Krople deszczu uderzały rytmicznie o drewnianą konstrukcję Dwunożnych. Sklepienie schronienia trochę przeciekało. Wcześniej biały ogon teraz pokryty był breją tutejszego otoczenia. Nie miała siły się myć. Głodna i przemoczona, próbowała jedynie przeczekać ten okropny czas i móc wyruszyć w podróż. Ku bardziej znanym jej krajobrazom. Tęskniła za zapachem polnych kwiatów. Gęsta trawą, miękka ziemią i poranną rosą. Tutaj wszystko było zniszczone przez Dwunożnych. Twarde, zimne i śmierdzące. Tylko robactwo czuło się tutaj dobrze. Dzieliła swoje schronienie z pająkiem, któremu zdecydowanie się powodziło w tej okolicy. Skuliła się w kłębek i zasnęła.
Obudził ją hałas. Dziki tajemniczy ryk, niepodobny do żadnego dźwięku znanego jej. Smród spalenizny także unosił się wokół. Skuliła się i zaczęła wyglądać przez szczeliny, próbując odkryć co się dzieje. Potwory toczyły pomiędzy sobą wojnę. Wściekłe buczały i wiły się w tajemnicach pozycjach, znanych tylko im samym. Nie wiedziała nawet, które z nich wygrywa. Ich gładkie futra lśniły blaskiem porannego słońca. Pierwomrówka wstała. Nieprzytomna rozglądała się wokół, próbując odnaleźć nowe miejsce do kontynuowania snu. Odgłosy Potworów za bardzo ją stresowały. Jeżyły każdy włos na grzbiecie.
Ścieżki Dwunożnych od rana nie były tak tłoczne, jedynie Potworów roiło się na każdym zakręcie. Szła trochę nie wiedząc za bardzo dokąd zmierza. Nie znała tego świata. Nie wyciągnęła nic pożytecznego od Chmurka. Była jedynie zdana na łaskę Przodków, którzy i tak raz ją już zawiedli. Fragment zieleni wpadł jej w oczy. Drzewa. Wysokie i niepoucinane na dziwaczne kształty. Połacie zieleni. W końcu jakaś namiastka normalności. Beztrosko ruszyła w jej stronę. Za czymś tak dobrze znajomym. Zapach trawy otulił ją niczym matka swe kocie. Zachwycona położyła się na niej, próbując zatopić się w nim. Zmyć z siebie smród Potworów.
— Ty patrz. Na łeb jej siadło. W trawie się turla. — dotarły do niej strzępki rozmowy.
Nieco zaskoczona wstała. Sierść mimowolnie zjeżyła się jej na grzbiecie. Zepsuli jej tą chwilę spokoju. Rozejrzała się wokół, by po pewnym czasie dojrzeć dwójkę burych kotów.
— Czego? — syknęła w ich stronę.
— Oho, agresywna jak na Pieszczoszkę. Nie martwisz się, że zgubiłaś swój domek?
Włóczęgom zdecydowanie pszczoły mózg zasnuły. Ona Pieszczochem? Dawno już nikt jej tak nie obraził. Przybrała pozycję by wskoczyć na te rzezimieszki, lecz nieprzyjemny dźwięk metalu przypomniał o swoim istnieniu. Ah no tak.
— Nie jestem Pieszczochem. — syknęła mimo to. — Założono mi to...
— Tsa, ile już my widzieliśmy takich Pieszczochów. — przerwano jej. — Mleko wam uderzy do łba i chcecie bawić się w wielkich wojowników. — wyśmiano nią.
— Uh, nie ma nic bardziej wkurzającego. — zawtórował drugi kot. — Dawaj, Kłak, przypomnijmy jej gdzie jej miejsce!
Czekoladowa coraz bardziej nienawidziła tego miejsca. Los podrzucał jej pod łapy jeże. Bardzo irytujące dodatkowo. Nie miała szans z tą dwójką po paru dniach ciągłej wędrówki. Rzuciła się do ucieczki, co spowodowało radosne śmiechy nieznajomych. Biegła trochę na oślep, prawie wpadając pod łapy Dwunożnym a to psom. To ostatnie chyba na dobre pomogło jej pozbyć się pościgu. Zdyszana ukryła się w krzakach. Łapiąc oddech, oczekiwała. Lecz irytujących głosów nie było już słychać. Padła na ziemię i pozwoliła sobie na sen. Chociaż to musiała nadrobić.
— Ty patrz. Na łeb jej siadło. W trawie się turla. — dotarły do niej strzępki rozmowy.
Nieco zaskoczona wstała. Sierść mimowolnie zjeżyła się jej na grzbiecie. Zepsuli jej tą chwilę spokoju. Rozejrzała się wokół, by po pewnym czasie dojrzeć dwójkę burych kotów.
— Czego? — syknęła w ich stronę.
— Oho, agresywna jak na Pieszczoszkę. Nie martwisz się, że zgubiłaś swój domek?
Włóczęgom zdecydowanie pszczoły mózg zasnuły. Ona Pieszczochem? Dawno już nikt jej tak nie obraził. Przybrała pozycję by wskoczyć na te rzezimieszki, lecz nieprzyjemny dźwięk metalu przypomniał o swoim istnieniu. Ah no tak.
— Nie jestem Pieszczochem. — syknęła mimo to. — Założono mi to...
— Tsa, ile już my widzieliśmy takich Pieszczochów. — przerwano jej. — Mleko wam uderzy do łba i chcecie bawić się w wielkich wojowników. — wyśmiano nią.
— Uh, nie ma nic bardziej wkurzającego. — zawtórował drugi kot. — Dawaj, Kłak, przypomnijmy jej gdzie jej miejsce!
Czekoladowa coraz bardziej nienawidziła tego miejsca. Los podrzucał jej pod łapy jeże. Bardzo irytujące dodatkowo. Nie miała szans z tą dwójką po paru dniach ciągłej wędrówki. Rzuciła się do ucieczki, co spowodowało radosne śmiechy nieznajomych. Biegła trochę na oślep, prawie wpadając pod łapy Dwunożnym a to psom. To ostatnie chyba na dobre pomogło jej pozbyć się pościgu. Zdyszana ukryła się w krzakach. Łapiąc oddech, oczekiwała. Lecz irytujących głosów nie było już słychać. Padła na ziemię i pozwoliła sobie na sen. Chociaż to musiała nadrobić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz