Wpatrywał się w ojca bez słowa. Bo co miał zrobić, rzucić mu się na szyję i zesrać z radości? To, że reszta jego rodzinki tak zrobiła, ani trochę nie oznaczało, że on musiał. Czuł względem liliowej kupy futra swego rodzaju... obrzydzenie? Tak, chyba tak można było to nazwać. Nie rozumiał do końca tego uczucia, aczkolwiek nie przeszkadzało mu ono zbytnio.
Dlaczego Żywiczna Mordka wrócił?
Nie mógł po prostu zacząć nowego życia a nie spieprzyć to, które ułożyła sobie jego rodzina?
Mógł też zdechnąć, to zdaniem Omszonej Łapy wyszłoby mu najlepiej.
Zerknął pospiesznie spode łba na ojca, który podobnie jak on nie wiedział co miał robić. Żywica wpatrywał się w swoje łapy, zaś gdy odniósł głowę, by spojrzeć na syna, Mech szybko prychnął, po czym odwrócił się. Nie miał ochoty się z nim integrować tak, jak pozostała siódemka rodzeństwa. Dla niego był skreślony. A jednak... jakaś jego część chciała poznać go lepiej, porozmawiać, pośmiać się tak, jak czasem Bluszczowy Poranek i Czerńcowy Mrok. Pokręcił jednak szybko głową. To było nierealne, więc jedyne co mógł, to tylko pomarzyć.
— Ej! Mech! Bez jaj, że gadasz z tą sflaczałą podróbą kocura! — głos Czerńca sprawił, że miał ochotę zapaść się pod ziemię. Popatrzył na ojca z jeszcze większą nienawiścią.
— Ha! W życiu! Ta miernota nawet łap całować mi nie może! — zaśmiał się, wychodząc na zewnątrz. Strzepnął pajęczynę, która doczepiła się do jego pyska — Co tam? — miauknął, zwracając się do rudego kocura. Tylko co jakiś czas zerkał na Żywicę, niczym posłuszny piesek potakując za każdym razem, ilekroć Czerniec bluźnił na jego rodzinę.
Nie czuł się z tym cudownie, aczkolwiek... uważał, ze nie miał innego wyjścia.
Dlaczego Żywiczna Mordka wrócił?
Nie mógł po prostu zacząć nowego życia a nie spieprzyć to, które ułożyła sobie jego rodzina?
Mógł też zdechnąć, to zdaniem Omszonej Łapy wyszłoby mu najlepiej.
Zerknął pospiesznie spode łba na ojca, który podobnie jak on nie wiedział co miał robić. Żywica wpatrywał się w swoje łapy, zaś gdy odniósł głowę, by spojrzeć na syna, Mech szybko prychnął, po czym odwrócił się. Nie miał ochoty się z nim integrować tak, jak pozostała siódemka rodzeństwa. Dla niego był skreślony. A jednak... jakaś jego część chciała poznać go lepiej, porozmawiać, pośmiać się tak, jak czasem Bluszczowy Poranek i Czerńcowy Mrok. Pokręcił jednak szybko głową. To było nierealne, więc jedyne co mógł, to tylko pomarzyć.
— Ej! Mech! Bez jaj, że gadasz z tą sflaczałą podróbą kocura! — głos Czerńca sprawił, że miał ochotę zapaść się pod ziemię. Popatrzył na ojca z jeszcze większą nienawiścią.
— Ha! W życiu! Ta miernota nawet łap całować mi nie może! — zaśmiał się, wychodząc na zewnątrz. Strzepnął pajęczynę, która doczepiła się do jego pyska — Co tam? — miauknął, zwracając się do rudego kocura. Tylko co jakiś czas zerkał na Żywicę, niczym posłuszny piesek potakując za każdym razem, ilekroć Czerniec bluźnił na jego rodzinę.
Nie czuł się z tym cudownie, aczkolwiek... uważał, ze nie miał innego wyjścia.
< Żywico? Wybacz gniota >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz