[Przeszłość, przed śmiercią Sosnowej Gwiazdy]
Kotka starannie owijała pajęczynę wokół cienkiego patyczka, skupiona na tym, by nie uszkodzić delikatnej sieci. Nagle kątem oka dostrzegła poruszającego się pająka. Futro na jej grzbiecie natychmiast się zjeżyło. Z niechęcią, niemal odruchowo, strąciła go szybkim ruchem łapy, po czym spokojnie zebrała resztę jego pracy, jakby nic się nie stało. Na dźwięk głosu Szczawiowej Łapy uniosła wzrok. Kocurek z błyskiem w oczach trzymał w pyszczku małe jajko. Zmrużyła oczy, przyglądając mu się uważnie. Choć miała wrażenie, że już kiedyś widziała podobne, nie potrafiła określić, do jakiego ptaka mogło należeć.
— Takie ładne... Ale chodźmy po zioła, dobrze? — powiedziała, odwracając się w stronę ścieżki. — Gdzieś tutaj rośnie czarny bez. Rzadko spotyka się go w głębi lasu, a tutaj właśnie jest! — oznajmiła z entuzjazmem, unosząc nos wysoko i ruszając przed siebie.
Kocurek spojrzał jeszcze raz na znalezisko, jakby niechętnie, po czym pobiegł za nią, przeskakując przez kępy mchu.
— A jak wygląda ten bez? — zapytał, przerywając krótką, przyjemną ciszę między nimi.
— To niskie drzewko o intensywnym zapachu, z białymi kwiatkami i liśćmi w kształcie kropli Wyjaśniła, przyspieszając kroku. W powietrzu wyczuła znajomą woń, która kierowała ją we właściwą stronę.
— Jasne! — zamruczał kocurek z entuzjazmem, po czym przyspieszył i wyprzedził ją, znikając wśród krzewów.
Wyskoczył zza nich prosto na niskie, rozłożyste drzewko z kwitnącymi białymi baldachami.
— O, i oto jest — zamruczała medyczka z zadowoleniem, przysiadając na chwilę na trawie. Wystawiła pyszczek do słońca, lecz coś wśród zieleni natychmiast przykuło jej uwagę. Jej uszy poruszyły się lekko, drgając w stronę szelestu. Podniosła się i ostrożnie zajrzała w gęstą trawę, czujna i skupiona. Wśród miękkiej trawy dostrzegła coś niebieskiego. Ostrożnie wsunęła łapę między źdźbła i wyciągnęła niewielkie jajko – błękitne, nakrapiane ciemnymi plamkami. Zmarszczyła nos i prychnęła cicho, zaskoczona. Bez większego zainteresowania podeszła do drzewa. Rozejrzała się uważnie, po czym chwyciła najkrótszą gałąź czarnego bzu, zrywając ją wraz z liśćmi i pachnącymi, drobnymi kwiatkami. Zatrzymała się na moment, wdychając jego lekki, słodkawy aromat, a potem odwróciła się do towarzysza.
— Trzymaj i idziemy dalej — miauknęła, podając kocurowi gałązkę i ruszając w głąb lasu z pewnym, spokojnym krokiem.
<Szczawiowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz