- Kochanie! Nie powinnaś jeść ryb w takim wieku! - miauknął Jesionowy Wicher, biegnący do córki.
- A właśnie, że mogę! - odpowiedziała buńczucznie Malinka, biorąc kolejny do ust. Uśmiechnęła się na siłę z mięsem w jamie ustnej. Gryzła je i z uczuciem obrzydzenie, połknęła ponownie.
- Będzie cię bolał brzuszek. - poinformował kociaka.
Ta jednak miała gdzieś konsekwencje swojego czynu i raz po raz, wbijała kiełki w zdobycz. Musiał przyznać, że jej upór go mile zaskoczył. Zazwyczaj ryby kojarzą się z czymś obrzydliwym, a tu proszę. Widać było, że czekoladowa szylkretka odziedziczyła coś po mamie. A może wpłynął na nią Jesiotr i jego ciągłe rozwodzenie się nad gatunkami ryb?
- Kochanie. Wystarczy. Pokazałaś, że jesteś bardzo odważna i zdolna do przełknięcia stałego posiłku. - Musnął ją językiem po głowie.
- Tato! - prychnęło na niego niezadowolone kocię. - Ja zjem to całe!
No... Tego było już za wiele. Wziął koteczkę za luźną skórę na karku i zaniósł z powrotem do żłobka. Ta trochę się szarpała, ale przez napęczniały brzuszek, po chwili zaprzestała. Położył ją przy mamie ze zdziwieniem stwierdzając, że ta ziewa i układa się do snu. Taka magia ryb. Oby tylko nic jej nie było.
***
Oczywiście tak jak zakładał Malinkę bolał brzuch. Musiał się z nią udać do medyków, a ci szybko zajęli się sprawą. Mała ozdrowiała tak szybko, że już siała postrach i grozę wraz z Kaczorkiem. Czyli niepotrzebnie się o nią martwił. Czuł, że jego córka zniosłaby dużo.
Dziś postanowił zabrać swoje dzieci na wycieczkę. Były już duże. Jeszcze księżyc i zostaną uczniami. Niesamowite jak ten czas leciał! A tak niedawno piły mleko i tuliły się do futra mamusi. Otrząsnął się z myśli. To nie czas na wspominki. Musiał przygotować swoje dzieci do tego, co czyhało na zewnątrz.
- Dziś wybierzemy się nad wodę. Tak jak chcieliście od bardzo dawna - zwrócił się do dzieci.
Cała trójka była bardzo podekscytowana. Nawet Jesiotr, który tyle słyszał od mamy o wodzie.
- Bądźcie tylko grzeczni i nie oddala... - nie dokończył, ponieważ dwójka rozrabiaków poleciała pędem przed siebie, a z ich pysków wylatywały okrzyki radości. No nic... Ruszył za nimi wraz z spokojniejszym synem, modląc się do przodków, aby przypadkiem nie narozrabiali. Była pora nagich drzew, rzeka była zamarznięta, ale mimo to obawiał się, że mogła pęknąć i pochłonąć kocięta. Dlatego też postanowił być czujnym i w razie potrzeby zainterweniować.
- Wow - rozległ się obok głos najmłodszego syna, który rozejrzał się po skutej lodem powierzchni. Malinka i Kaczorek również się zatrzymali, ze zdziwieniem obserwując lodową pokrywę.
- A gdzie woda? - miauknęła cała trójka.
- Pod spodem. Jest zakryta przez lód. - i zanim dopowiedział coś jeszcze, Malinka weszła na śliską powierzchnie.
- Malinko! - zaniepokojony zbliżył się do brzegu. - Proszę nie oddalaj się. Tam dalej lód jest cienki! Może się załamać!
<Malinko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz