Przed zawarciem sojuszu z Liściastą Gwiazdą
Powoli wszystko się zazieleniało, słońce nieśmiało wychodziła zza chmur, a deszcz, chociaż nie ustawał, tak robił się coraz bardziej znośny - zwłaszcza, kiedy wraz z nim pojawiały się zioła i zwierzyna. Chociaż w kwestii jedzenia nie miały najmniejszego problemu nawet i w Porę Nagich Drzew. Siano, słoma i ciężkie, wypełnione czymś, szare worki, które pozostawili po sobie dwunożni, nie zapewniały ciepła tylko kotkom - wiele stworzonek również chciało z nich skorzystać; nawet jeśli musiały się wtedy liczyć z niebezpieczeństwem w postaci kocich pazurów. Brzuchy miały pełne, humory w większości dobre, a czas zlatywał im w dużej mierze na drzemkach i przemykaniu, niczym cienie, po terenach Klanu Klifu. To drugie najbardziej spodobało się Soli, która potrafiła wyjść z szopy wraz z zachodem słońca, a powrócić już, kiedy po raz kolejny wspinało się leniwie po horyzoncie. Jej futro pachniało żywicą, piaskiem i bryzą - coraz bardziej, jakby była faktycznie kotem znad klifów. Reszta grupy przesiąknięta była słodkawą słomą, a ich poduszki niosły woń mysich odchodów, które walały się po miejscach, gdzie nie było suchej wyściółki. Dnie były krótkie, chociaż wydawały się trwać całą wieczność. Noce były ciche, spokojne, przepełnione otępiającym aromatem siana.
— Żałujcie, że nie widziałyście, jak te ślepoty obracają się w kółka i wytrzeszczają gały, kiedy słyszą, jak przeskakuje z drzewa, na drzewo — wybuchnęła śmiechem Sola, opowiadając o swoich ostatnich wypadach. — Cali się trzęsą, jakby zaraz ich miała ta gałąź zmiażdżyć, dygoczą jak surowe udko!
— Następnym razem rzuć w nich czymś! — wykrzyknęła Natta, wylegując się brzuchem do góry.
— Pozbieram te mysie bobki, zlepie w jedną wielką i walne komuś między oczy. — Wyszczerzyła się do siostry szylkretka.
— O! O! I zrób najpierw jakiś straszny dźwięk, żeby japę rozdziawili, niech im wpadnie — proponowała dalej niebieska.
— Znalazłam ostatnio sowią wypluwkę... — odezwała się nagle, niemal rozmarzona, Skorek, wynurzając się spod swojej kupki siana, gdzie zazwyczaj przesiadywała.
— Tak! Skorek jesteś geniuszem! — podekscytowała się Natka. — Wyobrażacie sobie? Zadławić się ptasimi, zbitymi rzygami? Bhaha!
— Śmierć tego sezonu, no normalnie... Skorek gdzie ją masz? — Sola podbiegła do burej i z rozpędu wsunęła się obok niej, rozkopując dookoła suchą trawę. — Gdzie, no gadaj! Nie możesz teraz mi tego zrobić, nie, kiedy rozbudziłaś we mnie nadzieję, że będę mogła obrzucić kogoś sowim bełtem.
— Zjaa-aa-aadłam! — wyświergotała niebieskooka, szeroko rozdziawiając pysk.
— Bha! Żartujesz sobie, co nie? — Niższa samotniczka wybuchnęła śmiechem i z niedowierzaniem wpatrywała się w koleżankę, która wywaliła jęzor, dalej wpatrując się w chudą szylkretkę. — Bhahaha! Sola weź poniuchaj jej gębę, może dalej śmierdzi rzygiem!
Kotka to zrobiła, podsuwając bliżej nos. Powąchała, ale w tym samym momencie Skorek zamknęła jej szczęki na pysku; Natta wybuchnęła kolejną salwą, niemal nie przewracając się na grzbiet. Widziała, jak siostra próbuje się wyrwać, a nagle odskakuję całym ciałem - dopiero wtedy bura ją puściła.
— Wsadziła mi język do nosa! — wrzeszczała, też jednak z łzami rozbawienia w oczach. Trzy samotniczki rechotały głośno, nie zważając na powracającą z polowania Zośkę i Walkę. Olbrzymka szybko się zainteresowała, co też tak zabawnego ma tutaj miejsce. Kiedy powiedziały jej wszystko, srebrna również się wyszczerzyła.
— Nie śmiej się ty kłodo! Tobie z pyska pewnie dalej wali jak brudna łapa! — warknęła żartobliwie Sola.
— Potraficie być poważne? Chociaż na moment? — odezwała się czekoladowa, przymykając ślepia. Gwar od razu się uciszył, ale niecne wyrazy na pyskach kotek pozostały. — Nie jesteśmy na swoich terenach, nie możecie zachowywać się, jakby wszystko wiecznie uchodziło wam na sucho.
— No... Ale wiesz Walka, w sumie to wszystko uchodzi nam na sucho — prychnęła Natta, posyłając starszej wyzywające spojrzenie.
— Nawet nie wiesz, jak oni się trzęsą ze strachu, kiedy nad nimi latam — zakpiła Sola.
— Ten strach zmieni się we wściekłość jeśli tylko podwinie ci się noga, dzieciaku!
— Mi się nogi nie podwijają, spokojnie babuniu. — Wyszczerzyła się do najstarszej, która prychnęła tylko i odeszła.
— Gdzie Taniec? — zapytała Żelazna Zośka, rozglądając się po szopie. Siostry jednocześnie pokiwały łbami i trzepnęły ogonami.
— Pewnie poszła robić pisklaki z Jagienką — palnęła nagle Skorek, wybierając sobie słomę spomiędzy palców. — Za niedługo wrócą bociany, więc muszą się pośpieszyć.
Pozostała trójka spojrzała po sobie i po raz kolejny roześmiała się. Bura była pełna powagi, skupiona na wykonywanej czynności.
— Ale ja jestem tutaj... — Głos Jagienki wydobył się zza szarego worka. Jej niewielki łebek wyjrzał w ich stronę, lekko zakłopotane oczy skakały między kotkami.
— No to może robi pisklaki z kimś innym... — mruknęła ponownie Skorek. — Może to znak dla ciebie. — Spojrzała na zielarkę i kontynuowała: — Żebyś też z kimś zrobiła...
— Prze-przepraszam, ale co ty mówisz... — wyjąkała koteczka, nie do końca wiedząc, jak ma reagować. Coś przemknęło im nad głowami, gdzie pod sufitem wisiały grube, położone jakby kłody. Puchaty ogon zawisnął, huśtając się delikatnie.
— Jesteście obrzydliwe dzisiaj... Bardziej niż zwykle — powiedziała Terpsychora, spuszczając przednie łapy i głowę na dół.
— Kicia złaź, bo sobie drugie oczko wyłupiesz — krzyknęła Żelazna Zośka, uśmiechając się z udawaną troską. — Nie będziemy cię lepić na żywicę.
Liliowa podciągnęła się i wstała powoli. Idąc po belce do ściany, rozciągnęła po kolei każdą długą nogę. Kiedy dotarła do końca, skacząc najpierw na parapecik, a potem na stos worków, dostała się na ziemie. Nie skierowała się jednak w stronę reszty kompanek, ale ku wyjściu.
— Hej! Co się będziesz? Szwendać znowu? — zawołała Sola, ale jednooka nie odwróciła się do niej, jedynie prześlizgnęła się przez uchylone drzwi. Usłyszały jedynie przytłumione słowa.
— Idę na patrol.
* * *
Od kiedy przybyły do szopy czas jakby stanął. Nikt nie przychodził. Nie tego się spodziewała... Czasem tylko widziała, jak pojedyncze koty przemykają w ich pobliżu, kłusują przez wysoką zieleń, aby dotrzeć do Złotego Morza. Liczą na objawienie się fortuny, która ześle im pod łapy czmychające myszy. Ich nikt nie zauważał. Unosząca się dookoła woń siana dobrze maskowała ich zapachy, a sama szopa kojarzyła się z obecnością dwunożnych; nikt nie chciał ryzykować. Nie patrolowały stale zbyt odległej okolicy - nie chciały wykonywać roboty za wojowników, no i nie chciały się wychylać. To, co robiła Sola, było nieodpowiedzialne, ale potrzebne, nawet jeśli Walkiria uważała odwrotnie. Jeśli miałyby zwyczajnie czekać, aż ktoś postanowi spojrzeć do szopy, śmierć by je dogoniła, zanim nos kota z Klanu Klifu odsunęłaby drewniane wrota. Musiały im jakoś pomóc, jakoś ich... Nakierować. To Terpsychora poleciła, a raczej zaproponowała, bo samo zadanie zostało przyjęte z dużym entuzjazmem, aby Sola przejęla rolę ich szpiega, ich cienia... Chciała, aby koty z jej dawnego klanu poczuły to, co ona czuję niemal bez przerwy. Poczuły te mroczne cienie, które przemykają w kącikach jej pola widzenia. Cienie... Cienie zatruwały jej życie, rozlewały się po nim. Zwykle chciały pozostawać w tej płynnej, niezmaterializowanej sferze; teraz jednak cień stał. Stał tak długo, aż wyrósł przed kocicą w pełnej okazałości. Stanęła. Serce biło jej w piersi, jednak nie dała po sobie poznać strachu. Coś było przed nią. Było i... Po prostu było, niemal w bezruchu. Postać była rozmyta, okryta mrokiem, zrośnięta z przestrzenią. Moment zawahania rozlał się po samotniczce, ale szybko przemknął; nawet jeśli kot przed nią jest prawdziwy, nie jest majakiem, to nie jest z Klanu Klifu; ona pozna ich wszędzie. Ufała sobie w tej kwestii, ale realność postaci wciąż była pod znakiem zapytania.
— Jesteś zjawą? Jeśli tak, nie podchodź — powiedziała sucho, jednak nie agresywnie. Ma tu jednych wrogów, nie szuka dodatkowych.
<Marionetko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz