Siedział, czując jak całe łapy mu dygotają. Karasiowa Łuska miała już niedługo wrócić z porannego patrolu i mieli razem wybrać się na zamarzniętą rzekę. Kremowa poprzedniego wschodu słońca długo opowiadała mu jak to każdej Pory Nagich Drzew ślizgała się z rodzeństwem na zamarzniętej rzece świetnie się bawiąc, a teraz gdy jej bracia nie żyli, a siostra uszkodziła łapę nie miała z kim. Pigwowy Kieł niewiele myśląc zaproponował, że może z nią pójść zamiast rodzeństwa. Wesoły uśmiech kotki omamił mu łeb na tyle, że sam zapomniał, że kompletnie nie umiał się ślizgać na lodzie. Strach, że zrobi przed kotką z siebie pośmiewisko zawładną kocurem, powodując drgawki na niewielkim ciałku. Nawet nie wiedział kogo poprosić o pomoc czy naukę tej sztuki, więc był skazany na porażkę.
— Witaj, Pigwowy Kle! — miauknęła wesoło Karasiowa Łuska, podchodząc do niego. — Patrz co złapałam — wskazała ogonem na leżącego obok Płotkowego Skoku niewielkiego zajęczaka.
Odkąd szylkretka musiała przenieść się ze względu na uraz łapy do starszyzny, a medyk powiedział, że już nie da się jej odratować, Karaś regularnie odwiedzała siostrę przynosząc jej świeże posiłki. Gdy kremowa była zajęta wesoła trójka pociech Płotki odwiedzała matkę i opowiadała jej swoje przygody z treningów.
— Chyba uciekł jakiemuś Burzakowi, bo błąkał się przestraszony blisko granicy. Ależ miałam farta, co nie? Gdybyś tylko widział minę Poziomkowego Blasku, gdy mnie z nim zobaczył! A tak się mądrował, że u nas nie ma szans, by jakiś zając zbłądził. — zaczęła opowiadać Karaś.
Pigwowy Kieł uśmiechnął się słabo.
— G-gratulacje. Ja bym takiego n-nigdy nie złapał — stwierdził. — T-to co i-idziemy na l-lód? — miauknął niepewnie, przygotowując się na pożegnanie ze dobrym wizerunkiem w oczach kotki.
— Jasne! Ah, ale się cieszę! — miauknęła, przytulając się do niegotowego na to wojownika. — Będzie super! Zobaczysz! Już prawie zapomniałam, jak strasznie za tym tęskniłam. A dziś jeszcze jest dość zimno, więc nie ma szans by lód się pod nami załamał.
Pigwa kiwnął łbem niepewnie. Ruszyli w stronę wyjścia z obozu, kiedy drogę zagrodził im drogę Aroniowy Podmuch.
— Wybacz, Karasiowa Łusko, ale muszę pogadać z Pigwowym Kłem. — mruknął, zgarniając syna.
cnd u aronii
Shipuje ich
OdpowiedzUsuń