- I co jeszcze? - Iskra krążyła wokół tropiącego Koguta jak sęp, z błyszczącymi ślepiami. Miała dzisiaj wyjątkowo dobry humor (chociaż w jej przypadku trudno mówić o wyjątku przy dobrym humorze), szczególnie że coś jej mówiło, że pokaże dzisiaj młodemu coś niezwykłego.
- Coś… wielkiego? - Arlekin spojrzał na czekoladową, czekając na wyjaśnienia. Ona tylko uśmiechnęła się tajemniczo, szukając czegoś na ziemi. Były!
- Zaraz zobaczysz co. - Ruszyła za śladami. Tropienie nie było zbyt trudne, odciski były wielkości czterech kocich łap. Kogut już miał coś powiedzieć, ale przytknęła mu ogon do pyszczka, uciszając go. Jeśli chcieli go obejrzeć, musieli być absolutnie cicho.
Podekscytowany uczeń ledwo powstrzymywał się od zadania setki chodzących mu po głowie pytań, ale skoro nawet Iskra milczała, coś musiało być na rzeczy. Nie mógł się doczekać i ciekawość aż go roznosiła.
Zatrzymali się. Mentorka wyjrzała zza krzaka i szepnęła do niego:
- Patrz.
Przed nimi, między dwoma drzewami, stała sarna. Stworzenie było dla Iskry uosobieniem lasu - majestatyczna, piękna i czujna. Gdy bracia pierwszy raz pokazali jej to stworzenie...
Nagle wiatr się zmienił. Spokojna do tej pory łania, uniosła łeb. Jej czujne oczy szybko wypatrzyły dwie kocie sylwetki. Ale zamiast spłoszona uciec, szczeknęła i zryła kopytem w ziemię.
- Na drzewo - Kogut spojrzał na mentorkę zaskoczonym wzrokiem - Już! - Popchnęła go i sama pognała do najbliższego pnia. Za nim rozlegał się tętent kopyt łani, pędzącej prosto na nich. Czekoladowa dopadła do drzewa i zwinnie wspięła się górę. Siadła na najniższym konarze, czekając na ucznia.
- Szybciej, szybciej! - Do arlekina chyba dotarła powaga sytuacji. Strach sprawiał, że drżały mu łapy, gdy mozolnie wspinał się na drzewo. A łania była tuż tuż. Iskra złapała się na tym, że wstrzymuje oddech. Do jej gałęzi brakowało mu już tylko mysiej długości... Łania była tuż tuż. Dlaczego zaatakowała? Iskra nie miała pojęcia. Spojrzała w kierunku, gdzie wcześniej się pasła i zauważyła je. Młode.
- Kogut, błagam, pospiesz się!
- Już prawie… - Arlekin wyciągnął łapę i odetchnął, chwytając się gałęzi. Jeszcze tylko... Dostrzegła błysk paniki w oczach kocura i nagle… po prostu spadł. Gruchnęło głucho.
- Kogut! - wrzasnęła, ale nie zareagował. Leżał, zasłonięty przed pędzącą łanią tylko pniem.
Niewiele myśląc, czekoladowa zeskoczyła z drzewa, dwie lisie długości od pędzącego rudego pocisku.
- Tu jestem! - krzyknęła, pędząc w stronę bagien. Po jej łbie krążyła setka różnych myśli, ale królowała jedna - odciągnąć sarnę od Koguta. Ziemia pod jej łapami drżała od uderzeń kopyt, a jej serce chciało wyskoczyć z piersi. Ale biegła. Strach dodał jej skrzydeł. Nawet nie czuła palącego braku oddechu. Pędziła, oddychając coraz głośniej. Bagna były coraz bliżej. Jeśli jej się uda… Może…
Błagała w myślach, żeby sarna ugrzęzła. Pędziła przez coraz miększą ziemię, a jej łapy wydawały się ważyć coraz więcej.
- Nie, muszę! - Zacisnęła zęby, starając się nie zwalniać. Nie mogła, dla Koguta! Dla siebie!
- Błagam, błagam… - w ostatniej chwili ominęła zdradliwą kałużę błota. Za nią, łania skoczyła zgrabnie.
- Gwiezdny, błagam! - Już nie mogła. Nie było szansy. Chciała się zatrzymać, odpocząć…
Nagle sarna się potknęła. Wykonała kilka niezdarnych kroków, starając się nie upaść, zatrzymała się. Chyba dotarło do niej, że mocno oddaliła się od swojego młodego, bo niepewna, rozejrzała się na boki.
W Iskrę wstąpiła nowa energia. Zerwała się w drogę powrotną, omijając sarnę, skacząc przez błoto i bardziej lecąc niż biegnąc. Potknięcie się i przewrócenie było tylko kwestią czasu, a mimo wszystko dotarła pod drzewo i dopiero tam padła na twarz obok Koguta.
- Kogut? - Szturchnęła go. Nic. - Kogut? Weź się nie wygłupiaj. - Pacnęła go łapą. - Nie, nie, Kogut, weź przestań - Szarpała go, starając się nie dopuścić do siebie żadnej złej myśli. Nie, to niemożliwe, jej uczeń… JEJ UCZEŃ nie mógł!
Arlekin jęknął i otworzył pomarańczowe ślepia.
- Przestraszyłaś się! No, przyznaj, przestraszyłaś się!
Iskra miała ochotę pacnąć go po pysku albo przytulić. W końcu po prostu się uśmiechnęła.
- Wydawało ci się - pomogła mu wstać. - Nic ci nie jest?
Kocur zrobił na próbę parę kroków, trochę się przy tym krzywiąc.
- Chyba nic. Mama będzie zła, że znowu się potłukłem.
Czekoladowa uśmiechnęła się pod nosem.
- Mama nie musi wiedzieć.
- Horyzoncie?
Iskra stała w wejściu legowiska lidera. Po tym co się stało, możliwość była tylko jedna.
- Przeze mnie Kogut prawie zginął. Nie mogę być już jego mentorką.
Niebieski zmierzył ją czujnym wzrokiem. Wyglądała na całkowicie poważną, nawet trochę smutną, co było niezawodnym znakiem, że coś jest na rzeczy. Pokręcił łbem. Za tym musiał kryć się jakiś przekręt. Poważna Iskra? Dobre sobie.
- Nie - powiedział krótko.
- Ale… - Kocica szerzej otworzyła ślepia, zaskoczona. - Dałeś mi go pod opiekę, a przez moją głupotę prawie stratowała go sarna. I spadł z drzewa.
Lider prychnął, wyobrażając sobie pędzącą łanię. Pomysły czekoladowej stawały się coraz ciekawsze…
- Nie i koniec - przerwał jej. - Zresztą i tak miałem go mianować. Skoro już nie chcesz być jego mentorką, co powiesz na to, żeby został wojownikiem?
Przez uderzenie serca kocica nie wiedziała co powiedzieć.
- To… świetnie! - Na jej pyszczek wrócił nieśmiały uśmiech. - Tylko że…
- W takim razie załatwione - uciął i odwrócił się do niej tyłem, dając do zrozumienia, że to koniec rozmowy. Oszołomiona kocica wyszła z legowiska, nie mając pojęcia, co o tym wszystkim myśleć.
Horyzont zwołał zebranie wschód słońca później i Iskra widziała, jak oczy Koguta lśniły z dumy. Gdy tylko ceremonia dobiegła końca, wybrała się na samotny spacer. Gdyby mieli mniej szczęścia...
<Od tego momentu Iskra trochę się zmieni, aż do… zobaczycie ;)
Swoją drogą, właśnie stuknęło jej 50. opko, jej!>
Swoją drogą, właśnie stuknęło jej 50. opko, jej!>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz