Tego dnia było spokojnie, a zaledwie kilka wschodów słońca temu Sosnowa Gwiazda zginęła. Jadowita Żmija — jej zastępczyni również, a po Głupiej Łapie nie było śladu. Jakby wyparowała, zniknęła albo po prostu uciekła. Szylkretka zastrzygła uszami i rozejrzała się po obozie. Nie chciała z nikim gadać, dopóki cała sprawa się nie wyjaśni. W Klanie Wilka nie wyznaczono nowego zastępczy ani lidera. Mistrzowie sprawowali władzę, jak narazie. A kult? O nim Rysia Łapa chciała jak najszybciej zapomnieć. Nie wiedziała nawet czemu i dlaczego tam jest. Przez rodzinę? Nie chciała uczestniczyć w czymś co jest przeciwną wolą dla Klanu Gwiazdy. Ale oni ją obserwowali, te wysyłane ukradkiem spojrzenia zdawały się częstsze. Może kult chciał ją mieć na oku, ale Ryś nie wiedziała dlaczego. Była już zdegradowana, więc żadna kara nie będzie gorsza. Kotka rozciągnęła się i wbiła pazury w twardą ziemię. Myślała, że zaraz przyjdzie do niej Lodowy Omen. Nowy dzień to dla niej kolejny trening. Jednak po długim czasie czekania, biała nie przyszła, dlatego uczennica usiadła i zaczęła się myć. Ćwierkanie ptaków było takie… Piękne. Łagodziło już od razu, tym delikatnym śpiewem. Ryś zastanawiała się co się dzieję u Pietruszkowej Błyskawicy. Czyli jej koleżanki poznanej księżyce temu. Ale szylkretce zdawało się, że może to uczucie do czekoladowej wojowniczki Klanu Klifu… Rosło? Sama nie wiedziała czemu.
— Rysia Łapo — Zza pleców kotki dobiegł głos — Rysia Łapo, pozwól no to.
Uczennica odwróciła łeb i rozejrzała się. Zmrużyła oczy w szparki szukając nadawcy głosu. Od razu dostrzegła stojącego zajęczą długość dalej kocura, Nikłego Brzaska.
— Lodowy Omen musiała poprowadzić poranny patrol, toteż dzisiaj twoim... Treningiem, zajmę się ja — odrzekł, powoli odwracając się do tyłu — Chodź, nie ociągaj się.
Zastanawiała się, czemu jej mentorka nie mogła iść z nią na patrol. Rysia Łapa pokiwała głową i ruszyła za kocurem. Kiedy koty minęły kotlinę, Ryś zaczęła momentalnie wyprzedzać Nikły Brzask. Szli już przez jakiś czas, kierując się zalesionym brzegiem jeziora. Do tej pory milczący wojownik odezwał się, zrównując krok z uczennicą.
— Czy zaobserwowałaś cokolwiek... podejrzanego w okolicy legowiska wojowników bądź medyka, wieczorem przed nocą, w którą zginęła Sosnowa Gwiazda? — zagadnął, a jego ogon zadrgał.
Kotka przyspieszyła tempo, deptając po ściółce. "To jakieś przesłuchanie?..." — oburzyła się.
— Nie — wymamrotała. Spojrzała na niego a później na ziemię. Kocur zmrużył oczy, po czym wbił w kotkę podejrzliwy, a jednocześnie oczekujący czegoś wzrok.
— Zastanów się porządnie — powtórzył chłodno — Nie widziałaś żadnego... Białego kocura, który czekał na zewnątrz legowiska podejrzanie długo? — naciskał Rysia Łapa przełknęła ślinę. Nastroszyła futro i spowolniła kroki.
— Chodzi ci o... Kosaćcową Łapę? Tak... Chyba widziałam — szepnęła. Wzdrygnęła się. Nikły Brzask przybrał zniesmaczony wyraz pyska.
— Co? — spytał marszcząc nos — Przodkowie, czasem mam wrażenie, że zasługujesz na miano "Głupiej Łapy" bardziej niż ta zdechlina — westchnął z odrazą — Powtórzę więc jeszcze raz. Czy widziałaś przed legowiskiem kocura o futrze jak śnieg? — ponowił pytanie, naciskając na ostatni wyraz tak dobitnie, jak było to możliwe.
— Śnieżny Wicher? — powiedziała. Zaczęła spowalniać kroki. Przekręciła łeb patrząc się na Nikły Brzask. W ślepiach kocurach zalśniła jakaś dzikość.
— No proszę, czyli jednak go widziałaś? — wymruczał z satysfakcją — Brawo, Rysia Łapo, w końcu się do czegoś przydałaś. Być może nawet nasze kapłanki okażą się wystarczająco łaskawe i za tą istotną wieść pozbawią cię tego niekorzystnego przydomku — dodał.
— Po co to przesłuchanie? Nie znaleźliście niczego nad rzeką? — zapytała.
— Zamknij się — syknął do niej, po czym zamilkł na chwilę. Jego źrenice gwałtownie skierowały się ku Rysiej Łapie, wywołując w niej niepokój — Dlaczego mielibyśmy szukać czegokolwiek nad rzeką — spytał, stawiając krok ku uczennicy.
— Bo... Usłyszałam jak ktoś mówił, że gdzieś niedaleko były znalezione ciała — burknęła. Wojownik nie przestawał świdrować jej wzrokiem.
— Nie... Były na polanie, podobnej do tej przed nami. Jestem pewien, że nikt nie wymyśliłby takich cudaczności, skoro sama Makowy Nów obwieściła miejsce ich znalezienia. Dlatego ponawiam pytanie. Rysia Łapo, czemu mielibyśmy znaleźć coś nad rzeką?
— Mogła być to sprawa kogoś z Klanu Klifu, nie sądzę żeby jakiś kot, który mieszka z nami w jednym obozie mógł to zrobić — odpowiedziała.
— Czy nie mówiłaś dopiero, że ktoś ci tylko tak powiedział?
"Skup się Ryś! Czemu to powiedziałaś... Muszę siedzieć cicho..." — pomyślała. Spojrzała na wojownika, już miała coś powiedzieć, ale ugryzła się w język.
— Odpowiedz — warknął ostro.
"Nie powiem mu, że mówią do mnie jakieś głosy... Weź się opanuj, Rysia Łapo! Może powiem, że Kosaćcowa Łapa powiedział to Brukselkowej Łapie, a ona mnie? Sama nie wiem! Czemu on jest taki dociekliwy?" — zmartwiła się.
— Kosaćcowa Łapa powiedział to Brukselkowej Łapie... A ona mnie! — wykwitowała.
— Łżesz jak pies — parsknął, łapą zdzielając młodszą — Widać to w twoim spojrzeniu. Na razie puszczę to mimo uszu, ale nie myśl, że zostanie ci to zapomniane — powiedział, po czym wskazał ruchem ogona na pobliskie krzewy — Cisowemu Tchnieniu brakuje mchu. Idź trochę pozbierać. Potem czeka cię pyszna przygoda z mysią żółcią i czyszczeniem staruchom ich zapchlonych karków z kleszczy.
Młodsza pokiwała głową i zniknęła w krzakach.
— Musisz nauczyć się kłamać… Skompromitowałaś się przed nim — Usłyszała.
— To była twoja wina! Nie musiałeś sugerować, że jakieś poszlaki będą nad rzeką — warknęła.
— Ty za to nie musiałaś tego mówić — odpowiedział głos. Kotka przewróciła oczami i zaczęła zbierać puszysty mech z trawy, a kiedy cały pyszczek miała opuchnięty mchem, zaczęła iść w stronę obozu.
Kiedy Rysia Łapa weszła do obozu skierowała się do legowiska medyka. Przed nim siedziała Cisowe Tchnienie, myjąca sobie futro.
— Przepraszam? Mam mech, podobno go potrzebowałaś — rzuciła uczennica. Szylkretowa pokiwała głową i spojrzała na nią. Kiedy Ryś położyła mech na ziemi zapytała:
— Mogę jeszcze dostać mysią żółć? Nikły Brzask kazał mi pozbyć się pcheł starszyźnie…
Cis kiwnęła ponownie głową i zniknęła w ciemności legowiska.
— Jak długo będę musiała to jeszcze robić?! — jęknęła Rysia Łapa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz