Młodziak spotkał się z Pierzastą Kołysanką, która przygotowała różne jagody — zarówno całe pędy, jak i owoce — w celu nauczenia go rozpoznawania poszczególnych roślin. Na razie przedstawiła wyłącznie nietrujące — maliny, borówki, poziomki i jeżyny, charakteryzując je krótko i dając się mu im przyjrzeć. Zwracała uwagi na cechy odróżniające je od innych, podobnych gatunków, z którymi do czynienia miał mieć dopiero w przyszłości, ze względu na ich mniej przyjemne właściwości. Na razie poznał wyłącznie ich nazwy i podstawowe informacje na ich temat — co, rzecz jasna, jedynie rozbudziło jego ciekawość. Nie mógł się doczekać nauki o tych ciekawszych, w jego oczach silniejszych roślinach.
Lekcja tego dnia upłynęła więc prędko. Nawet nie zorientował się, ile czasu rzeczywiście minęło — przypomniało mu o tym dopiero burczenie w brzuchu, domagającym się jedzenia. Po zakończeniu treningu na ten dzień powoli oddalił się więc w kierunku sterty ze zwierzyną, biorąc z niej leżącą na szczycie mysz, po czym usadowił się przy zaroślach nieopodal legowiska uczniów. Obóz był o tej porze spokojny — większość wojowników wraz z terminatorami przebywała na patrolach lub polowaniach, dookoła panowała więc cisza, przerywana jedynie cichym śpiewem ptaków i delikatnym szumem wiatru. Lulek odetchnął, układając się wygodniej i zaczynając jedzenie. Gdy tylko wziął pierwszy kęs posiłku, nagle usłyszał znajomy głos.
— Co tam u ciebie, Lulkowa Łapo? — Tojadowa Łapa usiadł obok niego. — Długo nie rozmawialiśmy ze sobą.
Biało-czarny zamrugał kilka razy. Rzeczywiście, ich relacje nieco się poluźniły — ale jego brat nie był pod tym względem wyjątkowy. Tak naprawdę nieco oddalił się od niemal całości rodzeństwa, z wyłączeniem Rosiczki. Wynikało to z tego, że wszyscy mieli własne sprawy na głowie i to one ich angażowały. Nocniak sam przed sobą nie chciał przyznać, że być może na unikanie rudzielca przez niego dodatkowo wpływały inne czynniki — a na pewno nie ta głupia muszelka, gdzie tam!
Odchrząknął więc cicho i kiwnął głową na powitanie.
— Ach, witaj. Tak, rzeczywiście, minęło trochę czasu… — powiedział cicho, spoglądając z powrotem w kierunku leżącej przed nim piszczki — Jest dobrze. Dużo się uczę. Wiesz, o roślinach. W sumie jak zwykle. Chyba niewiele się zmieniło pod tym względem… Przynajmniej teraz nie truję tym was, co nie? Rozumiesz… nie truję.
Wnioskując po wyrazie pyska Tojadu — nie, absolutnie nie zrozumiał tego jakże wysokich lotów żartu. Po kilku (niezręcznych!) uderzeniach serca zaśmiał się jednak, w oczywiście wymuszony sposób — pewnie po to, aby nie sprawić przykrości bratu, z którym w końcu chciał naprawić kontakt.
— Haha, tak… — odchrząknął cicho, prawdopodobnie starając się sprowadzić tę rozmowę na mniej niezręczny szlak — Ty i rośliny. Oczywiście. Nigdzie indziej bym cię nie widział. Mnie obecnie szkolą w rozpoznawaniu zapachów. Już niedługo będę najlepszym tropicielem Klanu Nocy, zobaczysz!
Lulkowa Łapa jedynie przytaknął, przełykając kawałek zwierzyny, chcąc pozbyć się niematerialnej, niekomfortowej guli. Obserwował brata, który z pewnym siebie uśmiechem wypinał pierś, chwaląc się własnymi dokonaniami podczas treningów.
— … Dodatkowo, nie mów tego Wężynce, ale słyszałem szepty innych uczniów, którzy zachwycali się moją aparycją. Nareszcie… — dodał Tojad, z filisterskim uśmieszkiem na pyszczku. Jego brat nie był do końca przekonany o prawdziwości tego zdania, znając dobrze umiłowanie rudego do… kreatywnego naginania rzeczywistości na własną korzyść. Nie przejął się tym jednak szczególnie.
— Myślę, że kotki są raczej ładniejsze — odpowiedział, nie do końca nawet myśląc nad tą odpowiedzią.
< Tojadowa Łapo? >
[słowa: 879]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz