*przed wszystkim, jak są świeżakami uczniakami*
Wrócił z patrolu ze swoim mentorem niezadowolony. Czyli w sumie jak zawsze. Lider, pomimo że był o wiele szybszy od niego, i tak zdaniem Kawki był powolnym staruchem. Szybko rozejrzał się szybko po obozie i ujrzał przekleństwo swojego życia. Wężo-kaczka pokładał się po Śnieżce niczym własnym gównie. Kawka z obrzydzeniem pokręcił łeb. Zakochani. Bleh. Kocurek kompletnie ich nie rozumiał. Kleili się do siebie jak kawałki mięsa w sraczce. Po nawiązaniu kontaktu wzrokowego z klanową pokraką wywrócił ślipiami.
— A tobie co? Znów zazdrość cię zżera? — mruknął Mała Łapa w stronę brata.
Kawka prychnął. Wcale tak nie było. Miłość była głupia! Tak samo jak kotki! No może prócz Sarniej Łapy. Ale wyjątek stanowił potwierdzenie reguły. A wężo-kaczka też był głupi!
— A ty nareszcie znów w kociarni? Widzę, że mój mentor w końcu zrozumiał, że taka pokraka jak ty nie ma szans zostać wojownikiem — warknął dumnie, podkreślając kto jest jego mentorem.
Maluszek poderwał się na swoich śmiesznych łapeczkach, by spojrzeć bratu w ślipia.
— Zobaczysz, zostanę w wojownikiem szybciej niż ty wroni wychodku — stwierdził pewnie Mała Łapa.
Kawka pokręcił łbem.
— Nie z tymi mini łapkami — stwierdził popychając brata.
Mała Łapa upadł na kuper, ale był już gotowy się zerwać, gdy na drodze stanęła mu Śnieżka.
— Chłopaki, przestańcie — miauknęła, spoglądając na jednego i drugiego. — A ty Kawcza Łapo nie masz racji! Zobaczysz, Mała Łapa będzie świetnym wojownikiem, a jeśli nadal będziesz go obrażać to naskarżę Cętkowanemu Liściowi! — zagroziła mu.
Kawcza Łapa zły położył uszy.
— Jesteście faktycznie siebie warci! — burknął zły. — Skarżypyta i wężo-kaczka! Zakochana para, siedzą w dolinie i liżą szyszunie!
Odbiegł zły. Mysie bobki.
* * *
Zły na życie Mała Łapa był komedią, na którą nie był gotowy. Lecz nie marudził. Widok tego pełnego spazmów wężo-kaczki był wynagrodzeniem od Klanu Gwiazd za urwanie uszu dla Kawczej Łapy. Widząc siedzącego samotnie w kącie obozu brata, pochwycił w zęby pierwszą lepszą szyszkę, którą napotkał i rzucił w rodzeństwo. Spotkawszy się z jego złym wzrokiem, zaśmiał się lekko.
— Sorry, myślałem, że to jakaś wężo-kaczka się zakrada do obozu, a to jednak ty. Jesteście nie do odróżnienia, wiesz? — burknął w stronę brata.
<Maluszku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz