Dzień mijał spokojnie, jak każdy inny. Nic nie wskazywało na to, że ma się wydarzyć coś niezwykłego. Do czasu. Usłyszał głos Makowego Nowiu, a koty zaczęły gromadzić się, by wysłuchać, co kotka ma do powiedzenia. Może jakieś nowe informacje? Śnieżny Wicher zrobił to samo co reszta, posłusznie zajmując miejsce wśród tłumu kotów. Wszystko wydawało się normalnie, dopóki nie usłyszał tych słów. "Śnieżny Wicher za współpracę z włóczęgami zostaje wygnany z Klanu Wilka". Poczuł, jak łapy same się pod nim uginają. Każda para oczu nagle zwróciła się w jego stronę, wywierając dziury w całym jego ciele. Nie wiedział, co robić. Przecież z tym skończył! Nic złego nie robił! To był tylko niegroźny Szczypiorek, nawet niezdolny do walki...
– T-To nie tak! Już dawno... – zaczął, jednak zobaczył ostry wzrok liliowej mistrzyni, skierowany prosto w niego. Położył uszy na głowie, czując, jak strach coraz bardziej ściska jego żołądek. To musiał być jakiś głupi żart. Nie mógł przecież odejść! Tu był jego dom i choć kiedyś tego nie wiedział, teraz był o tym święcie przekonany.
– Okazałeś się zdrajcą, takich należy tępić. Musisz opuścić tereny Klanu Wilka i nie masz prawa znów na nie wkraczać – oznajmiła Makowy Nów chłodnym głosem.
– Klanie Gwiazdy proszę... – mruknął cicho kocur, rozglądając się po zgromadzonych. Widział wzrok każdego z tych kotów. Jakby oskarżycielski. Wszyscy zgadzali się z Makowym Nowem. Nawet ci, których darzył szacunkiem, których darzył sympatią. Cisowe Tchnienie również patrzyła w ten sposób, Borsucza Puszcza, a Nikły Brzask kiwał głową, jakby zadowolony. Czyli tak to wszystko miało wyglądać?
– Opuść nasze tereny – rozkazała Mak, a Śnieżek w końcu spuścił głowę. Nie miał jak się bronić. Sam nie wiedział już jak. Powoli skierował się ku wyjściu z obozu, po raz ostatni oglądając wszystkich zebranych oraz tak znane mu miejsce, w którym żył przez całe życie. Dom.
***
*tw: opis walki, śmierć*
Błąkał się w cieniu, starając się odnaleźć znajomy zapach Szczypiorka. Wiedział, że tylko kocur był w stanie mu pomóc. Nawet jeśli miał świadomość, że samotnik już dawno ruszył dalej, gdzieś w sercu miał tą nadzieję, nadzieję na to, że zaraz się gdzieś tu pojawi i weźmie go ze sobą. I jeśli miał być szczery, to tylko ta nadzieja dalej utrzymywała go na łapach. W głowie dalej miał słowa mistrzyni i wzrok każdego kota. Jakby naprawdę uznawali go za zdrajcę. Spojrzał na bliznę na swojej łapie. Przecież zdobył ją, próbując uratować ucznia z ich klanu. Przecież to musiało coś znaczyć... Prawda? Sam już nie wiedział. Mieszał się z własnymi myślami, już samemu uznając, że kłamie. Był na to wszystko zbyt zmęczony. W oczach zbierały mu się łzy, brzuch ściskał się nieco, łapy szurały po ziemi. Wiedział, że musi gdzieś odpocząć, znaleźć miejsce na sen. Na pewno z dala od terenów Klanu Wilka. Gdy już miał ruszyć dalej od granicy, przy której się błąkał przez cały ten czas, usłyszał jakiś szelest. Uszy same mu się postawiły, a nadzieja w sercu tylko przybrała na sile. Może to był Szczypiorek? Może miał rację i dawny przyjaciel został gdzieś w okolicy? Powoli zbliżył się do źródła dźwięku, nie myśląc za wiele, co okazało się dużym błędem. Nim zdążył się zorientować z krzaka wyskoczyła dobrze znana mu sylwetka. Od razu został powalony, a jego napastnikiem była sama Makowy Nów. Oczy same mu się rozszerzyły z przerażenia i zaczął przebierać łapami, starając się jakoś uwolnić się z uścisku kotki. W końcu udało mu się uwolnić łapę, lecz wtedy liliowa zadała mocny cios, prosto w odsłonięty brzuch kocura. Poczuł jak ból zalewa całe jego ciało, a gorąca czerwona ciecz plami jego futro i ziemię dookoła. Mak to nie zraziło, a chłodne spojrzenie miała wbite w wygnanego. Zadała kolejny cios, zmuszając Śnieżka do walki. Zaczął się wić mocniej, starając się uwolnić. W końcu kopnął kotkę w brzuch, odpychając ją nieco. Szybko wstał i mimo bólu starał się uciec, widząc doskonale, że w obecnym stanie nie da rady jej pokonać. Liliowa się nie poddawała i ruszyła za kocurem, przy najbliższej okazji znów go powalając. Śnieżek czuł jak przerażenie odbiera mu zdolność mowy. Czuł jak zalewa go zimny pot, a do oczu znów napływają łzy. Taki miał być jego koniec? Nie miał już siły walczyć, był zbyt wyczerpany. "Klanie Gwiazdy ratuj" – pomyślał i wtedy znów poczuł na swoim ciele pazury młodszej kotki. Aż w końcu jej zęby na jego szyi. Czuł jak krew klei się do jego futra, jak ból przejmuje nad nim kontrolę. Nie mógł już walczyć. Czuł się tylko coraz gorzej. Oczy zaszły mu mgłą.
***
Obudził się, szybko oddychając. Przerażony od razu wstał, rozglądając się na boki. Wszędzie dookoła było ciemno. Jakby znajdował się w czarnym niczym smoła pomieszczeniu bez wyjścia. Nie wiedział sam, co jest dziwniejsze, samo otoczenie, czy fakt, że nagle całe jego zmęczenie i ból powoli zaczynało ustawać. Wtedy nagle otoczenie zaczęło nabierać kolorów. Znów znalazł się w tak znajomym lesie. Rozejrzał się i poczuł jak gardło samo mu się ściska. Otworzył szerzej oczy i odsunął się nieco do tyłu. Jego wzrok padł prosto na jego martwe ciało, leżące tuż przed nim. Nawet nie spojrzał na sprawczynie tego wszystkiego, która dalej siedziała obok. Nie mógł oderwać wzroku od swojego ciała, teraz już bez ducha. Wtedy znów wszystko wróciło do odcieni czerni. Znów widział tylko ciemność.
– Witaj Śnieżny Wichrze – usłyszał tylko i od razu odwrócił głowę w tamtą stronę. Zobaczył kota, jakby całego zrobionego z gwiazd. Jego blask był przepiękny, jednak Śnieżek nie rozpoznawał go. Po chwili dookoła pierwszego kocura zaczęły pojawiać się inne koty z Klanu Gwiazdy. Van dokładnie im się przyglądał, jednak żaden z nich nie przypominał jego sióstr. Zawsze myślał, że to z nimi zobaczy się najpierw. Czyżby one nie trafiły do Klanu Gwiazdy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz