Zamyślony układał niezgrabnie zioła. Myślami błądził, gdzieś przy pewnej biało-kremowej kotce. Karasiowa Łuska obiecała mu pokazać najlepsze drzewo do oglądania zachodów słońca. Podekscytowanie rozsadzało Pigwę od środka i to wcale nie z powodu jakiejś tam kuli ognia na niebie.
— Pigwa, weź ty uważaj co robisz — fuknęła na niego Cis, przyciskając swym brudnym łapskiem łeb kocura do ziemi. — Nawet ja ślepa wiem, że coś tu źle ułożyłeś.
Pigwa położył uszy, wiedząc, że kotka ma rację. Zerknął na owoce leżące pod jego łapami i westchnął. Zmieszał trujące jagody z tymi normalnymi.
— Prze-przepraszam — miauknął nieśmiało, sprawiając, że z pyska kocicy wypadło kolejne długie westchnięcie.
— Jak kogoś otrujesz przypadkiem to też będziesz przepraszać, mysi móżdżku? — prychnęła staruszka. — Jak mnie zabraknie nie będzie miał kto ci zwrócić uwagę — dodała ciszej.
Wojownik zastrzygł uszami. Wiadomo było, że czas Cis nadejdzie wkrótce, w końcu kotka była chyba starsza niż ktokolwiek w jego klanie, ale sam wolał o tym nie myśleć. Uczył się już u kotki ponad dziesięć księżyców i chcąc nie chcąc przyzwyczaił się do tej zrzędliwej kocicy. Z lekkim uśmiechem słuchał jej marudzenia na coraz bardziej dogryzające jej stawy, czy niechętnie zdradzanych fragmentów jej życia przed zamieszkaniem na bagnach.
— Znów się gorzej czujesz? — zapytał niepewnie, niechętnie podchodząc do kotki w razie ponownej potrzeby wymasowania jej opuszków łap.
Kocica zaśmiała się cicho i pokręciła łbem.
— Nie mój żaby, młodziku. Szybko z tego świata nie zejdę. — stwierdziła, leniwie drapiąc się tylną łapą za uchem.
Niepewnie powąchała ją i skrzywiła się.
— Zamiast rozmyślać nad pierdołami, przyniósłbyś mi coś do żarcia — stęknęła, kładąc się na swoim legowisku.
Pigwa kiwnął łbem, nie protestując. Odkąd zaczęła się Pora Nagich Drzew musiał częściej chodzić na polowania i nie miał już tak dużo czasu jak kiedyś na odwiedzanie Cisu, więc kiedy tylko mógł polował dla staruszki. W końcu była już w takim wieku, że każda choroba była niebezpieczna dla jej zdrowia. Wolał nie ryzykować, że kocica coś złapie. Gdyby się pochorowała musiałby zniknąć na parę wschodów słońca by o nią zadbać, a nie sądził, że klan przyjąłby to spokojnie.
— Może być ryba? — zapytał Cis, podchodząc do wyjścia z nory.
Kocica uśmiechnęła się paskudnie.
— A spróbowałbyś mi przynieść jakąś wyliniałą wiewiórkę — odparła, rozciągając się leniwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz