Liczyła, że jej słowa zabrzmiały choć trochę pokrzepiająco, jednak najwidoczniej to nie podziałało; Szałwik zrobił tylko zbolałą minę, wpatrując się w swoje łapy.
— Dzięki… — wymamrotał.
─── ⋆⋅☼⋅⋆ ───
Niebo było znacznie spokojniejsze niż ostatnio; chmury, dotąd ciężkie i ciemne, teraz zdawały się z lekkością frunąć po błękitnym nieboskłonie. Nawet słońce jakby zwolniło, wychynęło zza obłoków i uraczyło koty paroma jasnymi promykami, rozświetlając tereny Klanu Nocy. Nienaruszona tafla wody mieniła się jaskrawymi barwami, kontrastującymi z ciemnymi rybimi cieniami, co jakiś czas przemykającymi pod powierzchnią wody. Murena przejechała ogonem po nagrzanym piasku, paliczkami delikatnie muskając opalizujące zwierciadło. Ten drobny ruch wywołał nagłą lawinę; maleńkie fale przecięły wodę, na moment wzburzając toń. Okręgi zarysowały się na tle innych, zwężając się i rozszerzając miarowo. Dopiero po chwili wszystkie nierówności zniknęły, ustępując gładkiej jak sierść tafli.
Ptasie trele rozbrzmiewały w całej okolicy, wciskając się do uszu księżniczki - dzień jakich wiele, a jednak mimo tego pozornego spokoju Murena nie była w stanie prawdziwie odpocząć. Jej myśli wciąż dręczyły ostatnie wydarzenia. Wojna z samotnikami pozostawiła piętno na wielu kotach… w tym na niej. Odgłosy walki nie zdążyły jeszcze na dobre ucichnąć w głowie księżniczki, a już zaczęła uderzać w nią fala kolejnych, coraz to gorszych problemów. Problemów, które sama wokół siebie tworzyła… Gdyby umiała trzymać język za zębami… Nigdy do niczego by nie doszło. A teraz? Była jak zwierzyna po czujnym okiem łowcy. Nie wiedziała tylko, kto nim był. I dlaczego każdego dnia musiała opuszczać swoje legowisko i udawać, że właśnie nie popełniła ogromnego błędu, który kosztował ją tyle łez i relacji z bliskimi jej kotami? Dlaczego to wszystko było takie ciężkie? Czereśnia… była teraz jedynym kotem, z którym wszystkiego jeszcze nie zniszczyła. A ona tak bardzo nie chciała zostać sama. Bała się. Chodziła w kółko, brodząc po uszy we własnoręcznie wykreowanych problemach i zamykając się w niekończącym się cyklu. Żałowała. Tak bardzo żałowała swoich czynów.
Westchnęła cicho, chyląc łeb ku lustrze, w którym zarysowało się jej blade lico. Wysunęła łapę przed siebie, gwałtownym ruchem przejeżdżając paliczkami po tafli. Jej pysk na chwilę zniknął, skryty za wzburzonymi falami. I nagle, gdy woda na powrót się wyrównała, dostrzegła parę jasnych oczu.
— Szałwiku? — Zastrzygła uszami, rzucając bratu krótkie, niepewne spojrzenie.
Point odwrócił się i spojrzał na nią zza barku. Na jego pysku nie było widać uśmiechu. Patrzył tak przez kilka przeciągłych uderzeń serca, nie odrywając wzroku od kotki i milcząc jak zaklęty.
— Co? — odezwał się w końcu pretensjonalnym tonem.
Księżniczka skuliła się, jakby właśnie oberwała łapą w brzuch i strzepnęła nerwowo ogonem. Z trudem utrzymywała się na łapach; czuła, jak palące poczucie winy spoczywa na jej barkach, wręcz przygniatając ją do ziemi.
— Gdzie idziesz? — wymamrotała, wkładając mnóstwo wysiłku w unikanie chłodnego spojrzenia brata.
Wiedziała, że popełniła błąd. Ale… chciała to naprawić, czyż nie?
— Nigdzie? — prychnął wojownik, ogonem smagając powietrze.
— Oh. — Ciche westchnienie uciekło z pyska kocicy. Nerwowo poruszyła wąsami, wpatrując się w swoje łapy. — Ja… nie chciałam… wiesz o tym, tak?
Prychnął.
— Nawet mi nic nie mów.
Spuściła wzrok, kierując go na swoje pazury.
— To… to było przez przypadek… Nie przemyślałam tego, okej? — wydusiła.
Przewrócił oczami.
— Nie wiem w jaki sposób przypadkiem można stać się czyjąś partnerką, ale w porządku — burknął, urywając na chwilę. — W porządku. Bądź nią sobie. I tak mnie to nie obchodzi — dodał sarkastycznym, podniesionym tonem.
Jej serce ścisnęło się z żalu; wiedziała, że straciła coś, czego nie była już w stanie naprawić, nieważne jak bardzo by tego chciała. Zepsuła wszystko; zdradziła Szałwika.
— Przecież widzę, że cię to obchodzi — westchnęła. — Mogę... mogę z nią zerwać!
Nie mogła. Bez namysłu rzuciła słowa na wiatr, jakby właśnie nie mówiła o jedynym kocie, który chciał jej jeszcze słuchać.
Szałwiowe Serce znów nie odzywał się przez dłuższą chwilę.
— Nie — wymruczał, brzmiąc na zrezygnowanego, po czym znów zamilkł. — Przecież nie mogę ci tego zabronić. Tylko... — Wyglądał, jakby intensywnie szukał w głowie odpowiednich słów i bił się ze swoimi myślami. Wygiął pysk, jakby zaraz miał już coś powiedzieć... Po czym westchnął, wypuszczając z siebie całą nabudowaną energię. — Ech.
Czyhająca Murena zmarszczyła nieznacznie nos, mrużąc oczy.
— No to czego chcesz? — zapytała podniesionym głosem.
W przeciągu zaledwie chwili Szałwik znów napiął się, wygiął grzbiet i nastroszył na nim sierść.
— Nie wiem! Może po prostu nie wiem, czego chcę! — syknął. — Podoba ci się taka odpowiedź?!
— Co jeśli ci powiem, że nie? Dlaczego wszystko tak komplikujesz?! Obrażasz się, odcinasz, nie mówisz czego chcesz, a na końcu oczekujesz, że jakoś to wszystko naprawię!
— A może po prostu mogłaś pomyśleć, zanim ze wszystkich kotów, jakie są w Klanie Nocy i poza jego granicami, wybrałaś akurat ją!
— Miłości się nie wybiera!
— Mi to mówisz? To ty się na to porwałaś wiedząc doskonale, kim ona jest i jak ja się czuję. Tego się po prostu nie robi! Nie wiem, czego ty nie rozumiesz!
Nastała chwilowa cisza. W jednej chwili Murena uspokoiła się. Spuściła łeb, opuściła barki i głośno wypuściła powietrze z płuc, ogonem zamiatając ziemię. Miał rację. Chyba. Choć tak bardzo nie chciała mu tego przyznać… to ona popełniła błąd. Nie on. Siedziała więc w milczeniu, a jej umysł zaprzątała tylko jedna myśl - czy Szałwik kiedykolwiek jej wybaczy?
<Szałwiku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz