Nagle pewna iskierka zalśniła jej w oczach; nie było to honorowe zagranie, ale... Zawsze lepsze niż żadne...
— Ah! Pani Świergot, niech nas- Nie! Niech mnie Pani wysłucha! — zapiszczała żałośnie, a dalej przestraszone, ale i teraz pytające spojrzenie Jaśminowiec, spoczęło na jej pysku. — To-to nieporozumienie! Ja nie chciałam, przysięgam!
— Ż-że co? — wydukała tylko młodsza, dalej nie do końca rozumiejąc, co się dzieje.
— Widzi Pani? Jak ona się jąka! Ona jest winna, to wszystko sprawka Jaśminowiec! Ja chciałam ją powstrzymać, bo wiem, że nie powinno się wchodzić do Pani legowiska, o ile nie jest się chorym, a tym bardziej dla zabawy! — Słowa wylewały jej się z rudego pyszczka, niczym wodospad, a starsza kotka nie wiedziała, kiedy wbić jej się w słowo. Za to druga uczennica słuchała wszystkiego z niedowierzaniem. Została porobiona... Jest wrabiana na własnych oczach... — Pani Świergot Szamanko, ja bym nigdy, przenigdy czegoś takiego nie zrobiła! Na tatusia przysięgam, no i na mamusie, na ciotunie Mirabelke! Nawet na mojego śmierdzącego brata Sekrecika mogę przysiąc, ale nie wiem, czy wtedy się nie wyzeruję. No, ale to naprawdę nie ja!
— Uspokój się, dziecko! Twoje słowa leją się i leją, a ta, którą obwiniasz, siedzi tutaj i z każdą chwilą jeszcze bardziej rozdziawia pyszczek i wyłupia oczy. — Próbowała ją uciszyć, ale to tylko dało Miłostce kolejną szansę.
— No właśnie! Nie broni się! Nie ma jak, bo wie, że jest winna! — kontynuowała, wskazując pazurem na srebrną. — Ale Szanowna Pani, ja Panią proszę... Niech się Pani zlituję nad nią, ja obiecuję, że się tym zajmę, że ją ukarzę i Pani nawet ogonem nie będzie musiała machać. Nie ma powodu, żeby ktoś o tym wiedział. Bo ja specjalnie tutaj za nią przyszłam, żeby się rozliczyć, bo wie Pani, ja bardzo kocham Owocowy Las i nie chce, żeby się w nim szerzyło takie straszne, nikczemne zachowanie. Z takiego kota, co mu się zawsze na wszystko pozwalało, rodzą się same maszkary, a to zgniłe nasienie tylko się roznosi. Dla tego ja jestem taka szlachetna, bo w moich rodzicach nie ma ani kropelki złej krwi, no a Sekrecik to wyjątek, bo on ma w żyłach błoto... — memłała i memłała tym swoim językiem, aż Świergot przycisnęła jej do pyska łapę; cisza była ukojeniem, miodek na uszy.
— Cisza... Zamilknij na moment... No i daj się wypowiedzieć koleżan- — Chciała być dobra i sprawiedliwa, chciała dać szansę, aby córka Cierń się obroniła, ale starania poszły na nic, kiedy delikatnie odsunęła poduszkę spod nosa Miłostki, aby skinąć pazurem w stronę Jaśminowiec.
— Nie! Nie ma potrzeby, mu już idziemy, nie przeszkadzamy! Wiemy, że ma Pani dużo zajęć, ale proszę się nie martwić, ja wszystko załatwię! A w razie czego, to mój tato się rozmówi z mamą Jaśminowiec! — zawołała szylkretka i szarpnęła drugą uczennicę delikatnie za ogon, trzymając go w zębach. Wytarmosiła ją aż pod legowisko uczniów, gdzie pod pniem, wypluła go i wybuchnęła gromkim śmiechem.
— Bhaha! Widziałaś, jak ją zgrabnie owinęłam wokół łapy? Widziałaś? Niesamowicie to rozegrałam, co nie, co nie? Ty też, muszę powiedzieć, że super wypadłaś, zwłaszcza na kogoś, kogo brat wygląda jak dżdżownica!
<Jaśminowiec?>
[628 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz