będzie mógł wygrać to starcie i uczennica puści go wolno. Po ranach, które on jej zadał, kotka postanowiła go dopaść tak czy inaczej. Syknęła, czując uderzające w nią fale zmęczenia i bólu. Nie czekając na mentora, ruszyła do obozu. Nie zamierzała się obrócić i sprawdzić, czy kocur dotrze do schronienia samodzielnie. Jeśli był tak słaby, jak zakładała, że jest, to zdechnie w męczarniach. Jeśli ma w sobie pokłady siły i godności to wróci w jednym kawałku. W trakcie powrotu zdążyła wylizać rany całkiem skutecznie. Jej futro dalej było zabrudzone w miejscach, w których jej skóra była rozcięta, ale nie sprawiały jej one większego dyskomfortu, kiedy się nie ruszała. Gdy stanęła u bram obozu, powietrze nagle zgęstniało. Kilka ciekawskich spojrzeń przeniosło się właśnie na nią. Na co się gapili? Na jej nowe rany wojenne? Przecież miała taki śliczny pysk, na którym każdy mógł zawiesić oko. Krwistość jej kryzy błyskała w świetle jasnego słońca. Brzegi obozu Klanu Wilka od legowiska uczniów aż po miejsca przemówień stały się ciche, jakby całe życie w obozie spowolniło. Czas zamarł w miejscu, gdy krew Kocankowej Łapy kapnęła z rany na ściółkę obozu. Wkrótce dopadły ją, miała wrażenie, że tłumy i tabuny kotów. Ktoś pytał, co się stało, ktoś pytał, skąd ma te szramy, jej brat nerwowo spoglądał w jej stronę, jakby miał powody do wstydu. Wstyd? Czy ktoś z jej rodziny mógł się jej wstydzić? Była niezdolna do odpowiedzi, na którekolwiek z pytań. Przez chwilę, przez krótką chwilę cieszyła się zainteresowaniem, jakie wszyscy jej okazywali. A potem przy wejściu do obozu pojawił się Zabłąkany Omen. Był w dużo gorszym stanie niż ona, ale z jakiegoś powodu nie odczuwała wyrzutów sumienia. Gdy tylko go dostrzegła, złapała go za kark i pociągnęła w samo centrum chaosu. Wkrótce w jej polu widzenia stanął Nikła Gwiazda. Ktoś próbował się dowiedzieć czy zostali zaatakowani przez patrol Klanu Burzy. W końcu jej mentor ledwo wydyszał swoje parszywe – fałszywe oskarżenie. Podłe kalumnie! Jak mógł jej zarzucić, że to ona go zaatakowała? To on zaczął! Wszystko było niewyraźne, słowa niezrozumiałe. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, chociaż jedno słowo na swoją obronę, znajomy wojownik ruszył w jej stronę. Liliowy brat jej mentora niemal na nią naskoczył, popychając ją w stronę izolatki. Srebrzysta koteczka syknęła, próbując uderzyć go łapą ze schowanymi pazurami, co okazało się być nieskuteczne i daremne. Większy kocur szarpnął nią bez oporów i tym razem agresywniej popchnął ją w stronę izolatki. Kocankowa Łapa uświadomiła sobie, że najrozsądniej będzie zrezygnować z walki i przeżyć samotne wygnanie. Podreptała do miejsca, które było zarezerwowane dla więźniów, jakby szła na własną egzekucję. Zmarnowana walką, przygnieciona zmęczeniem i złością, położyła uszy po sobie. Za daleko. Tym razem posunęła się zwyczajnie za daleko. Jej uszy poczerwieniały, od wstydu jakiego wcześniej nie znała. Zaczęła się zastanawiać, jak właściwie znalazła się w tym miejscu, bez możliwości ucieczki. W pustym, wypełnionym pyłem legowisku znajdowała się już Srebrzysta Łuna. Gwałtownie poderwała głowę, a na widok córki wyglądała, jakby przodkowie całkiem odebrali jej siły. Z rozczarowaniem i wszechogarniającym bólem, spuściła głowę, wbijając spojrzenie w posadzkę. Widząc to jedyne, o czym srebrzysta kotka mogła myśleć, to o zemście. Wszyscy odpowiedzialni za to pożałują w pierwszej kolejności. Potem będzie żałować już cały Klan Wilka. Obróci ich szczęście w pył.
[2254 słowa]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz