*to jest ten moment, gdy już widzi i w miarę się porusza*
Odkąd otworzył oczy, świat zadziwiał go na każdym kroku. Najpierw ujrzał siostry, a później mamę. Bardzo lubił się przyglądać jej liliowej szylkret pręgowanej cętkowanie sierści. Gdyby nie te jaśniejsze odcienie, mógłby zlać się z jej futerkiem, ponieważ odziedziczył po niej śliczny liliowy kolor i cętki. Był z tego bardzo zadowolony. Tak bardzo, że co jakiś czas mył się dokładnie, aby zetrzeć kurz i pył, sprowadzony na niego przez bawiące się siostry. One to powinny zachować umiar. Krzywił pyszczek za każdym razem, gdy te dwie kulki tarzały się w ziemi. No jak tak można? To bardzo niehigieniczne! Kiedy odkrył cały żłobek i istoty, które tam urzędowały, w tym kociaki Gęsiego Pióra oraz jednego takiego Zawilca, który miał własną mamę, zaczął wyglądać poza ten teren. Wyjście ze żłobka kusiło go z dnia na dzień zwłaszcza, że tam było tak zielono! Codziennie wstawał na łapki i stawiał niepewne kroki. Miał trudniejsze zadanie od sióstr, ponieważ urodził się ze zdeformowaną łapką i musiał nauczyć się innego poruszania. Pierwsze dni były trudne. Ciągle się wywracał, ale nie tracił wiary i coraz lepiej poznawał swoje ciało. W końcu nauczył się nie iść, a kicać. Było to dość proste zagranie. Odbijał się tylną łapką, a przód swojego ciała opierał na przednich kończynach. W taki sposób dostosował swoje chodzenie, chociaż jeszcze brakowało mu do perfekcji. Szczerze to nawet nie dostrzegał tego, że jest inny. Tego dnia, gdy opuścił żłobek, by poznać otoczenie, zetknął się z roślinnami. Były to tak różnorodne okazy, że aż zaczął składować je na swoim posłaniu. Każda trawa, listek lub kwiatek, którego nie widział, a ich wygląd był odmienny od tych co zrywał, kończyła na sporym stosie. Były to jego skarby. Najbardziej jednak z tych wszystkich roślinek, podobały mu się kwiatki. Zachwycały go ich kolory. Takie intensywne. Co najpiękniejsze okazy dawał swojej mamusi. Widział jak bardzo sprawia jej to przyjemność. Był z siebie bardzo dumny!
Pewnego dnia dostrzegł cos innego niż rośliny. Była to nieznana mu kotka. Obserwował jak wkracza do obozu. Zapytał się mamusi kto to, ale ona sama nie wiedziała. Zdziwiło go to. Widząc jak czekoladowa somali (ticked) siada na polance i przygląda się z zafascynowaniem jego roślinką; No, bo to były jego roślinki. Sam tam chodził je zrywać, nikt inny, postanowił poznać koteczkę bliżej. Szybko urwał przed żłobkiem stokrotkę; w końcu mamusi się podobało jak dawał jej kwiatki, może i ta pani również się ucieszy? I niosąc ją w pysku, zbliżył się do nieznajomej.
- To dla ciebie psze pani - Położył kwiatek przed jej łapkami.- Jestem Trójka i pytam się ciebie, co robisz przy moich kwiatkach? - zrobił zacięty wyraz pyska, ale szybko się zmienił w kocią ciekawość - Wiesz jak się nazywają? Ja nazywam je kwiatkami, ale mają różne kolory i... i... muszą chyba mieć inne nazwy?
Wielkimi zielonymi oczkami przyglądał się kotce. Skoro tu była, musiała wiedzieć. Inaczej nikt, by tu nie przyszedł. Dla innych to tylko roślinki. I tylko pod ta nazwą je znają. A on... chciał poznać tą tajemnicę. Nie chciał czuć się tak jak te inne koty, obarczony niewiedzą. Chciał im pokazać, że wie coś, czego nie wiedzą. Czyli po prostu... Chciał być lepszy od tych wszystkich brudasów. No bo jaki szanujący się kot, nie myje się przynajmniej trzy razy dziennie?
- Jeżeli pani nie wie... to proszę odejść. I nie deptać po nich. Nie wolno tego robić.
<Strzyżyk?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz