Czereśnia siedziała samotnie pośród gęsto rosnących trzcin, które porastały jeden z zakątków obozu Klanu Nocy. Delikatny wiatr poruszał szeleszczącymi źdźbłami, a słońce powoli przesączało się przez ich wąskie liście, rzucając drobne cienie na jej futro. Kotka leżała, wpatrując się obojętnie w rybę, którą co jakiś czas leniwie skubała. Nigdzie jej się nie spieszyło. Czuła zmęczenie, głęboko osadzone w łapach i barkach – ślady po długich patrolach, nieustających treningach z Rozpromienioną Łapą oraz po bezsennych nocach, gdy rozmyślała o Murenie. Gdy tylko znajome, czarno-białe futro partnerki zamigotało w polu widzenia, Czereśnia uniosła łeb i spojrzała na nią ciepło, życząc jej w duchu powodzenia na łowach. Patrzyła, jak Murena oddala się z lekkością i radością w ruchach, która kontrastowała z ciężarem leżącym w sercu szylkretowej kotki. Czereśnia czuła, że daje jej zbyt mało. Dla niej to było wszystko – cała energia, wszystkie emocje, cała uwaga. Ale dla Mureny... dla Mureny to mogło nie wystarczać. Czuła, że partnerka potrzebuje czegoś więcej – czegoś, czego może nigdy nie będzie potrafiła jej dać. Zamyślona, nie od razu zorientowała się, że ktoś ją obserwuje. W obozie to było dość normalne – koty często zerkały na siebie, zwłaszcza w chwilach ciszy. Jednak tym razem spojrzenie było inne. Intensywne. Świdrujące. Nie przejęła się tym zbytnio, wróciła do swojej ryby. Ale obserwator nie odpuszczał. W końcu podszedł bliżej.
— Cześć — rozbrzmiał nad nią pusty, wyprany z emocji głos.
Czereśnia uniosła łeb. Jej oczy rozszerzyły się zaskoczeniem, gdy ujrzała przed sobą Szałwika – a raczej, Szałwiowe Serce. Dawno już został wojownikiem, a mimo to Czereśnia nigdy nie miała okazji mu pogratulować. Unikali się wzajemnie.
— Słuchaj, jest taka sprawa. Borówkowa Łapa bardzo by chciała pójść na wspólne szkolenie z Rozpromienioną Łapą, mówiła mi już o tym parę razy. Miałabyś niedługo na to trochę czasu?
Wypowiedział to wszystko szybko, jakby chciał mieć to już za sobą i zniknąć jak najszybciej.
Czereśnia usiadła powoli, owijając ogon wokół łap. Zrobiła miejsce obok siebie, dając mu sygnał, że może usiąść, jeśli chce. Szałwik jednak patrzył gdzieś w bok, unikając jej wzroku i czekając w ciszy na odpowiedź. Zastanowiła się przez chwilę. Czy jej uczeń naprawdę był gotów na wspólne treningi? Rozpromieniona Łapa był... impulsywny. Często wybuchowy. Ale może właśnie kontakt z siostrą przyniósłby mu równowagę? Sama Czereśnia nie utrzymywała bliskich relacji ze swoją siostrą – i nikt nie dbał, by to zmienić. Teraz były sobie obce. Nie chciała, by jej uczeń powielał ten sam los.
— Jasne, myślę, że nie będzie z tym żadnego problemu. Przyda im się nauka współpracy, to na pewno — odparła w końcu, prostując się i uśmiechając smutno.
Szałwik skinął głową, a jego ciało drgnęło lekko – jakby chciał odejść, lecz coś go jeszcze powstrzymywało. Stał wciąż obok niej, nieruchomy.
— A jak ci idzie z Borówkową Łapą? — zapytała, próbując jakoś ruszyć rozmowę.
W końcu usiadł, choć nadal nie patrzył na nią.
— Jest dobrze. Dogadujemy się, a treningi zawsze mijają nam w miłej atmosferze — odpowiedział krótko. — A tobie z Rozpromienioną Łapą jak się układa?
— Mi też się z nim dobrze współpracuje. Jest dość ekspresyjny i porywczy, ale to dobrze – ma zapał do pracy — wymruczała spokojnie.
Zorientowała się, że dawno nie wypowiedziała tylu słów naraz. Ostatnie dni były dla niej raczej ciche, zamglone, jakby oderwane od rzeczywistości.
— Tak... ale musi też uważać — odezwał się nieśmiało Szałwik.
— Pracuje nad tym. Nadal jednak polowanie na bardziej ruchliwą zdobycz jest dla niego trudne — zaśmiała się lekko, wbijając spojrzenie w jego sylwetkę. Jej oczy błyszczały, jakby szukały u niego reakcji, głębszego zaangażowania. Chciała, by rozmowa trwała. Potrzebowała tego. Szałwik jednak wciąż milczał, zamknięty w sobie.
— A u ciebie jak? — zapytała znów, odrywając od niego wzrok i kierując spojrzenie ku niebu. Nad nimi niebo było przejrzyste i spokojne, jakby zupełnie nie przejmowało się ciężarem myśli, które nosili w sobie.
<Szałwiku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz