*TW: samookaleczanie, atak paniki*
Był wstrząśnięty śmiercią swojego brata. Nie potrafił tego przetrawić. Patrzenie na jego zimne ciało sprawiało, że przechodziły przez niego ciarki. Czuwanie było dla niego specjalnie okrutne. Płakał całą noc, wtulając nos w futro Szczypiorkowej Łapy, modląc się do Klanu Gwiazdy, że jednak się obudzi. Nie wiedział co by zrobił, gdyby nie to, że Iskrząca Nadzieja tak wiele nauczyła go o przodkach żyjących na srebrnej skórze. Szeptał do ciała brata słowa, które może i jeszcze byłyby w stanie zaprowadzić tam jego duszę. Nikt inny nie mógł go tam poprowadzić, jedyna nadzieja była w nim. Podczas tej nocy został przy ciele sam, wszyscy inni już opuścili czuwanie. Wstał powoli i zdecydował się na spacer poza obozem. Na jego szczęście miał to już wypracowane, bo często potrzebował chwili dla siebie. Jednak dzisiaj było inaczej, nie chciał spaceru dla oczyszczenia myśli, wręcz przeciwnie. W głowie buzowało mu od złych myśli, jego łapy same rwały się do ucieczki, choć trzęsły się jak szalone. Szedł pomiędzy drzewami, czasem intencjonalnie ocierając się o krzaki, które mogły go zranić, aby mógł poczuć jakikolwiek ból, który przywróciłby mu poczucie życia. Był otępiony, nawet nie wiedział, gdzie jest. Zatrzymał się na polanie, chwiejąc się lekko. Spojrzał do góry, na niebo usłane gwiazdami.
— Dlaczego… Dlaczego on..? Dlaczego mi go zabraliście?! — wykrzyczał, w desperacji miotając ogonem o ziemię. — Powinien żyć, powinien teraz spać w legowisku uczniów, ze mną, z Dyniową Łapą, mógłby jeszcze tu być! Chciał być wojownikiem, miał tak wiele przed sobą…
Jego łapy odmówiły posłuszeństwa i runął na ziemię. Trząsł się chyba bardziej niż wtedy, gdy przeżywał swoją próbę w lesie. Położył swoją głowę na trawie, pomiędzy łapami, nie mając już siły na konfrontację z Klanem Gwiazdy.
— Czemu nie odpowiadacie… Czy naprawdę istniejecie, czy inne klany naprawdę w was wierzą i przemawiacie do nich..? — jego słowa nic nie dawały. Nie mógł nic zrobić, jedynie bezsilnie leżeć na trawie. Jego myśli odbiegały w różne strony. Chciał je zagłuszyć, wyrzucić, nie czuć już nic. Spojrzał w stronę krzewu, który miał kolce. W świetle księżyca wyglądał wręcz hipnotyzująco. Przypomniał sobie, jak sam znalazł kolec w swoim legowisku. Podniósł się, chwiejąc się z boku na bok i podszedł do niego, jakby nie widział nic innego. Wszystko oprócz tego jednego krzewu zniknęło, miał nadzieję na ukojenie, na cokolwiek, co pomogłoby mu poczuć ulgę od myśli, więc złapał zębami za gałąź, wyciągnął łapę do przodu, i…
***
— Szczawiowa Łapo, słuchasz mnie w ogóle? — spytała Iskrząca Nadzieja, na co kocur wzdrygnął się.
— Tak, tak… Przepraszam, ja po prostu… Chyba mam zły dzień, nie wyspałem się. — odpowiedział jedynie. Kotka skinęła, lecz nadal wyglądała na zmartwioną.
— Tak jak mówiłam, tą ranę powinna obejrzeć Cisowe Tchnienie. Jak to się w ogóle stało, skąd ją masz? — spytała, oglądając jego łapę. Od łokcia w dół rozciągała się dość pokaźna rana, przez którą czuł ból przy chodzeniu.
— Sam nie wiem. Musiałem jej nie zauważyć…
— Jakim cudem? Przecież jest świeża, musiała choć trochę boleć… — kocur zabrał od niej łapę, którą prześwietlała wręcz wzrokiem.
— Nic mi nie jest. Dostanę coś na ból i możemy trenować, nic wielkiego. — odpowiedział na jej zmartwienie i ruszył w stronę medyczki. Gdy ta natomiast zobaczyła ranę, sama była zdziwiona, ale zdecydowała się nie przeciągać kuracji. Pajęczyny lepiły się do jego futra kołtuniąc je, ale dobrze trzymały opatrunek. Podziękował jej za pomoc, po czym nie czekają na jej odpowiedź wyszedł z legowiska. Był gotowy na zakończenie swojego szkolenia, nie miał ochoty na zbyt długie czekanie.
— Możemy już iść? Nie chcę przebywać zbyt długo w obozie… — tak naprawdę miał ochotę zakopać się pod mchem w legowisku uczniów i opłakiwać Szczypiorkową Łapę, ale nie mógł. Musiał się wziąć w garść, w końcu ma szkolenie do zakończenia.
— Słuchaj, dzisiaj może jednak odpocznij. Tak będzie najlepiej, wiesz? A jutro, jak twoja łapa chwilę odpocznie, to zapolujemy. — uśmiechnęła się delikatnie, a zanim zdążył się sprzeciwić, polizała jego ucho i odeszła.
***
Po tylu księżycach pewnie zdążyłby zapomnieć o całej sytuacji ze swoim bratem, jednak gdy do obozu weszła Gąsiorkowy Trzepot z ciałem Pajęczynki, wspomnienia zalały go na nowo. Dlaczego cały czas musiały umierać kolejne i kolejne koty? Choć to nie było jeszcze najgorsze. Najgorsze było spojrzenie matki Pajęczynki na wojowniczkę trzymającą jej zmarłe dziecko w zębach. Srebrzysta Łuna w panice podbiegła niedowierzając w to, co widzi.
— Nie, błagam, wszystko tylko nie to! — płakała, lizała zaschnięte już rany, próbując obudzić córkę, jednak bezskutecznie. Nie wstawała. Nie mogła, nawet jeśli sam Szczawiowa Łapa tego pragnął. Wiedział doskonale, jak czuła się w tym momencie Srebrzysta Łuna. Nikła Gwiazda wyszedł z legowiska widząc piski i wycie karmicielki.
— Co tu się dzieje? — spytał, ale widząc ciało kotki zdążył już wywnioskować czemu jedna z jego wojowniczek łkała. Srebrzysta Łuna odwróciła się gwałtownie w jego stronę, gdy go usłyszała.
— Ty… To wszystko twoja wina! Gdyby nie ty, nadal by żyła! — splunęła w stronę lidera, który odsunął się od niej lekko.
— O czym ty mówisz?
— Gdyby nie ta cała tradycja, posyłanie bezbronnych kociąt na pastwę losu do lasu, nadal by żyła! Ktokolwiek wymyślił tak okrutne tortury powinien zostać karmą dla wron! — jej głos łamał się gdy przez łzy wyzywała lidera.
— Uspokój się, bo będę zmuszony zrobić to za ciebie. — syknął w jej stronę Nikła Gwiazda. Kotka jednak nadal spluwała w jego stronę obelgami.
— Nie, dobrze wiesz, że to twoja wina. Masz bezbronne kocię na sumieniu, jak się z tym czujesz, co?! — już miała zawalczyć czymś więcej niż słowami, jednak w końcu Sowi Zmierzch odsunął ją od lidera, aby temu zapobiec. Tej nocy skończyła w izolatce. Szczawiowa Łapa tak bardzo współczuł jej straty własnego dziecka. Jego łapy trzęsły się a oddech stawał się szybszy przypominając sobie o ciele Szczypiorkowej Łapy leżącym przed nim. Jak to się mogło stać? Dlaczego Klan Gwiazdy najpierw odbiera jemu brata, a potem niewinnej karmicielce dziecko? Wycofał się z miejsca, w którym leżało ciało Szczypiorkowej Łapy a teraz Pajęczynki. Przechodząc obok izolatki słyszał szlochy kotki, które łamały jego serce. Gdy wszedł do legowiska uczniów nerwowym krokiem skulił się w legowisku, próbując uspokoić swój oddech. Miał jedynie nadzieję, że Klan Gwiazdy istnieje i będzie czuwał nad Klanem Wilka, że zaprzestanie niepotrzebnym śmiercią.
[1002 słowa]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz