Drzewa iglaste szeleściły na umiarkowanym podmuchu wiatru, osłaniając swoim cieniem niemalże cały obóz. Poszycie leśne porą opadających liści przybrało rdzawy odcień. Niebo, jak zwykle jesienią, zamglone było gęstymi chmurami zapowiadającymi opady deszczu; zazwyczaj niewielkie, rzadkie i szybko mijające, ale wciąż obecne.
— Mroczna Gwiazdo? — ujrzał Mysikróliczy Ślad. Wojownik podszedł do niego, gdy przywódca wyszedł na ciepłe światło słoneczne, opuszczając skrytą norę. — Kogo możemy wpuszczać do Dzwonka? — spytał z wahaniem w głosie, na tyle wyczuwalnym, by zwrócić czujność vana. Skoro Myślikrólik był tu, to drugi strażnik powinien wciąż czuwać przy więźniarce.
— Tylko mnie i Irgowy Nektar. Jeśli zajdzie potrzeba, by odwiedził ją ktoś inny, to przyjdzie ze mną. Nie powinieneś opuszczać swojego stanowiska.
Kocur nastroszył się, jakby lider miał w ułamku sekundy poderżnąć mu gardło.
— Tak... Tak, wiem, proszę wybaczyć, Mroczna Gwiazdo — rzucił, skłonił głowę i odszedł tam, skąd przybył, co pozwoliło Mrocznej Gwieździe powrócić do tego, co miał zrobić. Gdy pozbędzie się z głowy głównych problemów, musiał zająć się Nocniaczką. Mogła dużo wiedzieć - pytanie tylko, ile z tych informacji uraczyłaby im dostarczyć.
* * *
Jego oczy wbite były uważnie w centrum obozowiska; obserwowały sytuację z wyższego punktu, jakim był pokaźny, wycięty przez bobry pień, służący teraz na miejsce przemówień. U jego boku siedziała Irga; jej ciepły, słodki oddech przywodzący na myśl te wszystkie przyjaźnie pachnące zioła towarzyszył mu przez całe zebranie, podczas gdy po prawej stronie, u boku pnia, zasiadał jego syn.
Na środku miał miejsce wręcz żywy mordor. Obserwował działania Błękitnej Łapy - wigor ambitnego ucznia, gdy ciął pazurami, nie dając Płonącej Łapie ani chwili wytchnienia. To dopiero przedstawienie... Brat walczący z własną siostrą. Jeden błysk szczęk i chwyt ostrych pazurów, by polała się szkarłatna krew, brudząc gęstą obozową trawę. Uczennica jednak nie była gorsza od swojego brata. Szybka i zwinna postawa pozwoliła jej wielokrotnie na przybicie go do ziemi - Mroczna Gwiazda wiedział jednak, że największą zgubą było zawahanie przed zrobieniem krzywdy. Błękitna Łapa wykorzystał je, przyciskając kotkę do trawy; miażdżąc ją jak nic niewartą kulkę mchu. Czarny van musiał przyznać, że był pod wrażeniem; zwłaszcza, gdy zobaczył przesiąkające cierpką krwią niebieskie łapy kocura. Przez pewną chwilę nie chciał im przerywać, pozwolić, by kocur pokazał, że stać go na zadanie pokrewnej duszyczce bólu, a nawet na zabicie. Minęło jednak już wystarczająco czasu, by określić zwycięzcę, a on nie zamierzał tracić młodych i ambitnych uczniów.
— Koniec! — oznajmił. — Podejdź tu, Błękitna Łapo.
Uczeń zrobił to bez krzty zawahania. Zszedł z pokonanej, zbliżając się do miejsca przemówień.
— Ja, Mroczna Gwiazda, przywódca Klanu Wilka, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, by zdobyć doświadczenie niezbędne do ochrony klanu i jego członków. Polecam go wam jako kolejnego wojownika — po spojrzeniach kotów wyczuł, że zorientowały się, że pominął w przemówieniu fragment o kodeksie wojownika. Ale nie przeszkadzało mu to ani trochę. Nie zamierzał używać tych posranych formułek umarlaków. — Błękitna Łapo, czy przysięgasz przestrzegać praw nadanych przez twojego przywódcę i chronić swój klan nawet za cenę życia?
— Przysięgam. — błysk w neutralnych i zazwyczaj poważnych oczach kocura zdecydowanie należał do tych szczerych. Van ponownie wziął wdech.
— Mocą naszych potężnych przodków nadaję ci imię wojownika. Błękitna Łapo, od tej pory będziesz znany jako Błękitny Ogień. Klan ceni twoją niebezpieczną determinację i odwagę, oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Wilka.
Przeczekał spokojnie wiwaty, klan skandujący nowe imię wygranego. Jego spojrzenie na moment zwróciło się w miejsce, gdzie wcześniej leżała przegrana; już jej tam nie było, ślady krwi wkazywały jednak na ukrycie się w gęstym tłumie.
* * *
— Stokrotkowa Polano — miauknął do kotki, która zwróciła na niego swoje spojrzenie. — Poprowadzisz patrol łowiecki. Weź ze sobą Dziczą Siłę, Gęsi Wrzask i Błękitny Ogień. Idźcie na tereny przyrzeczne, powinno tam być sporo samotników. Poprowadź patrol w tamtą stronę, jeśli jakiegoś wyczujesz. A gdy wrócicie, zdaj mi dokładny raport, jak zachował się Błękit.
Kotka skinęła głową.
— Chcesz go wcielić do kultu? — spytała, na co van skinął głową.
Wrócili. Po usłyszeniu raportu z ust Stokrotki, był już niemal pewien, że Błękitny Ogień należy do kotów wystarczająco odpowiednich, by dołączyć do ich zamkniętego koła. Dlatego też zaprosił do siebie pełnoprawnego już wojownika. Kocie oskórowane futro, jakie dostał od Lamparciej Gwiazdy w prezencie, zdobiło teraz podłogę jego nory. I sprawdzało się znakomicie.
— Witaj, Mroczna Gwiazdo — kocur z powagą skłonił się przed nim.
— Siadaj — rozkazał, a gdy błękitny wykonał to polecenie, przywódca ponownie zaczął mówić. — Doszły mnie słuchy o tym, co zrobiłeś na dzisiejszym patrolu. Zabiłeś samotnika, prawda? By ochronić resztę twojego oddziału. Nie każdego kota stać na taki czyn.
— Wiem, Mroczna Gwiazdo. Sądzę, że postąpiłem słusznie.
— Jak się wtedy czułeś? Gdy padł bezsilny i pokonany na ziemię, gdy znieruchomiały jego oczy?
— Nie czułem... Nic. Nic szczególnego. Zrobiłem to, co każdy wojownik powinien zrobić, gdy intruz stanowi zagrożenie. Jego śmierć mnie nie poruszyła.
Mroczna Gwiazda zamruczał cicho, gardłowo, i powoli pokiwał głową.
— Dobrze więc... Mam dla ciebie pewną propozycję. Ale musisz obiecać, że czegokolwiek nie usłyszysz i nie zobaczysz, zostanie to pomiędzy nami.
Niebieski przytaknął krótko, bez zbędnych słów.
— Prowadzimy grupę, zatajnioną przed większością członków klanu. Stale się rozrasta, a my potrzebujemy nowych członków. Zabiłeś tego samotnika. Cóż, my mordujemy ich bardzo wiele, na rzecz wielkiego celu, którego, zapewniam cię, chciałbyś być świadkiem. Nasze czyny są jednak niemoralne w oczach większości ślepców zapatrzonych w Klan Gwiazdy, a więc oczekuje się od wtajemniczonych, że to, co chronione jest tajemnicą, tajemnicą pozostanie. W zamian za wierną pomoc naszej działalności, mogę oferować ci wiele; również zbliżyć cię do władzy w klanie. Na pewno zauważyłeś, że koty, którymi się otaczam, mają bardzo wiele praw i decyzyjny głos. Możesz zostać jednym z nich.
Błękitny Ogień uniósł dumnie brodę; w krótkim zastanowieniu zmrużył oczy, by po chwili skinąć głową.
— Jestem gotów służyć twojemu celu.
— Takiej odpowiedzi oczekiwałem — uśmiechnął się tajemniczo. — Dziś wieczorem bądź przed wyjściem z obozu. Stokrotkowa Polana cię do nas zabierze. Wtedy doświadczysz w praktyce nowych informacji, a my wyjaśnimy ci to, co potrzebne. To wszystko, czego od ciebie chciałem. Możesz wracać do swoich obowiązków.
* * *
Odbył większość zadań, którymi musiał się zająć. Na głowie pozostawała mu Nocniaczka, rzekoma córka Bylicy, z której musiał zaczerpnąć potrzebnych informacji. Odprawił strażników i zjawił się przy niej razem z kilkoma kultystami, rzucając jej zimne spojrzenie.
— Przejdę do rzeczy, Nocniaczko. Możemy albo załatwić sprawę pokojowo; ty zrobisz to, czego oczekujemy, a ja w zamian oszczędzę ci krzywdy cielesnej. Możesz także zapierać się i odmawiać odpowiedzi i spełniania naszych oczekiwań - wtedy cię do tego zmusimy. Nie mam w zwyczaju blefować, więc radziłbym ci wybrać rozsądnie.
<Dzwonek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz