Teraz także.
Nie mogła patrzeć na cierpienie partnera, córki, kogokolwiek. Ale i tak patrzyła. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim zrozumiała, że Fasolka musiała amputować nogę liliowemu. A teraz przyglądała się, jak jej córeczka szarpie się, bo chciała pomóc bardziej swojemu tacie. Chyba…? Przed oczami malował jej się niewyraźny obraz walki, ale miała wrażenie, że jej to nie dotyczyło. Jakby już była Gwiezdnym, nie przejmującym się życiem na ziemi.
A jednak do niej podbiegła. Nie… Nie mogła tak zostawić swojej córeczki.
– Kochanie… – wyszeptała drżącym głosem.
Koteczka na te słowa tylko skuliła się mocniej, chowając załzawiony i poraniony pyszczek.
– Kochanie… – jęknęła znowu, bardziej przeraźliwie.
Na chwilę jej wzrok wyostrzył się w pełni, tak jak powinien przez cały ten czas. Jej kochana córeczka… Jak do tego dopuścili? Dlaczego już drugi raz w jej życiu Klan Wilka został tak poniżony? Zniewolony…
Chciała krzyczeć, ale nie mogła. Nie mogła narazić siebie i liliowej na kolejne niebezpieczeństwo. Po prostu schowała mokry od łez łeb w futrze uczennicy medyka, oddając jej najczulszy uścisk na jaki było ją stać.
Dlaczego… Dlaczego jej nic nie jest?! Dlaczego Gwiezdni oszczędzili akurat ją, a nie kogoś innego? Przecież była do niczego… Zwłaszcza teraz, kiedy potrafiła tylko płakać. Nie miała wielu ran fizycznych, a jednak była zupełnie pozbawiona sił.
Słaba.
<Fasolko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz