Nikt nie mógł przekroczyć choćby łapą jej terytorium. Wbiła to sobie do głowy dawno temu. Chciała być bezpieczna. Bez ryzyka, że ktoś będzie chciał ją zabić w nocy. Wolała być sama? Ale hola, hola, nie była sama! Wokół już było sporo ołtarzy. Klan Gwiazd musiał nad nią czuwać. Każdą wolną chwilę spędzała, na czczeniu jego mądrości. ONI byli święci. Bardzo. Bo w końcu, bez nich to wszystko by nie rosło! Ten cały świat, nie byłby taki piękny! Nie taki wspaniały! Nie taki urodzajny! No dobra, tutaj nie było aż tak wspaniale, bo mało co dało się złapać. Była wygłodzona… Ale szczęśliwa! Życie było tak samo miłe jakby miała urodzaj! Cieszyła się swoim życiem duchowym i ono dawało natchnienie do dalszego egzystowania.
A co te koty mogły wiedzieć o świętości tego miejsca? O tym, jakie było wspaniałe? Jakie tu miał wpływy Klan Gwiazdy? Dobra, za dużo przemyśleń było głupich. Po prostu najważniejsza dla niej była wiara, bo i tak nie miała nikogo przy sobie. Samotność była głupia. Głupia bo ogłupiała. Dokładnie. Idealna definicja samotności. Bycie samym, ogłupiające bycie samym. Bez żadnej duszy obok. Jedynie ten Klan Gwiazdy. Był, co nie? Nie mógł nie istnieć. Chyba?
Wiedziała, że czekają na odpowiedź. Wiedziała, że stoją zdziwieni nad czym duma. No i co, ona się nimi nie przejmowała. Byli zwykłymi pasożytami na tych pięknych terenach. Nikt nie docenia tego miejsca. A jednak! Były takie piękne… Wspaniałe…
- Najwyraźniej nic nie wie o takim życiu…- wymamrotała cicho. Po co by ich atakować? Przodkom się to nie spodoba.
- Popatrz na siebie! - zaśmiał się ten rudzielec.- Miernota… Jakim cudem jeszcze nie zdechłaś? Żywisz się na ropuchach?
Zasyczała cicho. Jak mógł sobie pozwolić na takie słowa! Nie była słaba. Od zawsze była silna. I w duchu i w ciele. Nie przeszła treningu, ale co nieco umiała. Miała jakieś szanse. Nikłe, ale istniały.
- Posłuchaj, możecie sobie tu jeszcze pochodzić do końca dnia, ale potem żebym was nie widziała!- wycharczała wściekła, zaczynając się irytować tym ignoranckim zachowaniem kocurów.- Klan Gwiazdy mi świadkiem, jeśli poczuję jutro świeży zapach na jakimkolwiek skrawku mojego terenu, choćbym miała sama umrzeć, zabiję tego kto się waży dalej tu przebywać! A jeśli zobaczycie stosy kamieni… To nie ręczę za siebie, jak zobaczę je zniszczone… Zrozumiano?- zmrużyła wściekle oczy, młócąc ogonem ziemię. Już i tak była dla nich łaskawa!
<Drżący?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz