niedługo po dołączeniu Sójki, przed próbą trucia
Chyba po raz pierwszy między Margaretkowym Zmierzchem, a Króliczą Gwiazdą doszło do kłótni. Powód, różnica w poglądach odnośnie przyjęcia do klanu ciężarnej samotniczki. Według szylkretki, czarny popełniał błędy swoich poprzedników, nawet jeśli postępował zgodnie z Kodeksem Wojowników. Zarówno Obserwującej Gwiazdy oraz Różanej Przełęczy, które zamiast ukrócić namnażanie się ognistofutrych potomków tyranki i przerwania rozłamu w klanie, przyczyniły się do tego co spotkało za młodu Margartekę oraz Pożarową Łapę na księżyce przed jej zaginięciem. W głębi duszy szylkretka miała nadzieję, że bratanicy nic poważnego się nie stało i po prostu odeszła dobrowolnie z klanu, chcąc zacząć życie na własnych zasadach, z dala od bliskich, na których nie mogła liczyć. Jednak myśl, że mogła zostać ofiarą samotników sprawiała, że trudno było jej zasnąć. Miała nadzieję, że nad rudą kocicą ktoś czuwa. Nawet ktoś, w czyich oczach Margarteka była pomyłką. Czy to jej zmarła matka, a babka Pożar, której nie dane było jej poznać, bądź inny rudy przodek. Nie ważne czy ten przebywający w Mrocznej Puszczy czy na Srebrzystej Skórze. Po prostu ktoś, kto mógł się nią zaopiekować i wskazać drogę ku szczęściu rudej kotki.
Mimo, że kocur starał się załagodzić rozmowę, wytknięcie przez partnerkę błędu w podejmowaniu ważnych decyzji nieco zaostrzyło wymianę między nimi zdań. Co prawda nie dosłownie, lecz kocur zasugerował, że kotka popada w swego rodzaju paranoje odnośnie kotów, które zdobi rudy odcień futra. Zabolało ją ta uwaga. W końcu nie była to prawda, a już na pewno nie w pełni. Tak jak kochała swoje przyrodnie siostry, Pajęczą Lilię i Bajkową Stokrotkę, tak nie kochała chyba nikogo innego. Nie licząc Królika i swoich kociąt. Nawet jeśli Pajęczą i Bajkę zdobiła ruda barwa, nie czuła się w ich towarzystwie zagrożona. Nie mogła tego jednak powiedzieć o swoich braciach. Nawet jeśli Nagietkowy Wschód odszedł, rany psychiczne, które zadał jej wraz z ich matką nie zniknęły. Co najwyżej wyciszyły się. A między Płomykiem, a nią wyrosła jeszcze większa przepaść niż była.
– Jeśli naprawdę zależy ci na dobru klanu i dobru tych kociąt, które rozwijają się pod sercem Sójki powinieneś ją odesłać do Klanu Klifu, bądź Owocowego Lasu... Tak, aby wychowywały się z dala od Płomiennego Ryku, który nie będzie ich kochał tylko będzie stawiał wobec nich oczekiwania. Pożarowa Łapa była tego żywym przykładem. Wiesz to ty, ja... wszyscy to wiedzą, lecz każdy odwraca głowę, bo tak jest i było wygodniej... Nie chcę już dłużej odwracać oczu... Króliku, proszę... – Wątpiła, że jej błagalny ton wpłynie na podjętą decyzję lidera. Nawet relacja jaka ich łączyła nie mogła na to wpłynąć. Nie była nikim ważnym w hierarchi. Była starszą, którą lider mógł wysłuchać i skonsultować później uwagi z Przepiórką czy może nawet z Salamandrą, której rola, aby dziedzictwo przodków nie poszła w niepamięć była równie ważna jak pełnione przez niego i szylkretke funkcje.
Kocur jej nie rozumiał. Zazdrościła mu tego, że urodził się w normalnej rodzinie. No może nie w normalnej, bo jego matka oddała go do klanu i tyle ją widziano, ale był otoczony przez koty, nawet jeśli obce, które go kochały i dbały o niego od pierwszych księżyców jego życia. Nawet jako jej partner nie miał w pełni tej świadomości jak wygląda przyjście na świat w rodzinie pokroju rodu Piaskowej Gwiazdy. Gdzie narzucenie własnych krzywdzących przekonań potomstwu było ważniejsze od zbudowania z nimi zdrowej relacji. A odmienne zdanie było potępiane i jednoznaczne sprawiało, że bliscy się od ciebie odwracali. Krew, która płynęła w żyłach Margaretki i jej rodzeństwa była niczym jak wyrok nad ich losem. Piętno. A Margarteka pozwoliła, aby jej kocięta również stały się jej nosicielami.
– Obyś nie żałował swej decyzji... – miauknęła cicho. Bez pożegnania zeszła po schodach na parter, mijając się na półpiętrze z Rozkwitającą Szantą. Po wyjściu z Skruszonej Wieży rzuciła przelotne spojrzenie w kierunku kociarni, po czym zniknęła w legowisku starszych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz