Szczerze mówiąc, trochę nie pamiętałam, kim jest Pani Postrzępiona Łapa. Mamusia musiała mi przypomnieć, że odwiedziła nas kiedyś, jak jeszcze byliśmy bardzo mali.
— No, może nie od razu Pani, chyba aż taka stara nie jestem.
— Przepraszam Pa... Znaczy, Postrzępiona Łapo! — pisnęłam, wtulając się w futro Mamrok.
— Ależ nic się nie stało, Aster. Chcesz może się pobawić, dopóki Twój tatuś nie wróci z patrolu granicznego? Zobacz, co przyniosłam — mruknęła uczennica, turlając w moją stronę kulkę mchu.
Szczerze mówiąc, to nie przepadałam za nimi specjalnie. Były okej, ale dużo fajniej bawiłam się, kiedy z Jeżynkiem i Pochmurnym Płomieniem dmuchaliśmy po kolei w piórko, które nie mogło dotknąć ziemi. Wtedy cały czas trzeba było być gotowym, a piórko było bardzo nieprzewidywalne, dzięki czemu było jeszcze zabawniej! No ale cóż, kulka mchu też nie brzmiała tak źle, zwłaszcza, że nie było tutaj mojego brata. Nie wiem, gdzie był, ale nie w żłobku. On potrafił czasami oszukiwać i rozszarpywać albo kuleczkę, albo piórko w drobny mak. Jak się okazało, Pani, która nie była tak naprawdę panią, też chyba trochę się nudziła, więc po chwili rzucania, odrzuciłam piłeczkę na bok, tak, aby wylądowała w samym zakamarku, gdzie nikt oprócz mnie się nie umiał wcisnąć. Ale o tym, że umiałam tam wejść, Pani Postrzępiona nie musiała jeszcze wiedzieć.
— O jejku, chyba jej już nie znajdziemy... Przepraszam Aster — powiedziała po tym, jak przeszukaliśmy żłobek.
— A może pobawimy się piórkiem? Proszę — zawołałam szczęśliwe, szybko zmieniając dobrze odegrany, pochmurny wyraz pyska, na prawdziwe, proszące oczka, oraz piórko w moim pyszczku, które samo prosiło się o dmuchnięcie w nie.
— Skoro chcesz, to jasne! Na czym polega gra?
— Mamusia podrzuci nam piórko wysoko w górę, a my nie możemy pozwolić, żeby spadło na ziemię! Można w nie dmuchać, lub odbijać każdą częścią ciała, oprócz przednich łapek — wytłumaczyłam szybko, podbiegając do Mamrok z puchatym piórkiem.
— Gotowe?
— Gotowe! — powiedziałyśmy jednocześnie, szykując się do gry.
— I... Start! — zawołała kocica, wypuszczając piórko z możliwe najwyższej wysokości.
Najpierw odbiła je Pani Postrzępiona, a potem ja.
Przez chwilę gra toczyła się w miarę spokojnie, aż nagle Pani Postrzępiona Łapa stanęła na tylnych łapach, odbijając piórko głową.
— Nie wiedziałam, że tak umiesz! To było świetne! — zawołałam, odbijając w stronę kotki.
— Ja też! — zaśmiała się.
„To teraz ja pokaże, co umiem!” — pomyślałam, wybijając się z całej siły czterema łapkami, aby dmuchnąć w bok, a nie w górę.
— Nieźle! Nie mam już siły, gratuluję, wygrałaś! — zawołała z uznaniem Strzępka.
— Ty też grałaś bardzo dobrze, Pa... Postrzępiona Łapo.
— Mamrok, mogłabyś wziąć Aster? Muszę posprzątać wasze legowiska.
— Ale ja chcę pomóc! — zawołałam, rozpaczliwie machając łapkami, kiedy mamusia mnie podnosiła.
— No cóż... Chyba znajdzie się jakaś praca dla małej pomocniczki, co sądzisz, Mamrok?
— Hm... Jeśli się zgadzasz — mruknęła, odkładając mnie.
— Dziękuję! Od czego zaczniemy?
< Pani Postrzępiona Łapo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz