Bała się. Po prostu się bała, była tak maleńka a już doświadczyła tego potwornego odczucia. Lisiczka nie wiedziała, co jest z jej ojcem nie tak, w końcu z początku był taki kochany i czuły. Opowiadał im bajki, dawał buziaki im i mamie... Byli rodziną, zwykłą kocią rodziną. Dlaczego więc niemalże z dnia na dzień wszystko się zepsuło? Dlaczego mamusia miała ałka a tata był zły? Kotka nie rozumiała jeszcze jak świat potrafi być okrutny, nadal wierzyła, że to tylko chwilowe, że tatuś Lisia Gwiazda ma po prostu zły okres w życiu i jest smutny. Że to wszystko przejdzie... Kichnęła, spoglądając na Wschodzika, która przypominała bardziej maleńką fasolkę aniżeli kociaka takiego, jak ona. Ostrożnie szturchnęła małą łapką, na co Cyprysowa Szyszka syknęła cicho, przywołując do siebie młodszą o wiele księżyców siostrę.
— Lisiczko, tak nie wolno — pouczyła ją, mimo zmęczenia na szylkretowym pyszczku pojawił się łagodny uśmiech. Koteczka zwiesiła główkę. Nie chciała przecież źle! Pokiwała jedynie główką, oznajmiając, iż zrozumiała przekaz starszej, po czym zaczepiona przez Wronkę rzuciła się w wir zabawy wraz ze Zgubą, chcąc odciągnąć myśli od tego, że nie ma przy nich mamy.
Na marne.
Widok smętnie spoglądającego w jeden punkt Kwaśnego przypomniał jej o wszystkim. Jakoś wyrwała się spod łap szylkretowej siostry, która miauknęła rozeźlona, jednak zaraz znalazła zastępczynię do mocowania w postaci Paskudy, która po stracie matki na przekór wszystkiemu stała się trochę bardziej żywsza. Lisiczka wlepiała złote ślepka w brata, po czym upewniając się, że królowe zajęte są rozdzielaniem lejących się kociąt, czmychnęła czym prędzej. Ku jej zaskoczeniu natrafiła na coś zimnego, mokrego a jednak miękkiego. Zaciekawiona skoczyła, a gdy upadła, zapadła się niemalże aż po same pędzelki. Pokręciła noskiem, gdy biały puch ją załaskotał. Napięła wątłe mięśnie, po czym skoczyła.
Raz.
Drugi.
Trzeci.
Aż nabrała wprawy i zgrabnie, jak na nieporadnego kociaka, poruszała się w tym dziwnym białym czymś. Na całe szczęście ścieżki wydeptane przez koty nadal nie pozostały zakryte przez spadający z nieba puch. Taką też dróżką dotarła do legowiska, gdzie przebywała mamusia. Jakiś liliowy duży kot zasłaniał jej widok. Szylkretka wychyliła się, widząc za nim czarno-białą kupę futra poowijaną liśćmi oraz pajęczynami. Przełknęła ślinę, gdy kocur się odezwał.
— Lisia Gwiazda jasno się wyraził. Nie możesz jej odwiedzić, Lisiczko. Wracaj do Cyprysowej Szyszki. Nie chcesz chyba, żeby była na ciebie zła? — na słowa starszego pokręciła główką, nadal próbując robić maślane ślepka. Właściwie... skądś go kojarzyła. Przysiadła na śniegu, czując jak ten mrozi jej tyłek. Dlaczego oni wszyscy traktowali teraz Cyprys tak, jakby była jej mamą? Pokręciła główką, czując, jak powoli w jej oczkach zbierają się łzy.
— Nie — bąknęła niewyraźnie — T-tęsknię za m-mamą. Ja... j-ja tylko n-na ch-chwilkę... — szepnęłą, robiąc krok w przód — J-jesteś p-przyjac-cielem w-wujka B-barwinka, p-prawda? — miauknęła cichutko, licząc, że wspomnienie o kocurze cokolwiek da.
— Twój tata wyraził się jasno, nie możesz tam wchodzić — Szczawiowy Liść był jednak niesamowicie nieugięty, najwidoczniej postanowił sobie za cel wykonanie rozkazu jej ojca. Ciche stęknięcie wydobyło się ze środka.
— Sz.. czaw-wi.. ku... P-proszę — stęknęła Słodki Język podnosząc się. W półmroku wyglądała jak jakiś potwór, którym karmicielki straszą swoje niesforne kocięta. Szylkretka odruchowo skuliła się, zasłaniając mordkę puchatą kitą. Syn Berberys zamarł na chwilę, wpatrując się intensywnie w ślady łap pozostawione na śniegu. Skrzywił pyszczek, mrucząc coś pod nosem. Końcówka jego ogona niespokojnie uderzała o grunt.
— Nie. Dostałem rozkaz i będę się go trzymał — miauknął surowo — Powinnaś już iść do kociarni, Lisiczko — dodał zaraz, biorąc głębszy wdech. Płaskopyska zadrżała, podnosząc się.
— W-szys-stko będzie dobrze skarbie. Naprawię wszystko! Niedługo będziemy w domu! Obiecuję! To się skończy! — miauknęła zrozpaczona, nim liliowy zainterweniował.
Jak to... będą w domu? Lisiczka wycofała się przerażona. Przecież... oni byli w domu... Prawda?
< Szczawiku? >
Szkoda mi ich :(
OdpowiedzUsuń