Pędziła. Pędziła po mokrej trawie, raz po raz prawie wywalając się plackiem na podłożu. Po prostu nie wierzyła w to co się stało. Rana wciąż piekła ale… To nie było wszystko. Wygnano ją. Bez ceregieli, bez możliwości przeprosin czy jak tam inaczej mówić. Ale nawet nie miała na to ochoty. W żadnym przypadku nie będzie klękać przed głupkami. Oszołomienie zniknęło. Była rozpacz oraz złość. Czemu ją tu zaniesiono? By tak się to skończyło? Czemu nie mogła mieć normalnej rodziny? Poznać rodziców? Czuć… Że ją kochają? Wtedy nie przeżywała by tego. W spokoju wspólnie polować, spożywać posiłki. Przeżywać przygody. Jednak nie, musiała być w tym głupim klanie, a teraz była zdana na siebie. Tylko siebie. Nikomu innemu nie mogła ufać. TYLKO sobie. Przypominało jej o tym całe otoczenie. Pohukiwanie sowy. Skrzek wrony. Ból. Zapach rosy. No i te kwiatki. Obok nich pióra. To… Przedstawiało ją. Ona nigdy nie zapomni. NIGDY nie przestanie mieć wywalone na życie. Tak, teraz już zaczęła mieć. Wróciła do punktu wyjścia. Stała się z powrotem głupim samotnikiem. Nie chciała dłużej się tym przejmować. Co nią, będzie włóczęgą! Da sobie radę? A może… Przeciwnie? Wszystko zawali? Umrze od głodu? Szybko pokręciła głową. To było niemożliwe…
***
Obudziła się zlana potem. Była w swoim legowisku. Deszcz chlupotał, a sama zdała sobie sprawę, że jest ranek. Cieszyła się. Że to nieprawda. Nie musiała tego znowu przeżywać. Tyle błędów popełniła… Mogła prosić o wybaczenie. Ale to się stało, czasu się nie da cofnąć. A teraz po prostu żarła wronią karmę, bo zwierzyny prawie nie było z powodu Pory Nagich Drzew. Za każdym razem gdy zniżała się do takiego upokorzenia, wiedziała że popełniła błąd. Wielki. Miała przynajmniej własne, wolne życie… Lecz mało ją to pocieszało. Zawsze było co jeżeli, co jeżeli. Potrząsnęła głową. To było zbyt wiele.
Wyszła przed legowisko, automatycznie zanużając się po brzuch w błocie. Spojrzała do góry. Jak zwykle. Niby chyba będzie padać, czuła to, jednak i tak nawaliło wczoraj tak… Niezbyt sprzyjające warunki. A jeszcze ten śnieg. Fu. Jeszcze raz podniosła łebek wyżej. Całe szczęście zauważyła. Chmury nie mogły sprawić, by nie było widoczne to co chciała by było. Już znikający księżyc. A co najważniejsze, chyba dzisiaj przypadała pełnia. Uśmiechnęła się na myśl. Ciekawe jaki kot oberwie. Musiała niestety zadbać o większą ochronę. Ustawi się gdzieś blisko drzewa, najwyżej na nie ucieknie. Przynajmniej miała odskocznię od normalnej, codziennej rutyny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz