— Jestem pewna, że mnie nie znajdziesz! — zachichotałam, wymachując wesoło ogonem.
— Tak? No to zobaczymy, pani mądralińska — pisnął w odpowiedzi kocurek.
— Raz, dwa, trzy... — zaczął wesoło odliczać, trzymając łapki na ścianie.
Ja w tym czasie szybko zaczęłam uciekać, w ogóle nie mając pomysłu, gdzie się schować przed bratem.
— Pst!
Odwróciłam główkę w stronę dochodzącego szeptu. Był to mój tata, Pochmurny Płomień.
— Choć tu Słońce, ukryj się za mną! — szepnął, przyciągając mnie swoim długim ogonem. — Tutaj na pewno Jeżynek Cię nie znajdzie!
— Dziękuje Tatusiu, jesteś najlepszy! — wyszeptałam grzecznie, pomykając za wojownika, a następnie przytulając się do Pochmura, tak, aby czekoladowy mnie nie zobaczył.
— Gotowa czy nie, znajdę Cię! — usłyszałam wołanie brata.
Zakryłam swój malutki pyszczek łapkami, tak, aby nie wydobył się z niego nawet najcichszy chichot. Po chwili usłyszałam coraz głośniejszy tupot łapek, może trochę większych od moich. Był to oczywiście kocurek.
— Hej, tato, widziałeś gdzieś Aster? — usłyszałam stłumione pytanie.
— Hm? Asterkę, nie nie widziałem... Wydaje mi się, że pobiegła o tam — mruknął po chwili, wskazując swoim puchatym ogonem w kierunku jaskini uczniów.
Delikatnie wychyliłam się z boku, tak, aby było widać tylko moje oczka, oraz łaciaty nosek.
— Dzięki! — pisnął, odwracając się na pięcie, a następnie biegnąc we wskazanym przez naszego tatę kierunku.
Kiedy upewniłam się, że jest wystarczająco daleko, odetchnęłam głęboko. Nie widziałam nawet kiedy przestałam oddychać.
— Jest czysto — szepnął Pochmurny Płomień, oglądając się szybko.
— Kocham Cię Tatusiu — mruknęłam, przymilając się na chwilkę.
— Ja też Cię kocham, moja Ty mała Gwiazdeczko.
Po kilku uderzeniach serca i słuchaniu rytmicznego oddechu taty odbiegłam w poszukiwaniu brata.
„Gdzie jesteś, gdzie jeeeesteeeeś!” — Pomyślałam, skradając się w cieniu.
Pewnie mało co mi to dawało, z uwagi na moje kwiatuszki wplątane w futerko, oraz jasne, rude plamki, jednak nie było to aż tak uciążliwe. Po chwili obserwowania zauważyłam Jeżynka wychodzącego z legowiska. To była moja szansa. Szybko czmychnęłam za niego, a następnie naskoczyłam na jego plecy. Był niewiele większy ode mnie, ale mimo to, przewróciliśmy się razem.
— Mam Cię! — zachichotałam, tarzając się wraz z nim ze śmiechu.
— Hej, to nie sprawiedliwe, to miał być chowany, a nie zaklepany, ani berek chowany, czy nie wiem jaki! — powiedział marudnie, jednak po chwili też zaczął chichotać.
— Teraz Ty się chowaj!
— Dobra, ale nie podglądaj, bo przejadę ci pazurkami po uszach. — warknął na niby, odsłaniając swoje malutkie ząbki oraz pazurki, które błysnęły w słońcu.
Zamiast odpowiedzieć, wesoło pognałam w stronę miejsca do odliczania, stanęłam tyłem do ściany obok żłobka, a następnie, znów zakrywając pyszczek łapkami, zaczęłam powoli liczyć.
— Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć! Gotowy czy nie, znajdę Cię! — krzyknęłam, zaczynając poszukiwania.
Najpierw szybko i nagle zaczęłam się kręcić w kółko. Zrobiłam takich ze trzy, ale i tak mi się kręciło w głowie. Po co? Bo mój brat był już kiedyś na tyle sprytny, że po prostu chodził za mną przez cały czas, a potem mnie wystraszył. Nie ma opcji, drugi raz się na to nie nabiorę. Kiedy już upewniłam się, że nie był tym razem taki cwany, zaczęłam rzeczywiście go szukać.
— Pomyślmy, gdybym była Tobą, gdzie bym się schowała... — zaczęłam myśleć na głos, a następnie delikatnie wsunęłam głowę do legowiska medyczek.
— Nie, tu by Cię raczej nie wpuścili... — stwierdziłam, szybko odpuszczając.
Mój brat może i ma cięty język, ale myślę, że ma jednak trochę piór w głowie i nie zawracałby, głowy tak ważnym osobom w klanie, jakimi są nasze medyczki. Zostały mi jeszcze półki wojowników, miękkie dzięki mchu, a czasami też odrobinie ściółki. Oraz żłobek. Stwierdziłam, że sprawdzę przy okazji, jak się miewa moja mamusia, więc wybrałam swoje aktualne miejsce zamieszkania.
— Cześć mamusiu! — zawołałam, wchodząc do środka.
— Aster, coś się stało? — zapytała zatroskana Mamrok.
— Nic złego! Bawimy się z Jeżynkiem w chowanego, jest świetnie!
— To dobrze — mruknęła mama, liżąc mnie między uszami.
Kilka rytmicznych liźnięć przypomniało mi, po co tu jestem.
— Dobrze, to ja już idę szukać dalej, pa mamusiu, Kocham Cię! — zawołałam na tyle głośno, żeby mój brat usłyszał.
Potem zaczęłam stukać łapkami, najpierw mocno, a potem coraz słabiej. Muszę przyznać, mój brat ma bardzo dobrze pomysły na kryjówkę, dużo gorzej w kwestii, jak się kryje. Powoli i cicho, zakradłam się za czekoladowego kocura.
— BU! Mam Cię! Ale miałeś minę! — krzyknęłam, kiedy czekoladowy kocurek aż podskoczył.
Parsknął śmiechem, a zaraz potem ja również. W przeciągu kilku uderzeń serca obydwoje znowu zwijaliśmy się ze śmiechu.
— Może gdybyś umiał schować też ogon, to bym Cię nie znalazła.
— Ta, ta... Gadaj za siebie! A kto ostatnio wybuchł śmiechem pośrodku grobowej ciszy? Byłaś taka głośna, że zlokalizowałem Cię chwilę później.
Zamiast odpowiedzi przytuliłam go.
— Kocham Cię i ten Twój cięty język... Hej, a może byśmy coś zjedli? Nie jadłam od rana, zaraz chyba umrę z głodu!
< Kochany Braciszku? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz