Bardzo stare
Nie miała pojęcia, jakim cudem przetrwała noc. Jakim cudem tamci dwaj jej nie zabili? Przecież była bezbronna. Słaba. Do niczego. Po co… Po co w ogóle jeszcze stąpa na tym świecie? Tyle cierpienia już jej w zupełności wystarczy. Chciała już wtulić się w astralne furto Turkawki, Wilka, Pszenicy, a nawet Burzowego Futra albo rodziców.
Przez ten cały czas trwała w jakby amoku. Nie wiedziała co się dzieje wokół, a przynajmniej nie rejestrowała tego jej pamięć. Żyła? Była przytomna? Chyba tak… Dlaczego? Dlaczego miała tak nieliczne obrażenia, podczas gdy inni konali w bólu i agonii? Dlaczego, dlaczego, dlaczego?!
Coś nagle szturchnęło ją mocno, zbyt brutalnie by był to ktoś jej znajomy. Uchyliła oszczędnie tylko jedno ślipie, choć i tak oślepił ją blask poranka. Jęknęła coś zbolałym głosem, niezrozumiale.
– Ty, chyba żyje – odezwał się jakiś obcy, szorstki głos.
– Więc weźmy ją do reszty więźniów – drugi osobnik wzruszył barkami.
Zaczęli ją gdzieś tachać. Nie cackali się wcale, chwycili ją mocno w szczęki, ale i tak jej ciało boleśnie szurało po twardej, splamionej krwią ziemi. Otwierała i zamykała powoli oczy, ale i tak nie mogła się skupić na czymkolwiek. Dlaczego nie mogła po prostu umrzeć?
Rzucili ją do legowiska przeznaczonego dla wszystkich więźniów. Było tam duszno i ciasno, odór krwi wżerał się w jej nozdrza. Ktoś do niej podbiegł. Zaczął lizać delikatnie po policzku. Stęknęła głucho. Otworzyła zmęczone oczęta, kierując rozmazany wzrok na słabo uśmiechającą się Pierzastą Łapę. Jej małą córeczkę.
Nagle brutalna rzeczywistość uderzyła w nią z niebywałą siłą. Pozbyła się uczucia potępienia i połowicznego bujania w obłokach, snach, czy gdzieś daleko poza świadomością.
Jej klan… Nie było go. Znowu. Dlaczego…?
Podniosła się na równe łapy, gwałtownie. Zbyt gwałtownie. Zatoczyła się i znów upadła na ziemię.
– Nie, mamo… Leż, proszę – płaczliwy ton dobiegł do jej uszu.
Pokręciła powoli łbem, znów wstając, tym razem jednak powoli.
– Skarbie… Już. Już wszystko w porządku. Będzie-dzie d-d-d-do…
Nie umiała dokończyć tego zdania. Jak mogło być dobrze w takiej sytuacji? Wtuliła się w sierść swojej córeczki bardzo mocno. Rozkleiła się, wylewając litry łez. Nie umiała żyć w ten sposób.
Przez resztę dnia nie pomyślała nawet, żeby iść po cokolwiek do stosu ze zwierzyną. Żal i przerażenie skutecznie wypełniały jej żołądek.
Cudem udało jej się zmrużyć oko. Dręczyły ją koszmary, ale wciąż lepsze to, niż całkiem nieprzespana noc.
*kilka dni później*
Siedziała zgarbiona, wpatrując się pustym, pozbawionym emocji wzrokiem gdzieś w przestrzeń pomiędzy wyjściem z legowiska, a ziemią. Drżała.
Znowu zatraciła się w swoim śnie, przestała odczuwać rzeczywistość.
– Mamo… Będzie dobrze. Nie płacz – jedna z jej córek zdradziła swoją obecność, wtulając się w sierść bicolorki.
Kocica odwzajemniła uczucie. Jednak nie potrafiła przestać wylewać łez. Zaczęła drżeć jeszcze mocniej niż przedtem.
<Piórko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz