Mrok otulił idące przez las koty. Gęste iglaste gałęzie przysłaniały niebo. W gąszczu trudno było uwierzyć, że minęło parę uderzeń serca od szczytowania słońca. Leśne runo było wysiane igłami i gałęziami. Za każdym razem, gdy się zamyślił wbijał sobie jedną z nich w łapy. Topola podążał za czarnym zwiadowcą, który przejął rolę lidera w ich patrolu. Uczeń spuścił uszy. Bez Cierń Żagnica zdawał się bardziej mu dogryzać. Kocur chodził spięty, będąc gotowy w każdej chwili zejść mentorowi z drogi.
Wszedł w gęsty bór. Ciarki przeszły go po grzbiecie, a wzrok niepewnie wędrował ku towarzyszy w oddali. Ostry, i jakże nieprzyjemny zapach, uderzył w jego nozdrza. Skrzywił się, lecz mimo to, z wielkim trudem, parł do przodu.
— Fuj... — jęknął zmieszany Topola, przyciągając do siebie pozostałych członków patrolu.
Żagnica przyglądał się kałuży brudno brązowej wydzieliny, marszcząc nos od jej ostrego zapachu, który drapał go w nozdrza.
— Ohyda — mruknął pod nosem mentor. Zmusił się, by pomimo okropnego smrodu, podejść bliżej do czegoś, co zdawało się czyjąś treścią żołądka. — Na osty i ciernie, co do? Najpierw ta sarna, potem ślina, teraz to! Czy ten złodziej robi cokolwiek innego, niż wżeranie wszystkiego, co tylko widzi na swojej drodze?! — warknął.
Dokładniejsze oględziny miejsca nie przyniosły mu za wiele poza dodatkowymi oparami, które dostały się do nosów członków patrolu.
Czarny zwiadowca wywrócił oczami na słowa Żagnicy, jednak odsunął się nieco od śmierdzących wymiocin.
— Nie denerwuj się tak, nie pomoże nam to w odnalezieniu sprawcy tego całego zamieszania. — mruknął, rozglądając się wokół.
— To co, wracamy?- odezwała się Cierń.
Była niemal niewidoczna. Topola widział, że to wszystko ją przerastało. Uczeń zamyślił się. To wszystko było takie dziwne, niepasujące do siebie. Nielogiczne. Wszystko w jego głowie krzyczało, że to bez sensu.
— Topola?
Otrząsnął się w końcu. Wstał, ale jego wzrok utknął gdzieś przy łapach Cierń.
— Dlaczego... dlaczego on to robi?
— Bo jest głupi? — wypalił natychmiast. — A po co ślini jakieś piórka? A po co wżera sarny? A po co kradnie kocie ciała? — wymieniał, a w jego głosie stopniowo rosła irytacja.
Uczeń położył uszy przestraszony zachowaniem mentora. Zrobił niepewny krok do tyłu. Nie chciał wchodzić mu w drogę.
— Kimkolwiek czy czymkolwiek to jest, jest skończonym postrzeleńcem. Czy są do tego jakiekolwiek wątpliwości? — zapytał, choć odpowiedź była jasna. Zdawało się, że nie wiedział już, czego się mógł spodziewać po tym złodzieju. Miał pewnie nadzieję, że znajdą go w parę wschodów słońca, podobnie jak pozostałe członkowie Owocowego Lasu. Nikt nie przewidział, że będzie ciągnęło się to od paru księżyców. Narastała w nim doskonale wyczuwalna przez innych frustracja, roznosząca się w powietrzu wokół Żagnicy jak otaczająca patrol mgła.
Zwiadowca westchnął.
— Może i masz rację... W każdym razie najważniejsze jest teraz to, aby go odnaleźć. Powinniśmy się pospieszyć.
Zaraz po nim westchnęła głęboko Cierń. Otworzyła pysk, jakby chciała zaprotestować i wrócić, ale finalnie przesunęła po wszystkich zmęczonym spojrzeniem. Topola przełknął ślinę. Bał się spotkać to dziwadło. Nie wiedział do czego się posunie. Widział w końcu jak wielki apetyt miało. Wolał wrócić do obozowiska z Cierń niż ganiać za szaleńcem.
Lecz czy nie skaże się tym na wyśmianie ze strony mentora?
— Może się rozdzielimy... W dużej grupie bardziej przyciągamy uwagę... — miauknął niepewnie, myślami coraz bardziej wędrując w stronę obozowiska.
Żagnica wydawał się zaskakująco zadowolony jego pomysłem.
— Dobry pomysł. Kto idzie ze mną? — zapytał od razu, rozglądając się po pozostałych uczestnikach. Miał nadzieję, że dołączą się do niego ci lepsi.
— Myślę, że lepiej się nie rozdzielać. W końcu nie wiemy, z kim mamy do czynienia... Ale jak wolicie. — zwiadowca posłał Żagnicy szybkie spojrzenie.
Topola zaskoczony uniósł brwi. Nawet nie sądził, że ta dwójka za sobą nie przepada.
— Z jednej strony, jeśli się rozdzielimy, będziemy mogli szybciej znaleźć sprawcę, ale będzie to bardziej ryzykowne. Możemy zagłosować. — dodał po chwili, uderzając ogonem o tylne łapy.
—Ja pójdę z Żagnicą — westchnęła ciężko Cierń.
Topola położył po sobie uszy. Jego plan na zniknięcie z tajemniczego gąszczu legł w gruzach. Spojrzał na czarnego kocura. Totalnie go nie znał. Zdawał się być taki porządny i rozsądny. Był totalnym przeciwieństwem jego.
— Czyli my razem...
Wydusił z siebie, próbując ukryć zrozpaczone spojrzenie jakie posłał łysej. Z niepewnie pochylonym łbem podszedł do towarzysza wyprawy.
— Gdzie... Gdzie chcesz iść? Tam...? — wskazał niechętnie mroczne zacienione miejsce.
Sam drżał na myśl o kryjących się tam stworach, ale taka kryjówka wydawała się rozsądniejsza niż otwarta polana... Przełknął ciężko ślinę. Nie powinien się do tego zgłaszać. Chęć zaimponowania Daglezji wydawała się już zapomnianą mrożonka. Chciał już być w obozowisku. Przytulić się do siostry i zasnąć. Zwiadowca nastawił uszy, uważnie przyglądając się otoczeniu.
— Zaraz wszyscy mamy się tu spotkać, a jeśli ktoś cokolwiek zauważy, niech powiadomi o tym resztę. — oznajmił, przenosząc swój wzrok na ucznia.
Topola niezręcznie się wyprostował, czekając na wypowiedź kocura.
— Dobry pomysł, możemy poszukać tam. — miauknął, powoli ruszając w kierunku zacienionego miejsca.
Uczeń kiwnął łbem i niechętnie wysunął się na prowadzenie. Szli w ciszy gotowi zareagować na najmniejszy szmer. W przypadku Topoli aż za duża była ta gotowość, bo gdy gałąź krzewu złowrogo zaszurała, pisnął przerażony i schował się za starszym kotem.
<panie zwiadowco (masz za trudne imie dla mojej dysleksji)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz