Lubiła to uczucie, że ktoś ją lubi oraz ciepło, gdy ktoś się do niej przytulał. Była... Wniebowzięta. Przytulasy były o wiele lepsze od tych obrzydliwych całusów! Czuła się bezpieczna w czyichś objęciach. Gdy Nastroszony był tak blisko niej, wcale się go nie bała. Na pewno by ją ochronił przed całym złem!
- A-ale t-tutaj j-jest b-bardzo mięciutka…
- Tak, jest. Możesz się tulić ile chcesz - poinformował ją z zadowolonym uśmieszkiem. Z pomrukami radości wierciła się lekko, chcąc być cała otulona jego miękką sierścią. W końcu położyła pysk tuż przy jego łapach i przymknęła oczy. Poczuła po chwili jak ją jeszcze bardziej obejmuje. Tak… Był taki miły i troskliwy… Lekko liznęła go w odstający skrawek futra, by zobaczyć, czy to miłe, jednak trochę się zawiodła. Wolała tulasy, a nie wylizywanie futra. Do tej pory myła go tylko dlatego bo jej rozkazywał, a takie robienie to z powodu bycia partnerką... Nie. Obśliniła go i tyle, dlatego wolała tego nie powtórzyć. Albo może jednak? On to w końcu lubił.
- Nie wstydź się. Jeżeli chcesz dać mi całusa, to proszę bardzo - przymknął oczy, zachęcając ją do tego. Skrzywiła się nieco. Nie chciała dawać mu całusów! Ale skoro już tak chciał... Polizała go po pysku, mrużąc oczy. Przynajmniej wydawał się być zadowolony, a na tym najbardziej jej zależało.
- Cieszy mnie to, że się do mnie przekonujesz. Chciałabyś tak ze mną spać codziennie? Tak... blisko mnie?
Zdziwiła się nieco. Spać z nim? Przytulona do niego w takim ciepłe?
- Ch-chyba t-tak...- pisnęła cicho. W końcu, to było lepsze od spania w pojedynkę…
- Dobrze. Tak więc będzie. - powiedział, spokojnie oddychając. Patrzyła się na niego jeszcze przez chwilę, po czym zmrużyła oczy i również zasnęła. To było… Miłe uczucie. Była tak blisko niego. Czuła, że w końcu komuś na niej zależy.
- A-ale t-tutaj j-jest b-bardzo mięciutka…
- Tak, jest. Możesz się tulić ile chcesz - poinformował ją z zadowolonym uśmieszkiem. Z pomrukami radości wierciła się lekko, chcąc być cała otulona jego miękką sierścią. W końcu położyła pysk tuż przy jego łapach i przymknęła oczy. Poczuła po chwili jak ją jeszcze bardziej obejmuje. Tak… Był taki miły i troskliwy… Lekko liznęła go w odstający skrawek futra, by zobaczyć, czy to miłe, jednak trochę się zawiodła. Wolała tulasy, a nie wylizywanie futra. Do tej pory myła go tylko dlatego bo jej rozkazywał, a takie robienie to z powodu bycia partnerką... Nie. Obśliniła go i tyle, dlatego wolała tego nie powtórzyć. Albo może jednak? On to w końcu lubił.
- Nie wstydź się. Jeżeli chcesz dać mi całusa, to proszę bardzo - przymknął oczy, zachęcając ją do tego. Skrzywiła się nieco. Nie chciała dawać mu całusów! Ale skoro już tak chciał... Polizała go po pysku, mrużąc oczy. Przynajmniej wydawał się być zadowolony, a na tym najbardziej jej zależało.
- Cieszy mnie to, że się do mnie przekonujesz. Chciałabyś tak ze mną spać codziennie? Tak... blisko mnie?
Zdziwiła się nieco. Spać z nim? Przytulona do niego w takim ciepłe?
- Ch-chyba t-tak...- pisnęła cicho. W końcu, to było lepsze od spania w pojedynkę…
- Dobrze. Tak więc będzie. - powiedział, spokojnie oddychając. Patrzyła się na niego jeszcze przez chwilę, po czym zmrużyła oczy i również zasnęła. To było… Miłe uczucie. Była tak blisko niego. Czuła, że w końcu komuś na niej zależy.
***
Ten poranek był chyba najlepszym w jej życiu. Spała całą noc wtulona w ciepłego partnera, bezpieczna i szczęśliwa. Dlatego nie miała zamiaru wstawać na trening. Chciałaby tak całą wieczność… W półśnie poczuła jak ciało obok niej zaczyna się lekko ruszać.
- Paskudo - mruknął kocur, próbując ją wybudzić. - Już rano.
Ziewnęła i jedynie poprawiła się na legowisku. Nie chciała jeszcze wskazać… Kocur polizał ją w ucho.
- Paskudna Łapo... skarbie moje... czas wstawać.
Otworzyła zaspane oczy i spojrzała na niego rozkojarzona. Czas wstawać? Naprawdę nie chciała… Teraz było jej tak dobrze…
- C-co? J-jeszcze chwilkę…
- Już wystarczy ci chwil, bo zaraz przyjdzie po ciebie mentorka - znów ją polizał.
Ziewnęła jeszcze raz i powoli wstała z legowiska. Cóż, to był jej obowiązek… Musiała się uczyć walki i innych głupich rzeczy…
- N-nie chcę iść n-na trening…
- Musisz iść. Musisz zdać ten głupi test, bo inaczej jak ja zostanę wojownikiem, to nie będziemy mogli już razem spać. Dlatego postaraj się minimalnie. I tak nie będziesz lepsza ode mnie - przeciągnął się. Spojrzała z niepokojem na niego. Wizja tego testu brzmiała strasznie… Była pewna, że go zawali. Przecież… Niczego nie potrafiła.
- A j-jeżeli mi się n-nie uda? I t-tutaj b-będę p-przez c-całe życie?
- To cię wywalą z klanu i umrzesz z głodu. Nikt nie trzyma tu nikogo na randze ucznia do końca życia - powiedział. Spuściła łebek. To było przykre. Naprawdę nie mogła robić czegoś innego? Może by się komuś przydała? Sama już nie wiedziała co sądzić o tym klanowym systemie.
- Oh... Cz-czyli m-muszę się b-bardzo p-postarać... Ż-żeby mnie nie w-wywalono... R-rozumiem- powiedziała cicho i spojrzała w wejście do legowiska.- T-to... M-muszę j-już iść, t-tak?
Skinął łbem, co kiedyś byłoby dla niej ulgą, a teraz była smutna. Wolała tu zostać, a nie taplać się w błocie…
- Moja mentorka pewnie zaraz też po mnie przyjdzie - strzepnął uchem. - Ale nie martw się. Jak skończysz trening, będę na ciebie czekał.
Spojrzała na niego, jednak nie zdążyła nic powiedzieć, bo Makowe Pole już na nią czekała. Szybko poszła w stronę mentorki na trening. Nie mogła się spóźnić, bo dostanie jeszcze od kotki. Naprawdę wolałaby być w legowisku…
***
Zmęczona położyła się na mchu, po wyczerpującym treningu. Tak jak powiedziała Nastroszonemu, bardziej się starała, ale to było dalej za mało i Makowe Pole wciąż była na nią zła. Naprawdę dawała z siebie wszystko! Była wykończona każdego dnia i robiła wszystko, by sprostać wymaganiom kotki. Potrafiła już podstawy, ale dalej popełniała wiele błędów. Miała nadzieję, że przynajmniej Nastroszony się na nią nie wścieknie… Kocur wszedł po jakimś czasie do legowiska i musnął ją ogonem po grzbiecie.
- I jak tam? Upolowałaś coś?
Pokręciła głową i wlepiła w niego zmęczony wzrok. Nie. Znowu nic. Nie potrafiła chyba.
- Nie? Szkoda. - usiadł obok ze stęknięciem. - A ja upolowałem dziś bardzo dużo piszczek - powiedział. Jak zawsze… Najlepszy we wszystkim. A ona bezużyteczna. Do niczego.
- Oh... G-gratulacje... Jesteś naprawdę utalentowany...
- Wiem - uśmiechnął się szeroko. - Chcesz się przytulić?
Pokiwała głową i przybliżyła się do niego. To zawsze pomagało. To ciepło… Było takie miłe… Chciała jeszcze bardziej się w niego wtulić. Partner objął ją troskliwie ogonem.
- Lepiej?
Zamruczała głośno. Oczywiście, że było lepiej. Była bezpieczna, czuła się naprawdę przez niego kochana…
- T-tak...
Dziabnął ją lekko w ucho. Skrzywiła się lekko. Chyba nie potrafił się powstrzymać, co… Nie było zbyt miłe.
- Masz siły na jakiś spacer?
- Ch-chyba... Ch-chyba t-tak.
- To chodź - miauknął dziwnym tonem, podnosząc się na łapy i pazurem przejeżdżając jej pod brodą. - Nie pożałujesz.
- D-dobrze...- powiedziała cicho i wstała.
Jak zawsze ruszyli poza obóz. Nie rozumiała dlaczego. Miał zamiar zrobić coś złego czy jak? Przytulać się mogli w końcu w obozie… Chyba, że stresował się blisko siostry czy jakoś tak… To też była opcja. Robiła wszystko, by nawet nie myśleć o tym, że znowu ją zacznie gryźć. Rany już się zagoiły, ale… Dalej to pamiętała. Dreptała powoli ze spuszczonym łbem. Powinna zapytać wprost. Jeżeli znowu ją będzie bić… To musiała się przygotować.
- T-to... C-co b-będziemy robili?
- Bawili się. Tak jak ostatnio - oblizał pysk. - Pośpiewasz dla mnie - wytłumaczył, szukając odpowiedniego miejsca na zatrzymanie się. Zaskomlała cicho. Znowu. Naprawdę miała dość… Czemu nie skupiał się na miłych rzeczach, tylko ciągle ją bił? Chyba była niedobrą partnerką w ostatnim czasie, skoro tak tego chciał… Znowu coś zepsuła?
- Oh... A b-będziesz d-delikatny?
- Będę... Ale masz krzyczeć. Lubię jak to robisz.
zatrzymał się, po czym powalił ją na ziemię, wgryzając się w jej łapę, a pazurami przejeżdżając jej po boku. Wrzasnęła głośno, czując jak ból przenika całe jej ciało. Odruchowo próbowała uderzyć kocura by się od niej odsunął. Nie była gotowa, zapomniała, że miała się przygotowywać! To było zbyt nagłe i bolesne, był zbyt agresywny!
- B-boli!- zaszlochała.
Nastroszony uchylił się jej ciosu. Teraz tylko mogła mieć nadzieję, że się jakoś na nią bardzo nie wkurzy…
- Ma boleć przecież Paskudo. Mówiłem, że chcę usłyszeć twój krzyk - przypomniał jej. - I co ty robisz z tymi łapami? Jeżeli mnie uderzysz, pogniewam się na ciebie - nachylił się i zaczął zlizywać jej krew z futra.
- P-przepraszam...- załkała cicho, uspokajając się delikatnie. Może… Może to już koniec?- T-to się j-już n-nie p-powtórzy...
- No ja myślę - warknął, znów ją gryząc. Zawyła z bólu i ledwo co się powstrzymała przed walnięciem go łapą. Znowu zrobił to tak nagle! Bolało ją już nie do zniesienia! Czemu robił to tak mocno, bolało ją!
- D-dość! D-dość!- wrzasnęła głośno, próbując się mu wyrwać. Piszcząc zaczęła się mocno szamotać, przez co walnęła go z całej siły w pysk, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Nie mogła przecież już dalej tak się nastawiać na ciosy, musiała uciec! To był po prostu instynkt. Reakcja była natychmiastowa. Nawet się nie obejrzała, a Nastroszony ugryzł ją bardzo mocno w łapę, przez co poczuła ból w kolejnym miejscu. Głośno pisnęła i znowu go uderzyła, nie mogąc już nad sobą panować. Kocur przytrzymał jej łapę w swoim pysku, a drugą przybił do ziemi. Wierzgała się dalej, jednak już z mniejszym zapałem i płacząc powoli się uspokoiła. Nie miałą już sił by z tym walczeć. Kiedy już przestała się zbytnio ruszać, a serce przestało jej tak głośno kołatać, Nastroszony ją puścił. Miała nadzieję, że to koniec, ale zamiast tego uderzył ją mocno w mordkę bez wysuniętych pazurów.
- Co, przyjemnie? Lubisz to? Może jeszcze raz?
Zaszlochała, łapiąc się za pysk. Ból rozlał się po całej jej głowie. To było za wiele. Z ran dalej wypływała powoli krew, której nie miała jak zatamować.
- N-nie! N-nie chcę!- pisnęła błagalnie, mimo to walnął ją znów po pysku.
- Ale ja chcę - uśmiechnął się z satysfakcją. - To kara za podnoszenie łapy na moją osobę - znów jej mocno przylał. Krzyknęła głośno. Naprawdę nie chciała go uderzyć! Poza tym, jeżeli nawet go trochę walnęła, to było to z małą siłą, a on wyżywał się na niej jak na pniu drzewa!
- T-to b-było przez p-przypadek! P-proszę... B-boli mnie j-już b-bardzo...
- Przypadek? Nie sądzę! - warknął, gryząc ją w skórę i zaczynając ciągnąć po ziemi. Zaskoczona i otępiała ledwo co zauważyła, że szura po ziemi. Zaczęła być oblepiona nie tylko krwią, ale i brudem z ziemi.
- T-to b-był przypadek! B-będę już g-grzeczna!- zaskomlała, wylewając coraz więcej łez. W końcu Nastroszony ją puścił. Brudna i zapłakana, leżała bez życia na ziemi. Kocur nagle rzucił jej piaskiem w oczy. Co to miało być?! Naprawdę nie chciała być dla niego niemiła, a on dalej… Dalej się znęcał. Usiadł tuż obok niej.
- Kłaniaj się, całuj mi łapy i błagaj o przebaczenie
Zapiszczała głośno i zaczęła nerwowo przecierać załzawione oczy. Po chwili pokłoniła mu się zgodnie z jego rozkazem. Musiała się go słuchać, by nie skończyć jeszcze gorzej. Chociaż jej ciało płonęło, musiała się schylić. Dla niego.
- B-błagam o p-przebaczenie... N-najwspanialszy... M-miłosierny...
Nastroszonemu się to podobało. Już od dzieciństwa jakoś tak… Lubił być lepszy od innych. Czuła to. Za to ona zawsze robiła za zakałę, którą można było pomiatać. Uczeń położył łapę na jej głowie.
- Chwal mnie. Chce usłyszeć tego więcej
- N-nieustraszony... N-najmężniejszy... C-cudowny...- wydukała, trzęsąc się na całym ciele. W duchu wręcz prosiła wszelkie bóstwa jakie sobie mogła tylko wyobrazić o to, by mu to wystarczyło. Już była bez sił. Całe szczęście, to chyba było tyle ile oczekiwał kocur. Uśmiechnął się i przestał ją dotykać.
- Dobrze. Wybaczam ci, Paskudo.
Skuliła się szybko w kulkę, chowając pysk w łapach. Przynajmniej tyle… Koniec mąk, koniec cierpienia… Chociaż na chwilę. Bo za niedługo znowu mógł sobie wymyślić, że chce krwii. Nie miał do tego nikogo innego? Ona już powoli nie wytrzymywała.
- P-przepraszam...- wyszeptała cicho.- N-naprawdę nie chciałam c-cię u-uderzyć...
- Szkoda zostala wyrządzona. Musisz nauczyć się panować nad tym i już - machnął ogonem.
- P-postaram się... N-najwspanialszy...- wymamrotała, nie potrafiąc nawet podnieść wzroku ku górze.- J-jesteś n-na mnie b-bardzo zły?
- Nie - pokręcił wolno głową. - Już nie. Bo przeprosiłaś ładnie i wiesz gdzie popełniłaś błąd.
Pokiwała delikatnie głową i wstała z podłoża. Czyli… Miała już spokój.
- N-nie b-będziesz mnie j-już gryzł? B-bo... M-mam j-już dość... W-wszystko m-mnie b-boli... N-nie d-dam rady...
Spojrzał na nią, zastanawiając się nad tym pytaniem. Miała nadzieję, że się zgodzi!
- To dobrze, że boli. Wiesz przynajmniej, że żyjesz. Możemy teraz... się poprzytulać skoro nie chcesz gryzienia
Szybko do niego przylgnęła cała drżąc i wylewając łzy. Tak! Chciała tulaski! Czuła się wtedy o wiele lepiej niż wtedy kiedy ją bił. Mimo tego, że ból nie znikał, czuła się przez niego chroniona. Poczuła jak ją przytula i zaczyna mruczeć. Powoli przyzwyczajała się do kontaktu cielesnego z kocurem, co było postępem. Również zaczęła głośno mruczeć, czując jak się uspokaja, a kocur wylizywał jej futro z krwii.
- Dz-dziękuję...- wymamrotała z ulgą, jakby za chwilę cały ból miał przejść... Co oczywiście nie było możliwe. Ale przynajmniej ją przytulił, co lubiła! Był taki troskliwy i miły…
- Proszę - odmiauknął jej. - Chciałabyś mi w czymś pomóc? - zapytał.
- W-w cz-czym?- pisnęła cicho, dalej jednak ciesząc się tą bliskością z kocurem. Miała gdzieś to jego pytanie. Oby tylko. To zadanie nie było dla niej za trudne, bo niezbyt była teraz na siłach…
- Musisz podejść do mojej mentorki i jej napluć na pysk - mruknął jej do ucha.
- A-ale... D-dlaczego?- wzdrygnęła się lekko. Mówiła, że nie lubi jak ktoś jej mówi prosto do ucha. Zrobił to specjalnie, czy zapomniał? Miała nadzieję, że chodzi o to drugie.
- Bo mnie denerwuje! Jak ja to zrobię to mnie ukara jakoś, a jak ty... to ci nic nie zrobi, bo ona lubi takie młode, słodkie kotki. Popłaczesz jej i nic się nie stanie. Dawaj. Będzie zabawnie. Po tym będziesz mogła się do mnie tulić całą noc.
Zastanowiła się trochę. Tulić się do niego przez calutką noc? To byłoby miłe... Ale nie wiedziała, czy chciała to robić jakiejś kotce. Poza tym nie rozumiała tego fragmentu z małymi słodkimi kotkami. To brzmiało dziwne.
- N-no... D-dobrze…
- Tylko chwila moment. Wyliże cię z krwi, bo jeszcze coś sobie pomyśli - zaczął ją szybko oczyszczać. Wstała powoli z ziemi z sykiem bólu. Bez syfu na futrze czuła się o wiele lepiej. I jeszcze jego dotyk…
- A n-na p-pewno t-to dobry p-pomysł?
- Owszem. Bardzo dobry! Tylko masz jej nie mówić, że ci kazałem. Jak zapyta, to powiedz jej, że zrobiłaś to dlatego, że śmierdzi i jest zboczona.
Ze spuszczoną głową poszła w stronę obozu, ale po chwili się odwróciła. Przecież nic nawet nie wiedziała na temat tej kotki, to jak miała to zrobić? Jedyne czego się dowiedziała to tego, że jest zboczona i dziwna.
- A j-jak wygląda t-twoja m-mentorka?
- Nazywa się Zboczone Echo, ale mówią na nią Zanikające Echo. Jest stara, taka szylkretka z masą bieli. Nie ma jednego oka, ciągle ryczy - opisał ją. Przekrzywiła łeb. Może ją znajdzie, może nie… Ale lepiej było to zrobić. Wtedy Nastroszony byłby szczęśliwy!
- N-no d-dobrze... T-to j-ją chyba znajdę...- wymamrotała i skierowała się do obozu. Widząc obok legowiska wojowników kotkę, od razu splunęła jej w pysk. Odwróciła się szybko od wściekłej kotki, która wyglądała jakby miała ją rozszarpać i pędem wróciła do Nastroszonego tak, że aż się za nią kurzyło.
- Brawo! Dobra robota! Jestem z ciebie dumny - potarmosił ją po łebku. Skrzywiła się nieco. Cieszyła się, że był taki radosny, ale… Chyba zrobiła coś złego. A nie chciała robić niczego takiego…
- T-to b-było... G-głupie.
- To było ekstra! Wykazałaś się odwagą i mi zaimponowałaś - zamruczał zadowolony.
- A-ale ona b-była zła... I m-może jej się s-smutno zrobiło? Ż-że na nią p-pluję?
- Wcale nie. Ona to lubi. Była zła, bo... wiesz... Zrobiłaś jej niespodziankę. Ale wierz mi. Na pewno jej się spodobało, że pluje na nią taka piękna kotka.
Zdziwiona wybałuszyła oczy. Spodobało? To było strasznie pokręcone! Niektóre koty lubiły jak się na nie pluje? Skomplikowane.
- Oh... M-masz dziwną m-mentorkę. Cz-czemu l-lubi plucie? T-to nie jest fajne…
- Nie wiem. Gdy zacząłem z nią trening, to powiedziała, że mogę na nią pluć. A jak to zrobiłem, to się cieszyła jak wariatka. Lubi to, więc nie wnikam.
Przechyliła łebek i wtuliła się w kocura. Był taki cieplutki…
- W-współczuję ci... J-jakaś... Dziwna j-jest b-bardzo. Sz-szalona.
- No jest... Ale nic nie poradzę na to. Taką dostałem od lidera. Więc pamiętaj. Jak ją widzisz, to na nią pluj. Udaje tylko groźną, ale to lubi
Pokiwała lekko głową. Była przekonana, że mówił prawdę, ale i tak nie miała zamiaru się zbliżać do obcego kota.
- S-skoro t-tak m-mówisz... T-to d-dobrze…
Polizał ją w policzek.
- Cieszę się, że się rozumiemy kochanie.
Kochanie? Dziwne było, jak ją tak nazywał... Nie przyzwyczaiła się do tego jeszcze za bardzo.
- K-kochasz mnie, ż-że t-tak d-do mnie m-mówisz?- zapytała zaskoczona.
- Jesteśmy przecież partnerami. Zapomniałaś? Tak się mówi do siebie. A co? Podoba ci się?
- J-ja... P-podoba m-mi się t-tylko... T-to trochę dziwne... M-mieć p-partnera...
- To nie jest nic dziwnego. To normalne. Och, Paskudo, Paskudo... że muszę ci o tym przypominać, to aż wstyd…
Zasmuciła się trochę. Był nią załamany? A naprawdę się starała… Próbowała być lepsza tak, by ją lubił i jej nie bił.
- P-przepraszam... N-nie chciałam cię z-zasmucić, p-po prostu... T-to t-takie dziwne uczucie…
- Nie dziwne, tylko wspaniałe. Czujesz radość z tego, że masz partnera. Beze mnie byłabyś nikim, a tak? Staniesz się prawdziwą kotką.
- P-prawdziwą k-kotką? Oh... T-tak, m-masz r-rację... T-to... D-dobrze, ż-że m-mam p-partnera... Ch-chyba- wymamrotała nieprzekonana. Posiadanie partnera było trochę bezsensowne, jej zależało na tym, by ktoś się o nią troszczył.
- Nie chyba, a właśnie, że świetnie! Gdybyś była sama jak palec, beze mnie, nie miałabyś się do kogo tulić. Nie miałabyś takich cudownych rozrywek ze mną, a tak? A tak niedługo spełnisz swoje przeznaczenie.
- P-przeznaczenie?- pisnęła cichutko.- J-jakie p-przeznaczenie?
- No wiesz... - pogłaskał ją ogonem po grzbiecie. - Matkowanie i wychowywanie kociąt. To co robią prawdziwe kotki.
Wlepiła w niego przerażony wzrok. Mówiła mu, że nie jest gotowa! Bała się tego strasznie! Będzie dla dzieci tragiczną mamą, skrzywdziła by je, a do tego nie chciała doprowadzić! Płakałyby i były na nią obrażone! Tak samo Nastroszony, porzuciłby ją widząc jaką porażką jest!
- Z-za n-niedługo? A-ale j-ja nie chcę! N-nie chcę m-mieć dzieci!
Zawarczał, gryząc ją w ucho dość boleśnie. A już miała nadzieję, że przestanie…
- Ty nie decydujesz o tym skarbie. Tylko ja - przypomniał jej o tym.
Zapiszczała głośno, zaczynając płakać. Nie chciała być mamą, ale nie chciała też, by ją dalej gryzł!
- A-ale j-ja nie chcę! N-nie chcę b-być m-mamą!
Znów ją ugryzł, zaciskając zęby mocniej i boleśniej, tym razem na jej karku.
- Co powiedziałaś?
Wrzasnęła, coraz bardziej szlochając. Naprawdę nie chciała go złościć, ale nie mogła doprowadzić do jeszcze większej tragedii!
- Ż-że nie chcę dzieci! B-bo s-się d-do tego nie nadaję! N-nie wiem j-jak b-być mamą!
- Dowiesz się jak się pojawią! Mówiłem ci, że to dzieję się samo! Wiesz to, bo masz to w głowie, ale o tym nie wiesz! Zrozumiesz, gdy urodzisz, więc przestań się mazgaić - syknął jej do ucha.
- A-ale n-nie chcę ich! N-nawet nie wiem c-co zrobić by j-je mieć!
- Ja wiem - uśmiechnął się cwaniacko. - Ale stwierdziłem, że zrobimy to jak zostaniemy wojownikami, by się lider nie czepiał.
Skuliła się lekko. Co zrobić? Nie chciała się nad tym zastanawiać, miała jedynie nadzieję, że to nie bolało…
- Cz-czyli j-jeżeli b-będę j-już w-wojownikiem... T-to t-ty p-pokażesz m-mi? - zapytała głupia, myśląc, że pewnie kocięta są podrzucane przez jakieś króliki. Może ten ich szaman czaruje i kocięta już są?
- Tak. Pokaże - zapewnił. - Mam nadzieję, że się uda, bo też tego nigdy nie robiłem. A fajnie gdybyś je miała.
Położyła po sobie uszy. Nie byłoby fajnie… Skrzywdziłaby je. Była w końcu jedną wielką tragedią.
- Oh... A g-gdybym j-jednak n-nie m-miała dzieci? T-to c-co?- zapytała z nadzieją. Może... Jak się nie uda to nie będzie musiała być mamą!
- Będziesz mieć, bo ja tak mówię i koniec! - warknął. - Jeżeli nie dostane ich, to wypatroszę cię i sprawdzę w czym problem.
Zadrżała lekko. Wypatroszy? Przecież niczego złego nie zrobiła!
- J-jak t-to? P-przecież... J-jeżeli n-nie b-będę ich miała... T-to koniec! N-nie b-będe m-mieć i t-tyle... B-będziesz miał dzieci z inną k-kotką…
- Jeżeli nie będziesz ich mieć, to znaczy, że jesteś wadliwa. A skoro jesteś wadliwa, to jesteś ciężarem dla klanu, bo nigdy nie uda ci się go powiększyć, czyli... Czyli cię wygnają - rzucił lekko, jakby mówił o pogodzie. Rozpłakała się głośno. O nie, czyli o to chodziło! Nie mogła być zepsuta, a żeby nie być zepsuta musiała mieć dzieci?! Przecież… Jeżeli jej się nie uda mieć dzieci to co niby można zrobić?
- A-ale j-ja nie j-jestem ciężarem! M-mogę robić... Inne rzeczy! N-nauczę się j-jak p-polować, w-walczyć... I n-nie b-będę musiała mieć dzieci!
- Będziesz musiała! Tylko do tego się nadajesz Paskudo! Tylko do tego! Zrobię ci tyle kociąt, że odechce ci się marzyć o czymś więcej! - syknął.
Wbiła w niego przerażony wzrok. Dużo kociąt? Nie chciała tego! Małe dzieci, które wszędzie biegają i oczekują, że będą miały dobrą mamę? Nie była na to przygotowana…
- A-ale... J-ja się d-do t-tego nie nadaję! W niczym n-nie j-jestem d-dobra więc w b-byciu m-mamą t-też nie będę! J-ja n-naprawdę n-nie chcę dzieci!
- Będziesz mieć dzieci! Nie obchodzi mnie, że nie będziesz dobrą matką. Masz z nimi siedzieć i się zajmować. Tylko tyle od ciebie oczekuje.
Spuściła smutna łebek. Nie mogła się z nim kłócić. Miał rację. Po prostu musiała je mieć i tyle. By był szczęśliwy…
- N-no d-dobrze... Ale... J-ja naprawdę... N-nie sądzę, ż-żeby to był d-dobry pomysł.
- To jest wspaniały pomsył! Przekonasz się, więc nie pękaj, nie becz - pacnął ją łapą w głowę. Pisnęła, marszcząc trochę nosek. Jak miała niby nie beczeć? Tak się nie da.
- N-nie wiem czy się p-przekonam... A-ale skoro t-tego chcesz... T-tych dzieci…
- Chcę. Bardzo chcę - mruknął, ocierając się głową o jej głowę. - Więc zdaj ten test na wojownika. Nie zawiedź mnie.
- P-postaram się... Ż-żebyś n-nie b-był smutny…
- No mam nadzieję - polizał ją po łbie. Przytuliła się do niego i zaczęła mruczeć. Był taki troskliwy, a ona tego nie potrafiła chyba dobrze zrozumieć… Robił wszystko dla jej dobra…
- A... J-jeżeli b-będziemy mieli dzieci... T-to m-mi p-pomożesz? N-nie zostawisz m-mnie?
- Oczywiście - uśmiechnął się do niej promiennie. - Wracajmy już - zasugerował, jeszcze kilka razy przejeżdżając językiem po jej sierści, by zlizać krew. Wstała powoli z ziemi z jękiem bólu i skierowała się do obozu nie czekając na Nastroszonego.
- B-boli!- zaszlochała.
Nastroszony uchylił się jej ciosu. Teraz tylko mogła mieć nadzieję, że się jakoś na nią bardzo nie wkurzy…
- Ma boleć przecież Paskudo. Mówiłem, że chcę usłyszeć twój krzyk - przypomniał jej. - I co ty robisz z tymi łapami? Jeżeli mnie uderzysz, pogniewam się na ciebie - nachylił się i zaczął zlizywać jej krew z futra.
- P-przepraszam...- załkała cicho, uspokajając się delikatnie. Może… Może to już koniec?- T-to się j-już n-nie p-powtórzy...
- No ja myślę - warknął, znów ją gryząc. Zawyła z bólu i ledwo co się powstrzymała przed walnięciem go łapą. Znowu zrobił to tak nagle! Bolało ją już nie do zniesienia! Czemu robił to tak mocno, bolało ją!
- D-dość! D-dość!- wrzasnęła głośno, próbując się mu wyrwać. Piszcząc zaczęła się mocno szamotać, przez co walnęła go z całej siły w pysk, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Nie mogła przecież już dalej tak się nastawiać na ciosy, musiała uciec! To był po prostu instynkt. Reakcja była natychmiastowa. Nawet się nie obejrzała, a Nastroszony ugryzł ją bardzo mocno w łapę, przez co poczuła ból w kolejnym miejscu. Głośno pisnęła i znowu go uderzyła, nie mogąc już nad sobą panować. Kocur przytrzymał jej łapę w swoim pysku, a drugą przybił do ziemi. Wierzgała się dalej, jednak już z mniejszym zapałem i płacząc powoli się uspokoiła. Nie miałą już sił by z tym walczeć. Kiedy już przestała się zbytnio ruszać, a serce przestało jej tak głośno kołatać, Nastroszony ją puścił. Miała nadzieję, że to koniec, ale zamiast tego uderzył ją mocno w mordkę bez wysuniętych pazurów.
- Co, przyjemnie? Lubisz to? Może jeszcze raz?
Zaszlochała, łapiąc się za pysk. Ból rozlał się po całej jej głowie. To było za wiele. Z ran dalej wypływała powoli krew, której nie miała jak zatamować.
- N-nie! N-nie chcę!- pisnęła błagalnie, mimo to walnął ją znów po pysku.
- Ale ja chcę - uśmiechnął się z satysfakcją. - To kara za podnoszenie łapy na moją osobę - znów jej mocno przylał. Krzyknęła głośno. Naprawdę nie chciała go uderzyć! Poza tym, jeżeli nawet go trochę walnęła, to było to z małą siłą, a on wyżywał się na niej jak na pniu drzewa!
- T-to b-było przez p-przypadek! P-proszę... B-boli mnie j-już b-bardzo...
- Przypadek? Nie sądzę! - warknął, gryząc ją w skórę i zaczynając ciągnąć po ziemi. Zaskoczona i otępiała ledwo co zauważyła, że szura po ziemi. Zaczęła być oblepiona nie tylko krwią, ale i brudem z ziemi.
- T-to b-był przypadek! B-będę już g-grzeczna!- zaskomlała, wylewając coraz więcej łez. W końcu Nastroszony ją puścił. Brudna i zapłakana, leżała bez życia na ziemi. Kocur nagle rzucił jej piaskiem w oczy. Co to miało być?! Naprawdę nie chciała być dla niego niemiła, a on dalej… Dalej się znęcał. Usiadł tuż obok niej.
- Kłaniaj się, całuj mi łapy i błagaj o przebaczenie
Zapiszczała głośno i zaczęła nerwowo przecierać załzawione oczy. Po chwili pokłoniła mu się zgodnie z jego rozkazem. Musiała się go słuchać, by nie skończyć jeszcze gorzej. Chociaż jej ciało płonęło, musiała się schylić. Dla niego.
- B-błagam o p-przebaczenie... N-najwspanialszy... M-miłosierny...
Nastroszonemu się to podobało. Już od dzieciństwa jakoś tak… Lubił być lepszy od innych. Czuła to. Za to ona zawsze robiła za zakałę, którą można było pomiatać. Uczeń położył łapę na jej głowie.
- Chwal mnie. Chce usłyszeć tego więcej
- N-nieustraszony... N-najmężniejszy... C-cudowny...- wydukała, trzęsąc się na całym ciele. W duchu wręcz prosiła wszelkie bóstwa jakie sobie mogła tylko wyobrazić o to, by mu to wystarczyło. Już była bez sił. Całe szczęście, to chyba było tyle ile oczekiwał kocur. Uśmiechnął się i przestał ją dotykać.
- Dobrze. Wybaczam ci, Paskudo.
Skuliła się szybko w kulkę, chowając pysk w łapach. Przynajmniej tyle… Koniec mąk, koniec cierpienia… Chociaż na chwilę. Bo za niedługo znowu mógł sobie wymyślić, że chce krwii. Nie miał do tego nikogo innego? Ona już powoli nie wytrzymywała.
- P-przepraszam...- wyszeptała cicho.- N-naprawdę nie chciałam c-cię u-uderzyć...
- Szkoda zostala wyrządzona. Musisz nauczyć się panować nad tym i już - machnął ogonem.
- P-postaram się... N-najwspanialszy...- wymamrotała, nie potrafiąc nawet podnieść wzroku ku górze.- J-jesteś n-na mnie b-bardzo zły?
- Nie - pokręcił wolno głową. - Już nie. Bo przeprosiłaś ładnie i wiesz gdzie popełniłaś błąd.
Pokiwała delikatnie głową i wstała z podłoża. Czyli… Miała już spokój.
- N-nie b-będziesz mnie j-już gryzł? B-bo... M-mam j-już dość... W-wszystko m-mnie b-boli... N-nie d-dam rady...
Spojrzał na nią, zastanawiając się nad tym pytaniem. Miała nadzieję, że się zgodzi!
- To dobrze, że boli. Wiesz przynajmniej, że żyjesz. Możemy teraz... się poprzytulać skoro nie chcesz gryzienia
Szybko do niego przylgnęła cała drżąc i wylewając łzy. Tak! Chciała tulaski! Czuła się wtedy o wiele lepiej niż wtedy kiedy ją bił. Mimo tego, że ból nie znikał, czuła się przez niego chroniona. Poczuła jak ją przytula i zaczyna mruczeć. Powoli przyzwyczajała się do kontaktu cielesnego z kocurem, co było postępem. Również zaczęła głośno mruczeć, czując jak się uspokaja, a kocur wylizywał jej futro z krwii.
- Dz-dziękuję...- wymamrotała z ulgą, jakby za chwilę cały ból miał przejść... Co oczywiście nie było możliwe. Ale przynajmniej ją przytulił, co lubiła! Był taki troskliwy i miły…
- Proszę - odmiauknął jej. - Chciałabyś mi w czymś pomóc? - zapytał.
- W-w cz-czym?- pisnęła cicho, dalej jednak ciesząc się tą bliskością z kocurem. Miała gdzieś to jego pytanie. Oby tylko. To zadanie nie było dla niej za trudne, bo niezbyt była teraz na siłach…
- Musisz podejść do mojej mentorki i jej napluć na pysk - mruknął jej do ucha.
- A-ale... D-dlaczego?- wzdrygnęła się lekko. Mówiła, że nie lubi jak ktoś jej mówi prosto do ucha. Zrobił to specjalnie, czy zapomniał? Miała nadzieję, że chodzi o to drugie.
- Bo mnie denerwuje! Jak ja to zrobię to mnie ukara jakoś, a jak ty... to ci nic nie zrobi, bo ona lubi takie młode, słodkie kotki. Popłaczesz jej i nic się nie stanie. Dawaj. Będzie zabawnie. Po tym będziesz mogła się do mnie tulić całą noc.
Zastanowiła się trochę. Tulić się do niego przez calutką noc? To byłoby miłe... Ale nie wiedziała, czy chciała to robić jakiejś kotce. Poza tym nie rozumiała tego fragmentu z małymi słodkimi kotkami. To brzmiało dziwne.
- N-no... D-dobrze…
- Tylko chwila moment. Wyliże cię z krwi, bo jeszcze coś sobie pomyśli - zaczął ją szybko oczyszczać. Wstała powoli z ziemi z sykiem bólu. Bez syfu na futrze czuła się o wiele lepiej. I jeszcze jego dotyk…
- A n-na p-pewno t-to dobry p-pomysł?
- Owszem. Bardzo dobry! Tylko masz jej nie mówić, że ci kazałem. Jak zapyta, to powiedz jej, że zrobiłaś to dlatego, że śmierdzi i jest zboczona.
Ze spuszczoną głową poszła w stronę obozu, ale po chwili się odwróciła. Przecież nic nawet nie wiedziała na temat tej kotki, to jak miała to zrobić? Jedyne czego się dowiedziała to tego, że jest zboczona i dziwna.
- A j-jak wygląda t-twoja m-mentorka?
- Nazywa się Zboczone Echo, ale mówią na nią Zanikające Echo. Jest stara, taka szylkretka z masą bieli. Nie ma jednego oka, ciągle ryczy - opisał ją. Przekrzywiła łeb. Może ją znajdzie, może nie… Ale lepiej było to zrobić. Wtedy Nastroszony byłby szczęśliwy!
- N-no d-dobrze... T-to j-ją chyba znajdę...- wymamrotała i skierowała się do obozu. Widząc obok legowiska wojowników kotkę, od razu splunęła jej w pysk. Odwróciła się szybko od wściekłej kotki, która wyglądała jakby miała ją rozszarpać i pędem wróciła do Nastroszonego tak, że aż się za nią kurzyło.
- Brawo! Dobra robota! Jestem z ciebie dumny - potarmosił ją po łebku. Skrzywiła się nieco. Cieszyła się, że był taki radosny, ale… Chyba zrobiła coś złego. A nie chciała robić niczego takiego…
- T-to b-było... G-głupie.
- To było ekstra! Wykazałaś się odwagą i mi zaimponowałaś - zamruczał zadowolony.
- A-ale ona b-była zła... I m-może jej się s-smutno zrobiło? Ż-że na nią p-pluję?
- Wcale nie. Ona to lubi. Była zła, bo... wiesz... Zrobiłaś jej niespodziankę. Ale wierz mi. Na pewno jej się spodobało, że pluje na nią taka piękna kotka.
Zdziwiona wybałuszyła oczy. Spodobało? To było strasznie pokręcone! Niektóre koty lubiły jak się na nie pluje? Skomplikowane.
- Oh... M-masz dziwną m-mentorkę. Cz-czemu l-lubi plucie? T-to nie jest fajne…
- Nie wiem. Gdy zacząłem z nią trening, to powiedziała, że mogę na nią pluć. A jak to zrobiłem, to się cieszyła jak wariatka. Lubi to, więc nie wnikam.
Przechyliła łebek i wtuliła się w kocura. Był taki cieplutki…
- W-współczuję ci... J-jakaś... Dziwna j-jest b-bardzo. Sz-szalona.
- No jest... Ale nic nie poradzę na to. Taką dostałem od lidera. Więc pamiętaj. Jak ją widzisz, to na nią pluj. Udaje tylko groźną, ale to lubi
Pokiwała lekko głową. Była przekonana, że mówił prawdę, ale i tak nie miała zamiaru się zbliżać do obcego kota.
- S-skoro t-tak m-mówisz... T-to d-dobrze…
Polizał ją w policzek.
- Cieszę się, że się rozumiemy kochanie.
Kochanie? Dziwne było, jak ją tak nazywał... Nie przyzwyczaiła się do tego jeszcze za bardzo.
- K-kochasz mnie, ż-że t-tak d-do mnie m-mówisz?- zapytała zaskoczona.
- Jesteśmy przecież partnerami. Zapomniałaś? Tak się mówi do siebie. A co? Podoba ci się?
- J-ja... P-podoba m-mi się t-tylko... T-to trochę dziwne... M-mieć p-partnera...
- To nie jest nic dziwnego. To normalne. Och, Paskudo, Paskudo... że muszę ci o tym przypominać, to aż wstyd…
Zasmuciła się trochę. Był nią załamany? A naprawdę się starała… Próbowała być lepsza tak, by ją lubił i jej nie bił.
- P-przepraszam... N-nie chciałam cię z-zasmucić, p-po prostu... T-to t-takie dziwne uczucie…
- Nie dziwne, tylko wspaniałe. Czujesz radość z tego, że masz partnera. Beze mnie byłabyś nikim, a tak? Staniesz się prawdziwą kotką.
- P-prawdziwą k-kotką? Oh... T-tak, m-masz r-rację... T-to... D-dobrze, ż-że m-mam p-partnera... Ch-chyba- wymamrotała nieprzekonana. Posiadanie partnera było trochę bezsensowne, jej zależało na tym, by ktoś się o nią troszczył.
- Nie chyba, a właśnie, że świetnie! Gdybyś była sama jak palec, beze mnie, nie miałabyś się do kogo tulić. Nie miałabyś takich cudownych rozrywek ze mną, a tak? A tak niedługo spełnisz swoje przeznaczenie.
- P-przeznaczenie?- pisnęła cichutko.- J-jakie p-przeznaczenie?
- No wiesz... - pogłaskał ją ogonem po grzbiecie. - Matkowanie i wychowywanie kociąt. To co robią prawdziwe kotki.
Wlepiła w niego przerażony wzrok. Mówiła mu, że nie jest gotowa! Bała się tego strasznie! Będzie dla dzieci tragiczną mamą, skrzywdziła by je, a do tego nie chciała doprowadzić! Płakałyby i były na nią obrażone! Tak samo Nastroszony, porzuciłby ją widząc jaką porażką jest!
- Z-za n-niedługo? A-ale j-ja nie chcę! N-nie chcę m-mieć dzieci!
Zawarczał, gryząc ją w ucho dość boleśnie. A już miała nadzieję, że przestanie…
- Ty nie decydujesz o tym skarbie. Tylko ja - przypomniał jej o tym.
Zapiszczała głośno, zaczynając płakać. Nie chciała być mamą, ale nie chciała też, by ją dalej gryzł!
- A-ale j-ja nie chcę! N-nie chcę b-być m-mamą!
Znów ją ugryzł, zaciskając zęby mocniej i boleśniej, tym razem na jej karku.
- Co powiedziałaś?
Wrzasnęła, coraz bardziej szlochając. Naprawdę nie chciała go złościć, ale nie mogła doprowadzić do jeszcze większej tragedii!
- Ż-że nie chcę dzieci! B-bo s-się d-do tego nie nadaję! N-nie wiem j-jak b-być mamą!
- Dowiesz się jak się pojawią! Mówiłem ci, że to dzieję się samo! Wiesz to, bo masz to w głowie, ale o tym nie wiesz! Zrozumiesz, gdy urodzisz, więc przestań się mazgaić - syknął jej do ucha.
- A-ale n-nie chcę ich! N-nawet nie wiem c-co zrobić by j-je mieć!
- Ja wiem - uśmiechnął się cwaniacko. - Ale stwierdziłem, że zrobimy to jak zostaniemy wojownikami, by się lider nie czepiał.
Skuliła się lekko. Co zrobić? Nie chciała się nad tym zastanawiać, miała jedynie nadzieję, że to nie bolało…
- Cz-czyli j-jeżeli b-będę j-już w-wojownikiem... T-to t-ty p-pokażesz m-mi? - zapytała głupia, myśląc, że pewnie kocięta są podrzucane przez jakieś króliki. Może ten ich szaman czaruje i kocięta już są?
- Tak. Pokaże - zapewnił. - Mam nadzieję, że się uda, bo też tego nigdy nie robiłem. A fajnie gdybyś je miała.
Położyła po sobie uszy. Nie byłoby fajnie… Skrzywdziłaby je. Była w końcu jedną wielką tragedią.
- Oh... A g-gdybym j-jednak n-nie m-miała dzieci? T-to c-co?- zapytała z nadzieją. Może... Jak się nie uda to nie będzie musiała być mamą!
- Będziesz mieć, bo ja tak mówię i koniec! - warknął. - Jeżeli nie dostane ich, to wypatroszę cię i sprawdzę w czym problem.
Zadrżała lekko. Wypatroszy? Przecież niczego złego nie zrobiła!
- J-jak t-to? P-przecież... J-jeżeli n-nie b-będę ich miała... T-to koniec! N-nie b-będe m-mieć i t-tyle... B-będziesz miał dzieci z inną k-kotką…
- Jeżeli nie będziesz ich mieć, to znaczy, że jesteś wadliwa. A skoro jesteś wadliwa, to jesteś ciężarem dla klanu, bo nigdy nie uda ci się go powiększyć, czyli... Czyli cię wygnają - rzucił lekko, jakby mówił o pogodzie. Rozpłakała się głośno. O nie, czyli o to chodziło! Nie mogła być zepsuta, a żeby nie być zepsuta musiała mieć dzieci?! Przecież… Jeżeli jej się nie uda mieć dzieci to co niby można zrobić?
- A-ale j-ja nie j-jestem ciężarem! M-mogę robić... Inne rzeczy! N-nauczę się j-jak p-polować, w-walczyć... I n-nie b-będę musiała mieć dzieci!
- Będziesz musiała! Tylko do tego się nadajesz Paskudo! Tylko do tego! Zrobię ci tyle kociąt, że odechce ci się marzyć o czymś więcej! - syknął.
Wbiła w niego przerażony wzrok. Dużo kociąt? Nie chciała tego! Małe dzieci, które wszędzie biegają i oczekują, że będą miały dobrą mamę? Nie była na to przygotowana…
- A-ale... J-ja się d-do t-tego nie nadaję! W niczym n-nie j-jestem d-dobra więc w b-byciu m-mamą t-też nie będę! J-ja n-naprawdę n-nie chcę dzieci!
- Będziesz mieć dzieci! Nie obchodzi mnie, że nie będziesz dobrą matką. Masz z nimi siedzieć i się zajmować. Tylko tyle od ciebie oczekuje.
Spuściła smutna łebek. Nie mogła się z nim kłócić. Miał rację. Po prostu musiała je mieć i tyle. By był szczęśliwy…
- N-no d-dobrze... Ale... J-ja naprawdę... N-nie sądzę, ż-żeby to był d-dobry pomysł.
- To jest wspaniały pomsył! Przekonasz się, więc nie pękaj, nie becz - pacnął ją łapą w głowę. Pisnęła, marszcząc trochę nosek. Jak miała niby nie beczeć? Tak się nie da.
- N-nie wiem czy się p-przekonam... A-ale skoro t-tego chcesz... T-tych dzieci…
- Chcę. Bardzo chcę - mruknął, ocierając się głową o jej głowę. - Więc zdaj ten test na wojownika. Nie zawiedź mnie.
- P-postaram się... Ż-żebyś n-nie b-był smutny…
- No mam nadzieję - polizał ją po łbie. Przytuliła się do niego i zaczęła mruczeć. Był taki troskliwy, a ona tego nie potrafiła chyba dobrze zrozumieć… Robił wszystko dla jej dobra…
- A... J-jeżeli b-będziemy mieli dzieci... T-to m-mi p-pomożesz? N-nie zostawisz m-mnie?
- Oczywiście - uśmiechnął się do niej promiennie. - Wracajmy już - zasugerował, jeszcze kilka razy przejeżdżając językiem po jej sierści, by zlizać krew. Wstała powoli z ziemi z jękiem bólu i skierowała się do obozu nie czekając na Nastroszonego.
***
Jej relacja z Nastroszonym była czymś skomplikowanym. Nie potrafiła wytłumaczyć tego, co do niego czuje. Jej uczucia były pełne sprzeczności. Bała się go trochę, bo… Był agresywny. Bił ją czasem, drapał… Ale zawsze tylko dlatego, bo była niegrzeczna. Kiedy coś znowu psuła bo próbowała się przeciwstawić, to on był na nią bardzo zły i ją karał. Jej mały, głupi móżdżek po czasie przyjął do siebie, że to wszystko jej wina. To ona była tą złą bo przez nią się smucił Nastroszony. A on był wspaniały. Jako jedyny z otoczenia dawał jej troskę, czułość… Przytulał ją, całował i mówił miłe słowa. Już przyzwyczaiła się do zwrotów "kochanie" lub "słońce" i robiło jej się ciepło na sercu, gdy tak o niej mówił. Zaczęła coraz bardziej łaknąć tych gestów, chcąc by był coraz bliżej niej. Jak najbliżej się dało… by mógł ją polizać po głowie, albo objąć swoimi silnymi łapami… To nie było tak, że się zakochała. Ona nie rozumiała tego określenia za dobrze. Po prostu łaknęła tego poczucia bezpieczeństwa, tego, że ktoś się o nią troszczył, bo w dzieciństwie jej tego zabrakło. Nikt nigdy się nią nie przejmował za bardzo. Mama i siostra dyskryminowały ze względu na futro a z rówieśnikami nie za często rozmawiała. To on był jedynym kotem z którym spędzała czas. Przy nim było ciepło i miło.
Te gęsty których pragnęła, całkowicie przysłoniły jej prawdę na temat Nastroszonego, tego jak ładnie ją prowadził do przodu na kłamstwach i znęcał się nad nią zarówno fizycznie jak i psychicznie. Nie pamiętała momentów, kiedy bił ją dla samej satysfakcji, krwi i krzyków. Zapominała o momentach, gdy zmuszał ją do posłuszeństwa, chwalenia go, a potem do deklaracji, że da mu kocięta. Kocięta… Nie wiedziała co o tym sądzić.
Nastroszony naciskał już wręcz na nią w tej sprawie. Ile razy ona nie słyszała, że kotki się tylko do tego nadają, że ma urodzić dużo dzieciaków, bo to jej rola, przeznaczenie… Bała się tego bardzo. Wizja wychowywania małych dzieci była przerażająca. Chciałaby dla maluchów wszystkiego czego potrzebują, bezpieczeństwa, ochrony, miłości, czułości… A nie wiedziała czy im to da. Nie wiedziała, czy nie spanikuje w trakcie. Co jeżeli wychowa kogoś nieodpowiedniego? Ta wizja ją paraliżowała. Nawet jeżeli nie miała kontaktu z mamą, to ona nie byłaby zadowolona. Do tego jeszcze Nastroszony… Mówił, że przy niej będzie, ale… Nie wiedziała, czy może być tego pewna. Mówił, że będzie miał różne partnerki i tak dalej w końcu… Ale po jakimś czasie stwierdziła, że skoro był tak blisko niej, to z pewnością maluchom nie zabraknie kochającego taty, którego jej samej brakowało w dzieciństwie.
Nic bardziej mylnego.
W swojej małej głowie miała Nastroszonego za dobrego kota, chociaż to ona najbardziej wiedziała jakim jest potworem.
***
W końcu jej się udało.
Mianowanie.
Nie czuła lęku. Po raz pierwszy była z siebie dumna. Po raz pierwszy się uśmiechnęła tak szeroko. Udowodniła samej sobie, że nie jest taką porażką. Oczywiście, trening trwał bardzo długo, ale… Przynajmniej go ukończyła.
***
Z radosnym piskiem podbiegła do Nastroszonego. W końcu się do czegoś przydała i była tym wojownikiem! Po długim czasie... Ale udało jej się! Prawie na niego wpadła, jednak udało jej się zahamować w porę. Była trochę zmęczona po tym dziwnym czuwaniu w nocy, ale była taka szczęśliwa! Obiecała się postarać.
Już jakiś czas temu zadeklarowała partnerowi, że specjalnie dla niego będzie harować jak wół, by zostać wojownikiem. Chciał kociąt, a do tego potrzebowała być wojownikiem. Powinien być bardzo szczęśliwy, dlatego teraz była strasznie podekscytowana.
- U-udało mi się!- powiedziała do niego, zaczynając mruczeć.- Tak długo się s-starałam... I w końcu!
- Gratulację. Jestem z ciebie dumny skarbie. Teraz oficjalnie możemy być razem i nikt się do tego nie przyczepi - polizał ją w policzek, ocierając się o nią.- Jesteś zmęczona? Czy może masz jeszcze trochę sił, aby znieść nagrodę ode mnie?
Przekrzywiła lekko łebek. To zabrzmiało bardzo dziwnie. Nagroda? Jaka niby? Może chciał ją zabrać na randkę czy coś w tym stylu? Była wymęczona, ale nie mogła tego pokazać. Jeszcze uzna ją za zepsutą, a nie chciała by się jej pozbył…
- J-jaką n-nagrodę?- zapytała podekscytowana.- N-nie j-jestem zmęczona!
Posłał jej uśmiech. Czyli był szczęśliwy! To był bardzo dobry znak!
- Nie? No dobrze. - jeszcze raz liznął ją w policzek, po czym zachęcił, by za nim podążyła w stronę wyjścia z obozu. - Wolisz plaże, łąkę czy może las? - zadał pytanie.
Poszła za Nastroszonym, człapiąc powoli i lekko ziewając. Zastanawiała się o co mu może chodzić. To miała być randka, tak? Bo innej opcji nie było. Więc musiała wybrać jak najładniejsze miejsce! Żeby móc świętować ten awans. Ale… Sama nie wiedziała co niby woli.
- J-ja... Uh...- wymamrotała, próbując się zastanowić. Nie mogła odpowiedzieć, że nie wie, bo się wkurzy!- Ł-łąkę…
- Dobrze. A więc w drogę moje skarbie - zamruczał, zaczynając iść trochę szybciej.
Przyspieszyła wraz z nim prawie się potykając. Ciekawiła się o co mu chodzi, w końcu... O takie dziwne rzeczy pytał… Był strasznie tajemniczy. Ale się chyba dowie o wszystkim w swoim czasie, więc jakoś nie panikowała.
- J-już j-jesteśmy?- zapytała cicho, wpatrując się w kwiaty, które pojawiły się jej tuż przed nosem.
- Tak. To tutaj. Nasza łąka - uśmiechnął się z zadowolonym uśmieszkiem, przewracając ją na ziemię. - Mam nadzieję, że ci się spodoba kochanie.
Pisnęła zaskoczona i uśmiechnęła się lekko. Bała się, ale... Nie mogło być źle z tą całą nagrodą? Była zaskoczona jego ruchem, ale wolała się nie sprzeciwiać. Już niczego nie rozumiała, ale… To nie mogło być nic złego. Był blisko, a przy nim była bezpieczna…
- T-tak.... T-też mam taką nadzieję…
W końcu nadszedł moment. Przeturlał ją na brzuch, po czym wgryzł się w jej kark.
Wrzasnęła głośno już przerażona, ale nie miała jak się wyrwać więc tylko zaczęła cicho płakać. Już nie mogła uciec. Jak tylko poczuła ból, strach ją sparaliżował. A nie wiedziała, że to był dopiero początek.
***
- Jakby ktoś pytał, to zaatakował cię jakiś samotnik - rzucił oceniając ją wzrokiem. - Jeżeli mnie wydasz, powtórzymy to.
Zapłakała głośno, nie mając nawet sił się odezwać. Była tak cholernie zmęczona i wszystko ją bolało! To nie była żadna nagroda, tylko kara... Krzywiła się przy każdym kroku. Czemu on jej to zrobił?!
Mówił, że zapamięta to na całe życie i miał rację. Nigdy nie zapomni tak wielkiej dawki bólu i upokorzenia w jednym. Brudna od krwi i pyłu, wyglądała gorzej niż po ich zabawie w krzyki. Ledwo co mogła chodzić, dalej w ciężkim szoku przeżywając to co się stało. Niczego nie rozumiała. Była grzeczna, a Nastroszony zrobił jej takie coś. Dlaczego ją to spotkało? Starała się być jak najlepsza przecież…
- J-jak t-to... P-powtórzymy?- pisnęła cicho z przestrachem.- J-ja j-już nie chcę... Nie chcę n-nigdy t-tego powtarzać...
<pomocy maz mnie bije>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz