Rozkwitająca Szanta przeliczyła się. I to jak! Miała mieć zapewnioną ciszę i spokój, aby móc skupiać się na własnych analizach, a została zmuszona do analizowania i wytypowania potencjalnych kotów, którym śmierć Sójki byłaby na rękę, to znaczy łapę. Podczas, gdy ciężarna kotka nieświadoma zamachu na swoje własne i jej nienarodzonych kociąt życia smacznie spała skulona w głębi żłobka, Szanta ryła pazurem w ziemi, mrucząc pod nosem. A może tak naprawdę nikt nie czyhał na życie brzemiennej członkini klanu? Nie. Trujące zioła przyniesione przez Słoneczną Łapę nie mogły być przypadkiem. Co innego, jeden lub dwa trujące gatunki roślin, ale cały pęczek? Istniał mały procent szansy, aby uczeń sam z siebie zebrał same trujące zioła. Poza tym, kocur szkolił się na przewodnika, a nie na kronikarza czy chociażby medyka, więc ktoś musiał mu podsunąć pomysł, aby zamiast zwierzyny czy mchu przyniósł medykamenty. Ktoś, kto prawdopodobnie posiadał wiedzę medyczną, znał szkodliwe dla karmicielek oraz ich młodych rośliny i była mu w niesmak obecność rudej kocicy w Klanie Burzy. I ktoś, komu naiwny młody uczeń by zaufał.
– Myśl Szanto... Myśl... – szylkretka starała sobie przypomnieć dzień pojawienia się kocicy w obozie. Po niektórych kotach wieść o nowej członkini i powiększeniu się rodu tyranki spłynęła jak po kaczce, lecz znalazło się kilka kotów, które w jawny sposób wyraziły swoje niezadowolenie. I to nie jeden raz. Ognista Piękność... Miała powód. Nieskończoność powodów, aby pozbyć się Sójki, ale czy potrafiła rozróżniać trujące zioła? Na pewno znała zioła dzięki którym sierść była lśniąca. Szanta przez cały czas stosowała się do porad pielęgnacyjnych starszej kocicy. Kolejna Margaretkowy Zmierzch... Czy Szanta tego chciała czy nie, słyszała część kłótnie starszej z liderem. Tyle, że to nie była kłótnia partnerska, a rozchodziło się o coś więcej, a raczej o kogoś – Sójkę. "...popełniasz błędy swoich poprzedników...". Poza tym starsza posiadała wiedzę medyczną i po jej zachowaniu widać było, że nie cieszy się na wieści o powiększenie się konkretnie tej części jej rodziny. Leczy ostatnio rzadko opuszczała obóź. Następna była Pajęcza Lilia? Chociaż tym spojrzeniem medyczka obdarowywała każdego samotnika, być może tym razem kryło się za nim coś więcej. Ciężko było ocenić o czym kocica tak naprawdę myślała. Jedno mówiła, a drugie robiła. Ta sprzeczność w niej powodowała ból głowy szylkretce. No i na koniec... Babcia. Cynamonowa również nie wyglądała na zadowoloną z tych wieści, lecz Szanta dałaby uciąć swoją kitę, aby ręczyć za Brzęczkę. Kotka nigdy przenigdy nie posunęłaby się do trucia. I nie ważne czy chodziło o królową, kocię czy najzwyklejszego wojownika. – Cztery... Nie, trzy kocice, które z łatwością potrafiłyby wpłynąć na Słoneczną Łapę... Trzy kocice, które Słoneczna Łapa darzył zaufaniem... Trzy kocice, których kocur by nie wydał.
Podzieliła się swoimi spostrzeżeniami z Króliczą Gwiazdą oraz z Przepiórczym Puchem. W trakcie przemowy niepewnie zerkała w stronę mentorki, zastanawiając się czy być może kotka jest rozczarowana jej zmianą roli. A może wręcz przeciwnie? Może była dumna z niej, że zdecydowała się stać na straży królowych i ich kociąt? Nawet jeśli był to czysty przypadek, na który z braku innych zajęć Szanta przystała. W każdym razie na pewno musiała czuć swego rodzaju dumę, że Szanta mówiła, stojąc tuż przed nią i liderem, dzieląc się propozycjami rozwiązań na temat bezpieczeństwa w kociarni. Jednym z nich było testowanie przyniesionego pokarmu przed podaniem go królowej. Bo kto wie, wczoraj zioła, a jutro zatruta piszczka, w taki sposób, że na pierwszy rzut oka nic nie wskazuje odchyleń od normy? Że też zmuszeni byli do podjęcia tak drastycznych środków. Nieufność względem współklanowiczów być może wzrośnie, lecz lepiej było zapobiegać niż szykować kolejny grób.
I w taki sposób, po długiej rozmowie, mieli jednego podejrzanego, lecz nic nie zostało jeszcze przesądzone. Nawet jeśli kocica z samego rana po raz dziesiąty w ciągu paru dni odwiedziła lidera w Skruszonej Wieży, sugerując mu pozbycie się królowej, która na pewno kłamie i wcale nie spodziewa się kociąt Płomiennego Ryku. Na razie mieli mieć na nią oko, Szanta i jeszcze kilku wojowników, których imion kocur nie chciał zdradzić wiecznej królowej. Bo może tak naprawdę był ktoś jeszcze, ktoś kto wykorzystywał tę jawną niechęć Ognistej do Sójki, robiąc z niej i z kocura najzwyklejszego pionka w swej grze? Tyle pytań, tyle niewiadomych.
– [...] Ognista Piękność sama straciła kocięta. Nie cały księżyc temu zaginęła Pożarowa Łapa... Naprawdę sądzisz, że byłaby gotowa posunąć się do otrucia Sójki sama będąc matką? – spytał pod koniec Królicza Gwiazda, gdy Szanta była gotowa powrócić do kociarni, aby odciążyć Brzęczkowy Trel od obowiązku pilnowania cętkowanej
– Myślę, że bardziej niż śmiercią swych kociąt i zaginięciem córki przejęła się tym, że została zastąpiona przez młodszą i ładniejszą kocicę. Chyba wszyscy wiemy, że poza Płomiennym Rykiem świata nie widzi... – Przytaknęli jej. – Póki żył Nagietkowy Wschód i dawał jej uwagę, miała chwilowe zastępstwo za swojego nieobecnego partnera. Być może opieka nad Słońcem przez podobieństwo do swej zmarłej córki również trzymała ją w ryzach, lecz wieść o nowych kociętach Płomiennego Ryki na pewno jest jej w niesmak. Poza tym, niektórzy mówią, że miłość to choroba. – podjęła Szanta, będąc niemalże pewna, że sama na nią cierpi. Ale nie w takim stopniu jak cętkowana. – A w połączeniu z zazdrością może doprowadzić do opłakanych w skutkach konsekwencji.
Nie sądziła, że słowa wypowiedziane w Skruszonej Wieży wypowie w złą godzinę. Po ziołach, które były trujące, a nawet śmiertelne dla ciężarnych nic nie powinno być, prawda? Prawda?! W końcu nie była przy nadziei. Więc dlaczego na wszystkie bóstwa nie czuła łap, a z pyska ciekła jej stróżka krwi i bolał ją brzuch?
– Nic mi nie jest, zaraz mi przejdzie. Nie powinnaś się stresować. Zaszkodzisz kociętom. – wycedziła, starając się zdobyć na uśmiech, aby móc nim obdarować Sójkę. Nie wyszło. Gdyby mogła, wypuściłaby powoli powietrze. Zamiast tego z pyska królowej wydobył się charkot. Splunęła krwią.
– Łatwo ci mówić... – Chciała się zbliżyć do szylkretki, lecz ta kategorycznie jej zabroniła. – No w końcu! Szybko, zróbcie coś! – Pisnęła w stronę Opadającego Rumianka i Zawodzącego Echo, którzy jako pierwsi postanowili dowiedzieć się co jest powodem chałasów dochodzących z kociarni. – [...] spróbowała piszczki z tego stosu... – Wskazała łapą na stosik ze zwierzyną, którą testowała Szanta. – Kto? Nie wiem. Uczniowie? To w ich obowiązku leży karmienie starszych i królowych, tak? Nie. Nie, zdążyłam spróbować...
– Hej, Rumian... – wyszeptała do szylkreta, który jeszcze nigdy nie wyglądał na tak przejętego, a w szczególności spanikowanego. – Zabierz kocięta do Brzęczkowego Trelu. Masz z nimi zostać i opowiedzieć im jakąś bajkę, rozumiesz? Jeśli tego nie zrobisz, będę cię nawiedzać do końca twoich dni... – I w tym momencie straciła przytomność.
– Myśl Szanto... Myśl... – szylkretka starała sobie przypomnieć dzień pojawienia się kocicy w obozie. Po niektórych kotach wieść o nowej członkini i powiększeniu się rodu tyranki spłynęła jak po kaczce, lecz znalazło się kilka kotów, które w jawny sposób wyraziły swoje niezadowolenie. I to nie jeden raz. Ognista Piękność... Miała powód. Nieskończoność powodów, aby pozbyć się Sójki, ale czy potrafiła rozróżniać trujące zioła? Na pewno znała zioła dzięki którym sierść była lśniąca. Szanta przez cały czas stosowała się do porad pielęgnacyjnych starszej kocicy. Kolejna Margaretkowy Zmierzch... Czy Szanta tego chciała czy nie, słyszała część kłótnie starszej z liderem. Tyle, że to nie była kłótnia partnerska, a rozchodziło się o coś więcej, a raczej o kogoś – Sójkę. "...popełniasz błędy swoich poprzedników...". Poza tym starsza posiadała wiedzę medyczną i po jej zachowaniu widać było, że nie cieszy się na wieści o powiększenie się konkretnie tej części jej rodziny. Leczy ostatnio rzadko opuszczała obóź. Następna była Pajęcza Lilia? Chociaż tym spojrzeniem medyczka obdarowywała każdego samotnika, być może tym razem kryło się za nim coś więcej. Ciężko było ocenić o czym kocica tak naprawdę myślała. Jedno mówiła, a drugie robiła. Ta sprzeczność w niej powodowała ból głowy szylkretce. No i na koniec... Babcia. Cynamonowa również nie wyglądała na zadowoloną z tych wieści, lecz Szanta dałaby uciąć swoją kitę, aby ręczyć za Brzęczkę. Kotka nigdy przenigdy nie posunęłaby się do trucia. I nie ważne czy chodziło o królową, kocię czy najzwyklejszego wojownika. – Cztery... Nie, trzy kocice, które z łatwością potrafiłyby wpłynąć na Słoneczną Łapę... Trzy kocice, które Słoneczna Łapa darzył zaufaniem... Trzy kocice, których kocur by nie wydał.
~~~
Podzieliła się swoimi spostrzeżeniami z Króliczą Gwiazdą oraz z Przepiórczym Puchem. W trakcie przemowy niepewnie zerkała w stronę mentorki, zastanawiając się czy być może kotka jest rozczarowana jej zmianą roli. A może wręcz przeciwnie? Może była dumna z niej, że zdecydowała się stać na straży królowych i ich kociąt? Nawet jeśli był to czysty przypadek, na który z braku innych zajęć Szanta przystała. W każdym razie na pewno musiała czuć swego rodzaju dumę, że Szanta mówiła, stojąc tuż przed nią i liderem, dzieląc się propozycjami rozwiązań na temat bezpieczeństwa w kociarni. Jednym z nich było testowanie przyniesionego pokarmu przed podaniem go królowej. Bo kto wie, wczoraj zioła, a jutro zatruta piszczka, w taki sposób, że na pierwszy rzut oka nic nie wskazuje odchyleń od normy? Że też zmuszeni byli do podjęcia tak drastycznych środków. Nieufność względem współklanowiczów być może wzrośnie, lecz lepiej było zapobiegać niż szykować kolejny grób.
I w taki sposób, po długiej rozmowie, mieli jednego podejrzanego, lecz nic nie zostało jeszcze przesądzone. Nawet jeśli kocica z samego rana po raz dziesiąty w ciągu paru dni odwiedziła lidera w Skruszonej Wieży, sugerując mu pozbycie się królowej, która na pewno kłamie i wcale nie spodziewa się kociąt Płomiennego Ryku. Na razie mieli mieć na nią oko, Szanta i jeszcze kilku wojowników, których imion kocur nie chciał zdradzić wiecznej królowej. Bo może tak naprawdę był ktoś jeszcze, ktoś kto wykorzystywał tę jawną niechęć Ognistej do Sójki, robiąc z niej i z kocura najzwyklejszego pionka w swej grze? Tyle pytań, tyle niewiadomych.
– [...] Ognista Piękność sama straciła kocięta. Nie cały księżyc temu zaginęła Pożarowa Łapa... Naprawdę sądzisz, że byłaby gotowa posunąć się do otrucia Sójki sama będąc matką? – spytał pod koniec Królicza Gwiazda, gdy Szanta była gotowa powrócić do kociarni, aby odciążyć Brzęczkowy Trel od obowiązku pilnowania cętkowanej
– Myślę, że bardziej niż śmiercią swych kociąt i zaginięciem córki przejęła się tym, że została zastąpiona przez młodszą i ładniejszą kocicę. Chyba wszyscy wiemy, że poza Płomiennym Rykiem świata nie widzi... – Przytaknęli jej. – Póki żył Nagietkowy Wschód i dawał jej uwagę, miała chwilowe zastępstwo za swojego nieobecnego partnera. Być może opieka nad Słońcem przez podobieństwo do swej zmarłej córki również trzymała ją w ryzach, lecz wieść o nowych kociętach Płomiennego Ryki na pewno jest jej w niesmak. Poza tym, niektórzy mówią, że miłość to choroba. – podjęła Szanta, będąc niemalże pewna, że sama na nią cierpi. Ale nie w takim stopniu jak cętkowana. – A w połączeniu z zazdrością może doprowadzić do opłakanych w skutkach konsekwencji.
~~~
Nie sądziła, że słowa wypowiedziane w Skruszonej Wieży wypowie w złą godzinę. Po ziołach, które były trujące, a nawet śmiertelne dla ciężarnych nic nie powinno być, prawda? Prawda?! W końcu nie była przy nadziei. Więc dlaczego na wszystkie bóstwa nie czuła łap, a z pyska ciekła jej stróżka krwi i bolał ją brzuch?
– Nic mi nie jest, zaraz mi przejdzie. Nie powinnaś się stresować. Zaszkodzisz kociętom. – wycedziła, starając się zdobyć na uśmiech, aby móc nim obdarować Sójkę. Nie wyszło. Gdyby mogła, wypuściłaby powoli powietrze. Zamiast tego z pyska królowej wydobył się charkot. Splunęła krwią.
– Łatwo ci mówić... – Chciała się zbliżyć do szylkretki, lecz ta kategorycznie jej zabroniła. – No w końcu! Szybko, zróbcie coś! – Pisnęła w stronę Opadającego Rumianka i Zawodzącego Echo, którzy jako pierwsi postanowili dowiedzieć się co jest powodem chałasów dochodzących z kociarni. – [...] spróbowała piszczki z tego stosu... – Wskazała łapą na stosik ze zwierzyną, którą testowała Szanta. – Kto? Nie wiem. Uczniowie? To w ich obowiązku leży karmienie starszych i królowych, tak? Nie. Nie, zdążyłam spróbować...
– Hej, Rumian... – wyszeptała do szylkreta, który jeszcze nigdy nie wyglądał na tak przejętego, a w szczególności spanikowanego. – Zabierz kocięta do Brzęczkowego Trelu. Masz z nimi zostać i opowiedzieć im jakąś bajkę, rozumiesz? Jeśli tego nie zrobisz, będę cię nawiedzać do końca twoich dni... – I w tym momencie straciła przytomność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz